Nieuciekające kurczaki

Skafander-Samsara-1-1024x432

Natalia Stysło

Nieuciekające kurczaki

 

Nasze nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu oraz wzrost liczby mieszkańców Ziemi skutkują tym, że trzeba produkować coraz więcej żywności. Ów wybujały konsumpcjonizm powoduje, że tak jak w chińskich fabrykach składa się żelazka czy iPhony, tak w zakładach mięsnych na taśmie „powstaje” drób, wołowina i wieprzowina. A przynajmniej zdają się tak sugerować niektórzy reżyserzy, gdyż niejeden dokument ostatnich lat, który próbuje opowiedzieć (często również bez słów, jak liczne przykłady non-verbal movies) o kondycji współczesnego człowieka, ucieka się właśnie do takiego (jakże nachalnego z każdym kolejnym powieleniem) sposobu przedstawiania.

Dzisiejsze czasy

Co kilka lat powstają pełnometrażowe dokumenty, które starają się pokazać, jak i czym żyje współczesny człowiek. I tak, skoro mieszkamy w globalnej wiosce, Michael Glawogger w swoich Megamiastach (1998) zabiera widzów na wycieczkę po Mexico City, Nowym Jorku, Moskwie i Bombaju, a twórcy ubiegłorocznej Samsary (która wydaje się być niczym więcej niż ich wcześniejszą Baraką przepuszczoną przez filtr nowoczesnych technologii) przedstawiają w formie półtoragodzinnego teledysku wszystkie możliwe zakątki świata, zarówno te egzotyczne, jak i te w stu procentach ucywilizowane. Wśród wielu podobieństw formalnych i chętnie powtarzanych metafor, możemy wskazać tę najbardziej oklepaną, którą jest właśnie taśmowa produkcja tak zwanego „czegokolwiek”.

Twórcy tacy jak Ron Fricke czy Erwin Wagenhofer podejmują myśl Charliego Chaplina z Dzisiejszych czasów (1936), starając się ją jednak zaktualizować. Teraz to już nie fabryka z robotnikami dokręcającymi śrubki (choć to też), a taśmowa produkcja żywności i mechaniczna obróbka spożywanych przez nas później kurczaków stała się signum temporis współczesnego świata, bo, tak jak u Chaplina, trzeba wciąż i wciąż zwiększać tempo produkcji. Co ciekawe, uśmiercane w tych „nieludzkich” warunkach zwierzęta portretowane są naprawdę jako ofiary, a sposób prezentowania procederu odbierania im życia zdaje się potwierdzać stwierdzenie Heideggera o podobieństwie współczesnej produkcji żywności do Holocaustu. W Samsarze (2011) ciągłość muzycznych kompozycji Lisy Gerard i jej Dead Can Dance zostaje przerwana na krótką chwilę właśnie po to, aby widz mógł wsłuchać się w odgłosy wydawane przez przerażony drób tuż przed egzekucją.

Jajko czy kura?

nakarmimy świat - kadr

Nakarmimy świat – kadr

Schemat jest prosty: kurczaki już od wyklucia (a nawet jeszcze przed) żyją w przerażeniu i traktowane są przedmiotowo, a gdy osiągają odpowiednie wymiary, zostają uśmiercone, po czym zapakowane w foliową paczuszkę trafiają do sklepów (zazwyczaj wielkich bezdusznych sieciowych hipermarketów), a stamtąd ich droga prowadzi już prosto do naszego żołądka. Już w Koyaanisqatsi Godfrey’a Reggio pojawia się wzmianka o taśmowej żywności, jednak jeszcze bez zwierzęcych bohaterów. Przez krótką chwilę widzimy ujęcia taśmowo produkowanego sera czy szynki, które trafiają do supermarketów. To rok 1982.

O krok dalej idzie Ron Fricke w Barace 10 lat później. Po taśmowej produkcji części do komputerów, przychodzi kolej na wątek drobiarski. Najpierw na ekranie pojawiają się dziesiątki kurzych jaj przesuwających się na taśmie i przechodzących przez odpowiednie maszyny, skontrastowane z tłumami ludzi w obrotowych drzwiach i na ruchomych schodach (za montaż Lew Kuleszow z pewnością przybiłby im piątkę!). Następnie taśmą przejeżdżają już malutkie, równie słodkie co przerażone kurczątka, tłoczące się niczym ludzie w metrze (co oczywiście po chwili widzimy!). Drobne zabiegi kosmetyczne pozwalają posortować pisklaki i przygotować do dalszej „obróbki”. Kamera jadąca przez niekończącą się halę z dorodnymi i wyrośniętymi już kurami w klatkach ustawionych jedne na drugich, kończy w oknie wychodzącym na ruchliwą ulicę pełną samochodów i pieszych, których z kolei ograniczają wieżowce-klatki dookoła – niech żyje ciąg skojarzeń. Warto wspomnieć, że czas umieszczenia wątku żywności w tego typu filmach zazwyczaj przypada na około 50 minutę, czyli mniej więcej połowę całości.

Skafander Samsara 2

Samsara – kadr

W Samsarze temu zagadnieniu twórcy  poświęcają znacznie więcej uwagi. Tu wątek jedzenia rozpoczyna taśmowa produkcja pierogów w wykonaniu ludzi w przerażających kombinezonach, by po chwili widz mógł przenieść się do krainy drobiu, tym razem bez ogródek. To już nie kurczak, a kawałki mięsa, obierane, krojone, sortowane. Kiedy dokona się ich zagłada (z kurczęcym diegetycznym kwileniem w miejsce niediegetycznej Lisy Gerard, w naturalnym tempie, bez przyśpieszenia z jakim przedstawia się tu zabieganych ludzi), przychodzi czas na krowy. Na szczęście ich (przynajmniej w filmie) nie spotyka tak tragiczny los – są jedynie obiektem wyzysku zakładów mleczarskich. Ale to nie koniec, człowiek lubi przecież czasem zjeść też wieprzowinę! Fricke pamięta również o tym i po chwytającej za serce scenie karmienia prosiąt przez matki (niczym urocza Babe, świnka z klasą), przestaje być tak różowo – każdą dorosłą świnię czeka pozbawienie głowy i rozczłonkowanie na co smaczniejsze porcje: golonkę, boczek, łopatkę czy karkówkę. Pod taką postacią, jak u Reggio, trafiają na sklepowe półki. Ale to, wydaje się mówić reżyser, jeszcze za mało – czas na dyskretny wniosek! W ogromnych marketach oprócz jedzenia współczesny człowiek kupuje także… tony papieru toaletowego i skrzynki piwa.

Człowiek kurczakowi wilkiem

Nakarmimy świat

Nakarmimy świat – plakat

Apogeum stanowi jednak film Nakarmimy świat (2005), w całości dotyczący kwestii jedzenia we współczesnym świecie, a ściślej w krajach powiązanych z produkcją żywności pod jarzmem Unii Europejskiej, który, oprócz obrazu, przemawia do widza słowem… Po epizodzie piekarniczym, rybnym oraz warzywnym czas na naszych ulubieńców – wyrośnięty drób z przerażonymi oczętami. Erwin Wagenhofer bowiem nie tylko pokazuje cały proceder hodowli i pozbawiania kurczaków życia w sposób najbardziej dosadny z dotychczasowych (ze względu na wrażliwość własną oraz czytelników, pozwolę sobie pominąć opis), lecz zaopatruje go jeszcze w stosowny komentarz – jesteśmy winni nie tylko śmierci spożywanego przez nas drobiu, ale także całego zła w kapitalistycznym świecie. Pracownik jednego z zakładów drobiarskich, wprowadzający widzów w tajniki 8-tygodniowego cyklu produkcji kurczaków w inkubatorach podgrzewanych do 37oC (tak, wystarczy 8 tygodni aby z jajka wyrosła 2-kilogramowa kura na rosół…) z pretensją w głosie stwierdza, że współcześni konsumenci nie zdają sobie sprawy z tego, jak przygotowywana jest żywność i zależy im tylko na zaspokajaniu własnych potrzeb, a w głowie nie mają nic poza robieniem kariery i zdobywaniem kolejnych tytułów naukowych…

Tego typu filmy mają na sumieniu pod względem ideologicznym znacznie więcej grzechów głównych niż przewiduje kanoniczna siódemka. Ich powtarzalność przytłacza, a prezentowane sekwencje wyglądają jakby były tymi samymi materiałami montowanymi tylko na nowo w każdej następnej produkcji. To, co w domyśle ma zachęcić do refleksji nad sobą, w efekcie zniechęca jedynie do spożywania mięsa przez dłuższy bądź krótszy czas po filmowej lekturze, a także do oglądania kolejnych dzieł o podobnej tematyce.

Warto wspomnieć, idąc tropem moralizatorskich filmów o losach kurczaków, że nam, ludziom, niewiele więcej w życiu się należy, choć z taką lubością lubimy maltretować inne stworzenia, co swego czasu tak pięknie ujął Werner Herzog.