Mniej znaczy więcej – wizerunki transseksualistów w serialach

1Transparent (2014-, Jill Soloway)

Seriale telewizyjne przeszły w ostatnich latach szereg zmian, zarówno w warstwie narracyjnej, jak i technicznej. Procesy te postępowały w takim tempie, że nawet produkcje sprzed kilku sezonów wydają się dziś wyrwane z innej rzeczywistości, a co dopiero myśleć o takich powstałych przed latami dziewięćdziesiątymi. To wręcz prehistoria. Ramię w ramię z tymi zmianami szło podejście twórców serialowych do przedstawiania na ekranie różnego rodzaju mniejszości. Myliłby się jednak ten, kto twierdzi, że w tym temacie widzieliśmy już wszystko.

Rzecz jasna nie mówimy tu o przemianach zachodzących tylko w ostatnich dwóch dekadach. Proces ten, zarówno w telewizji, jak i w kinie obejmuje znacznie dłuższy okres czasu, zmianie ulegały tylko jego podmioty. Na przestrzeni kolejnych lat o swoje prawa walczyły m.in. mniejszości etniczne, religijne i seksualne, a to zwykle znajdywało swoje odbicie na ekranie. Nadal nie można powiedzieć, by był to proces zamknięty – co jakiś czas wraca dyskusja na temat poszczególnych mniejszości. Często jest to bezpośrednio związane z ich przedstawieniem (lub jego brakiem) w jakiejś produkcji filmowej czy telewizyjnej. Niewątpliwie jednak czasy się zmieniły i trudno dziś mówić o szczególnym pokrzywdzeniu pewnych grup kosztem innych. Nie zmienia to jednak faktu, że w świadomości społecznej nadal pojawiają się „nowe” mniejszości, co nie umyka uwadze twórców telewizyjnych, którzy te zmiany starają się portretować, z lepszym lub gorszym skutkiem. Gdy miesiąc temu Złoty Glob dla najlepszego serialu komediowego zdobył Transparent autorstwa Jill Soloway, który w głównym wątku porusza tematykę transgenderową, jasne stało się, że telewizja z hukiem wkroczyła w obszar do tej pory zarezerwowany raczej tylko dla kina.

Nieszkodliwa ciekawostka

Oczywiście tematyka LGBT nie jest serialom obca. Od wielu lat jest progresywnie rozwijana. Niewiele znajdziemy współczesnych produkcji, w których nie pojawiają się choćby poboczne wątki zahaczające o ten temat. Ich bohaterowie przeszli długą drogę od wypełniaczy ekranowego tła do pełnoprawnych postaci. Ciągle jeszcze zdarzają się niechlubne wyjątki, gdzie homoseksualiści sprowadzani są do roli rekwizytów w stylu koszmarnie ogranego stereotypu geja – najlepszego przyjaciela kobiety, czy złej lesbijki (nie unikają tego nawet telewizje głównego nurtu, np. Fox w swoim Gotham). Trzeba jednak przyznać, że tego rodzaju myślenie odchodzi już do lamusa, a tematyka LGBT przekazywana jest w coraz ciekawszych formach (co zapobiega jej uschematyzowaniu), a nawet stanowi główny wątek w serialu Spojrzenia produkcji HBO. To jednak dotyczy wizerunku homoseksualistów w telewizji. Z bohaterami transpłciowymi jest nieco inaczej.

2David Duchovny w Miasteczku Twin Peaks (1990-1991, David Lynch, Mark Frost)

Mianowicie, poza pewnymi wyjątkami, do tej pory odgrywali oni raczej epizodyczne role, będąc swego rodzaju ciekawostkami w głównej fabule. Celowali w tym zwłaszcza twórcy procedurali i sitcomów, których formuła ułatwiała wprowadzenie jednowymiarowych postaci do poszczególnych odcinków. Seriale głównego nurtu traktujące przynajmniej w pewnym stopniu o transpłciowości? To się praktycznie nie zdarzało. Nawet jeśli taki/a bohater/ka pojawiał/a się na ekranie, to trudno było temu zdarzeniu przypisać szczególną doniosłość fabularną. Przykładem może być występ Davida Duchovny’ego w Miasteczku Twin Peaks, gdzie zagrał agentkę DEA Denise Bryson. Choć postać to jak najbardziej rzeczywista (co w przypadku tego serialu nie zawsze było oczywiste), to nie dało się brać jej całkowicie na serio. Wynikało to w największym stopniu z samej konwencji produkcji Davida Lyncha i Marka Frosta, ale także z interpretacji roli przez Duchovny’ego, który zręcznie bawił się dualizmem postaci, czerpiąc zarówno z jej męskiej, jak i żeńskiej strony. Przez ten nieco absurdalny w tonie humor, widz sytuował postać Denise bardziej jako kolejny element budujący surrealistyczny klimat serialu, niż jako pełnoprawną bohaterkę. Niczego nie zarzucając twórcom serialu, bo nie to było ich celem, ale na takich podstawach trudno mówić o jakimkolwiek przełomie w ukazywaniu transpłciowych postaci w telewizji.

Śpiewający drugi plan?

Zresztą wskazanie momentu przełomu jest karkołomnym zadaniem, bo trudno mówić, by nastąpiło to nagle. Podobnie jak niegdyś w przypadku innych mniejszości, tak i w kwestii transgenderyzmu twórcy telewizyjni stawiali małe i ostrożne kroczki, stopniowo jednak zbliżając się do celu. Gdy pierwsza dekada XXI wieku przyniosła głównonurtowe produkcje traktujące otwarcie o tematyce LGBT (amerykańską wersję Queer as Folk czy Słowo na L – obydwa produkcji Showtime’a), w których pojawiały się wątki transgenderowe, można było przypuszczać, że powstanie serialu skupionego na tym wątku to już tylko kwestia czasu. Wsparcie nadeszło dość nieoczekiwanie ze strony prawdziwego giganta. W 2009 roku w Foxie zadebiutował jeden z popularniejszych seriali ostatnich lat, czyli musicalowe Glee. Choć można tej produkcji wiele zarzucić, na pewno nie będzie to brak odwagi twórców. Wszak nie mówimy tutaj o niszowym serialu, ale o przedsięwzięciu przyciągającym przed ekrany wielomilionową widownię i skierowanym do nastoletnich odbiorców. W tak niesprzyjających autorskiemu podejściu warunkach udało się stworzyć serial bez owijania w bawełnę mówiący o, jak się okazało, ciągle aktualnych problemach mniejszości, nie tylko LGBT. Pomiędzy kiczowatymi wykonaniami przebojów muzyki rozrywkowej, umieszczono wątki dotyczące homofobii, rasizmu, dyskryminacji ze względu na przekonania religijne czy pochodzenie etniczne i wiele innych. Niestety, największa siła tej produkcji, przyczyniła się do jej upadku. W późniejszych sezonach twórcy postawili sobie za główny cel poruszenie każdego, nawet najbardziej marginalnego problemu dręczącego amerykańskich nastolatków. Tym sposobem Glee z niegłupiego i bardzo sympatycznego serialu przemieniło się w karykaturę samego siebie.

3Alex Newell w Glee (2009-2015, Ryan Murphy, Brad Falchuk, Ian Brennan)

Pośród licznie reprezentowanych w Glee mniejszości nie mogło oczywiście zabraknąć i osób transpłciowych. Nie była to jednak grupa, którą twórcy serialu szczególnie się interesowali. Pierwszą postać wprowadzili dopiero w trzecim sezonie, a była nią Unique Adams, transseksualna dziewczyna grana przez Alexa Newella. Trudno ustalić z czego wynikało tak późne pojawienie się tego typu bohaterki, zważywszy, że z przedstawicielami innych mniejszości twórcy nie mieli żadnych problemów. Nie ulega jednak wątpliwości, że Unique była jednym z niewielu jasnych punktów w podupadającym już wtedy na jakości serialu. Jej wątek, choć nie unikał tanich chwytów fabularnych, był czymś do tej pory niespotykanym. Nie dość, że dotyczył osoby transpłciowej, to jeszcze nastoletniej, a to temat, na którym bardzo łatwo się wyłożyć. Twórcom udało się jednak wybrnąć w miarę zręcznie, skupiając się przede wszystkim na typowych dla wieku rozterkach (np. pierwsza miłość), ale przeplatając to problemami związanymi z płcią. Mogło być lepiej, ale również znacznie gorzej, co Ryan Murphy i spółka udowadniają w aktualnie emitowanym szóstym sezonie. Oto pojawiła się druga transpłciowa postać – Shannon Beiste (Dot-Marie Jones). Obecna już wcześniej, ale dopiero teraz ujawniająca swoją transgenderową naturę bohaterka jest prawdopodobnie najgorzej napisaną tego typu postacią w telewizji i kolejnym przykładem na to, że twórcy Glee pogubili się w planie naprawiania całego świata. Wprowadzając i rozwiązując wątek Beiste w jednym (!) odcinku zrobili więcej złego niż dobrego dla postrzegania osób transpłciowych. Można się tylko cieszyć, że to już ostatni sezon.

4Laverne Cox w Orange Is the New Black (2013-, Jenji Kohan)

W cieniu i w blasku fleszy

Sposobu w jaki należy wprowadzać do serialu wątki transgenderowe twórcy telewizyjni powinni się uczyć od… internetowych. To dla gigantów tego przemysłu – Netflixa i Amazona – powstały dwa seriale, w których osoby transpłciowe doczekały się najlepszego jak dotąd portretu. Pierwszy, Orange Is the New Black, umieszcza na drugim planie transpłciową więźniarkę Sophię Burset (Laverne Cox – również transseksualistka, nominowana za tę rolę do Emmy). Dzięki temu widz nie postrzega jej jako transseksualistki, a jedną z wielu osadzonych. Oszczędne dawkowanie jej historii sprawia, że odcinki poświecone Sophii należą do najlepszych w serialu. Dzięki sposobowi w jaki ją opowiedziano – emocjonalnie, ale bez patosu, akceptujemy ją jako osobę, nie rekwizyt, co było zarzutem wobec starszych produkcji. Dodatkowe „uczłowieczenie” bohaterki poprzez inteligentny humor (świetny pomysł z lekcją anatomii dla „prawdziwych” kobiet) pozwala dostrzec, że mamy do czynienia z postacią z krwi i kości, a nie zbudowanym na stereotypach manekinem.

5Transparent (2014-, Jill Soloway)

Drugi z internetowych seriali to wspomniany już Transparent. Produkcja przełomowa, bo jednym z głównych wątków w niej jest ujawnienie transseksualizmu Mortona/Maury Pfefferman (Jeffrey Tambor) przed trójką jego/jej dorosłych dzieci. Jak łatwo się domyślić, to wyznanie będzie skutkować serią nieprzewidzianych zdarzeń oraz wywróci do góry nogami już i tak mocno pokręcone życie całej rodziny. Choć Transparent jest klasyfikowany jako komedia, to nie spodziewajcie się wybuchów śmiechu – więcej tu okazji do gorzkich uśmiechów. Jill Soloway poszła drogą jaką powinni obierać wszyscy twórcy chcący opowiadać o transgenderyzmie. Choć historia Maury spina ze sobą pozostałe wątki, to jest tylko jedną z czterech. Te dotyczące Sarah, Josha i Ali są równie ważne i nie da się odczuć, by scenariusz poświęcał komuś więcej miejsca. Transparent to w gruncie rzeczy serial o rodzinie. Nie o transseksualistce, nie o przemianie i związanych z tym komplikacjach, nawet nie o reakcji najbliższych na tę sytuację, ale po prostu o grupie teoretycznie najbliższych sobie osób, które odkrywają, że tak naprawdę niewiele wiedzą o sobie nawzajem. O ludziach z każdej strony otoczonych innymi, a jednak potwornie samotnych. Wmawiają sobie, że potrafią kochać, lecz w rzeczywistości nie dostrzegają więcej niż czubek własnego nosa. W takim otoczeniu wątek transgenderowy tonie gdzieś pod stosem innych, pilniejszych problemów, choć przecież to od niego się wszystko zaczęło. Jill Soloway kpi sobie w żywe oczy z widzów szukających taniej sensacji – niby niewiele, ale twórcom seriali zabrało wiele lat by dojść do prostego wniosku, że mniej znaczy więcej.

Na dobrej drodze

Choć wymienione tu seriale to dowolnie wybrane przykłady obecności tematyki transgenderowej w telewizji, to wydaje się, że ukazują one ogólny trend jej rozwoju. Po transseksualnych bohaterów nie sięga się już tylko dla uatrakcyjnienia widowiska, ale by wnieśli coś istotnego do fabuły. Epizodyczne występy zastępowane są pełnowymiarowymi rolami, a po tego typu postaci sięgają twórcy od komedii, przez dramat, po nawet science-fiction (szczegóły w drugim sezonie Orphan Black). Oczywiście telewizja ciągle ma w tym temacie wiele do nadrobienia, ale obrany kierunek zdaje się wreszcie być właściwy.

Mateusz Piesowicz