Międzynarodowe oblicze polskich seriali

1Wataha (2014, Artur Kowalewski, Izabela Łopuch)

Sztampowe historie, mniej lub bardziej zręcznie powielające zachodnie schematy. Ciągle te same twarze aktorów powtarzających raz po raz identyczne role. Fatalne dialogi, schematyczność, brak oryginalnych tematów. Wszystko to sprawia, że polskie seriale nie kojarzą się szczególnie pozytywnie, a chlubne wyjątki giną pod długą listą wyrzutów sumienia rodzimej produkcji telewizyjnej. Czy ratunku można upatrywać w coraz mocniej zaznaczających swoją obecność na naszym rynku międzynarodowych graczach?

Mowa tu o AXN i HBO, których polskie oddziały zaprezentowały w jesiennej ramówce dwa seriale własnej produkcji, odpowiednio Zbrodnię i Watahę. Sytuacja w każdym z tych przypadków jest nieco inna. HBO Polska miało już doświadczenie w produkcji seriali, wcześniej zrobiło bowiem Bez tajemnic (2011-2013), które jednak było oparte na izraelskim formacie. Wataha miała więc być pierwszą oryginalną produkcją stacji. AXN natomiast stawiało w temacie dopiero pierwsze kroki i idąc za wzorem konkurencji, wykorzystało zagraniczny pomysł, a mianowicie szwedzki serial Morden i Sandhamn (2010- ). Efekty działań obydwu stacji okazały się być diametralnie różne.

A miało być tak pięknie…

Zacznijmy od całkowitych debiutantów, a więc AXN. Wydawało się, że szefowie stacji mieli naprawdę niezły pomysł. Sięgnęli wszak po skandynawski kryminał, a więc format od dawna święcący sukcesy na całym świecie, nie wyłączając Polski. Co więcej, szwedzki serial był adaptacją wydanej także u nas powieści Na spokojnych wodach autorstwa Viveci Sten. Do tego wybrali sprzyjającą lokalizację, bo za taką należy uznać mało jeszcze opatrzone polskie wybrzeże. Zręcznie uniknęli także pułapki osadzenia akcji w wielkim mieście – wybrali Hel, zapewniający atmosferę odcięcia od świata. Można wręcz powiedzieć, że stworzono warunki idealne dla opowiedzenia dobrej, kryminalnej historii. W końcu, udało się również zebrać ciekawą ekipę, z Gregiem Zglińskim na stołku reżyserskim i Wojciechem Zielińskim oraz Magdaleną Boczarską w rolach głównych. To musiało wyjść co najmniej dobrze. Niestety po raz kolejny okazało się, że oczekiwania to jedno, a rzeczywistość drugie.

2Zbrodnia (2014, Ewa Puszczyńska, Piotr Dzięcioł, Krisztina Gallo)

Fabuła Zbrodni skupia się na komisarzu Tomaszu Nowińskim, rozwiązującym zagadkę tajemniczego morderstwa mężczyzny, którego ciało dryfujące w morzu odnalazła wczasowiczka Agnieszka Lubczyńska. Wkrótce okazuje się, że ta dwójka już się kiedyś poznała, co oczywiście zaowocuje wątkiem miłosnym. Dalszy opis nie ma sensu, ponieważ cała historia zamyka się w zaledwie trzech czterdziestominutowych odcinkach, co nawet jak na miniserial jest bardzo krótkim czasem. Tak skondensowana forma mogła jednak mieć swoje plusy, zwłaszcza jeśli chodzi o tempo narracji. Twórcom udała się jednak rzecz niebywała. W ciągu dwóch godzin zaserwowali jedno z najnudniejszych śledztw w sprawie o zabójstwo, jakie kiedykolwiek widziałem w telewizji. Główny bohater i jego współpracownicy obserwują, od czasu do czasu pobiegają trochę bez wielkiego sensu po okolicy, po czym wracają do obserwacji. Jeśli celem serialu było, jak najbardziej realistyczne przedstawienie pracy śledczej policji, to brawo, udało się. Wątpię jednak, by tego oczekiwał widz. Przecież tu nie powinno być miejsca na nudę! Tymczasem akcja wlecze się w żółwim tempie, odbierając połowę przyjemności z oglądania. Drugą połowę zaś skutecznie zabija scenariusz, który powiela wszystkie grzechy typowe dla polskich produkcji, na czele z dialogami na poziomie gimnazjalnym. Trudno nie odwrócić wzroku z zażenowania, obserwując wcale przecież niezłych aktorów, zmuszonych do deklamowania kolejnych sztucznych kwestii. Cóż z tego, że sama historia mogłaby się obronić, skoro oglądanie jej jest udręką, w której jedyną ulgę przynosi wyczekiwane z utęsknieniem zakończenie.

W poszukiwaniu ukrytych zalet

Choć poprzedni akapit o tym nie świadczy, Zbrodnia posiada jednak jakieś zalety. Przyzwoicie sprawuje się drugi plan, a zwłaszcza wcielający się w rolę męża Agnieszki, Cezarego, Radosław Pazura. Relacje między tą dwójką są tak naprawdę jedynymi, które wypadają tu autentycznie. Niestety i tym razem należy wbić szpilę twórcom, ponieważ potencjał zostaje praktycznie niewykorzystany. Jedna scena, w której atmosfera pomiędzy małżonkami się zagęszcza to zdecydowanie za mało. Na plus możemy również policzyć klimat, typowy dla tego rodzaju produkcji. Hel wypada całkiem dobrze w roli sennego miasteczka, gdzie poza sezonem nie ma zbyt wiele życia. Choć zaskakująco mało tu mroku (na pewno nie da się pomylić Zbrodni z żadnym skandynawskim kryminałem), ta specyficzna atmosfera, jaką daje tylko polski Bałtyk, jest tu wyraźnie odczuwalna.

3Zbrodnia (2014, Ewa Puszczyńska, Piotr Dzięcioł, Krisztina Gallo)

Po seansie ciśnie się na usta jedno słowo – szkoda. Miała Zbrodnia wszystko, by stać się godną polską odpowiedzią na trendy w światowym kryminale, ale zostało to koncertowo zmarnowane. Kiepskiej jakości scenariusz ze słabo nakreślonymi postaciami, jak również krótki okres zdjęciowy (zaledwie 17 dni) sprawiają wrażenie, jakby całość powstawała na kolanie. Same nadbałtyckie krajobrazy to w tym wypadku za mało.

Tu jest Polska!

Po doświadczeniach z pierwszym serialem, z ciężkim sercem podchodziłem do kolejnej rodzimej produkcji. Na szczęście okazało się, że znaczek HBO gwarantuje jednak pewien poziom. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że choć obydwa seriale pokazywano w mniej więcej podobnym czasie, to dzieli je praktycznie wszystko. Wataha to produkcja, o której dało się usłyszeć na długo przed premierą. Kilka miesięcy zdjęć, znakomita obsada, docierające z planu informacje o wiernym przedstawieniu bieszczadzkich realiów i przede wszystkim, poprzedzająca emisję kampania reklamowa. Kampania o rozmiarach, jak na polskie warunki, iście gigantycznych. To wszystko sprawiało, że na produkcję HBO czekało się, jak na żaden rodzimy serial wcześniej. Czy to czekanie się opłaciło – tutaj głosy są podzielone.

4Wataha (2014, Artur Kowalewski, Izabela Łopuch)

Bieszczady. Słowo odmieniane przy okazji Watahy przez wszystkie przypadki. Kto wie, czy nie największy wygrany całego zamieszania wokół serialu, bo trudno wyobrazić sobie lepszy sposób promocji regionu. Zacznijmy jednak od początku i od samego pomysłu, by osadzić akcję na południowo-wschodnim krańcu Polski. Wspominałem wcześniej, że to pierwszy w pełni oryginalny produkt HBO i trzeba dodać nawet więcej. To nie tylko zupełnie nowy format, którego nie trzeba było od nikogo kupować. To w ogóle pierwszy serial, którego bohaterami są strażnicy graniczni. W dodatku jego umiejscowienie w tak wyjątkowej lokacji, sprawiło, że stał się produktem specyficznie polskim, trudnym do podrobienia. Abstrahując teraz od jakości, o której więcej za chwilę, naprawdę krzepiąca jest myśl, że da się również w naszym kraju stworzyć coś własnego, bez patrzenia na innych.

To właśnie moje Bieszczady

Wracając jednak do sedna, wiemy już, że bohaterami są członkowie oddziału Straży Granicznej, czyli tytułowej Watahy. Jeden z nich, Wiktor Rebrow (Leszek Lichota) staje się podejrzanym o zabójstwo swoich kolegów, ponieważ jako jedyny uchodzi z życiem z przeprowadzonego na nich zamachu bombowego, w którym zginęła również ukochana bohatera. Tym samym Rebrow musi oczyścić swoje imię, znaleźć prawdziwych morderców i rozwikłać całą tę, znacznie bardziej skomplikowaną niż mogłoby się wydawać na początku, sprawę. Wszystko to dzieje się na granicy polsko-ukraińskiej, gdzie kwitnie działalność przemytnicza na dużą skalę, a każdy zdaje się mieć skrywane głęboko sekrety.

Choć na pierwszy rzut oka fabuła Watahy zdaje się nie odbiegać zbytnio od schematów seriali kryminalnych (za wyjątkiem tego, że detektywów zastąpiono strażnikami), to trzeba twórcom oddać, że zrobili naprawdę sporo, żeby uniknąć łatwego zaszufladkowania. Obok głównego pojawiają się więc obowiązkowe wątki romansowe, ale także społeczne, polityczne i… mistyczne. Szczególne pochwały należą się za poruszenie problemu nielegalnych uchodźców, jakże aktualnego w dzisiejszych czasach. Na brak atrakcji nie ma co narzekać, wiec każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Tym bardziej zdziwił mnie dość często pojawiający się zarzut wobec serialu, że akcja toczy się w nim za wolno. Jasne, przynajmniej na początku nie gna ona może na złamanie karku, ale wystarczy przypomnieć sobie jak rzecz miała się w Zbrodni i od razu nabierze się odpowiedniego dystansu. W Watasze nieco wolniejsze tempo nie przeszkadza, ponieważ zostało ono właściwie wykorzystane w budowaniu klimatu serialu. Dzięki niemu oraz za sprawą przepięknych zdjęć, prezentujących różne oblicza regionu (są zarówno ujęcia z lotu ptaka, jak i skromne, odsłaniające leśne zakamarki), możemy poczuć przynajmniej ułamek tej słynnej, bieszczadzkiej magii.

5Wataha (2014, Artur Kowalewski, Izabela Łopuch)

Klimat klimatem, ale to nie on ma stanowić o jakości serialu, a jego scenariusz i bohaterowie. Z tym bywa różnie. Siłą rzeczy, najwięcej miejsca otrzymał Rebrow i o ile jego kreacja jest dzięki temu wiarygodna, o tyle cierpią na tym inne postaci. Szkoda, że po macoszemu potraktowano partnerów ze służby głównego bohatera, ponieważ każdy tam zdaje się być niebanalnym charakterem. Więcej czasu poświęcono postaci prokurator Igi Dobosz, która choć szyta jest bardzo grubymi nićmi, zaskakująco dobrze wpasowuje się w ramy serialu. Duża w tym zasługa odtwarzającej tę rolę Aleksandry Popławskiej, która z wyświechtanego schematu „złego gliny” potrafi wycisnąć wszystko, co najlepsze.

Można wytknąć produkcji HBO wiele wad – począwszy od wprowadzania zbędnych postaci drugoplanowych, zaburzających rytm opowiadania, poprzez momentami zbyt groteskową wizję świata przedstawionego i nagłe ucinanie niektórych wątków, aż po brak domknięcia historii (co według mnie świadczy raczej o tym, że będzie ciąg dalszy, lecz oficjalnego komentarza póki co brak). Można, ale po co? Wataha nie jest serialem idealnym, ba, daleko jej do tego miana, ale mimo to, jest najlepszą rzeczą, jaka spotkała polskich widzów od dobrych paru lat.

Idzie nowe?

Pomimo wszystkich różnic dzielących Zbrodnię i Watahę jest coś, co obie produkcje łączy. Mianowicie wyniki oglądalności, które znacznie przekraczały średnie osiągane zarówno przez AXN, jak i HBO. W dodatku Wataha nadal ma jeszcze przed sobą przyszłość, ponieważ będzie emitowana w piętnastu europejskich krajach (producentem nadzorującym jest bowiem HBO Europe). Wszystko to oznacza, że jest zapotrzebowanie na polskie produkcje stojące na wysokim poziomie, a nie tylko bezwiednie kopiujące zachodnie wzorce. Oby tylko producenci wzięli to sobie do serca.

                                                                                                                                                             Mateusz Piesowicz