Jeziorak
Polska 2014, 94’
reż. i scen. Michał Otłowski
zdj. Łukasz Gutt, wyst. Jowita Budnik,
Sebastian Fabijański, Mariusz Bonaszewski, Michał Żurawski
Reżyser filmu – Michał Otłowski – usilnie próbuje przekonać, zarówno widzów jak i krytyków, że Jeziorak nie został zainspirowany duńskim serialem Forbrydelsen czy też jego bardziej znaną, amerykańską wersją, czyli The Killing (2011-2014). Pytanie brzmi – jaki jest tego sens? Czy dla polskiego twórcy dyshonorem jest wpisanie się w światowy trend, dzięki któremu odświeżony został klasyczny gatunek, jakim jest kryminał?
Punktem wyjścia dla filmu są trzy niezależne historie rozgrywające się na jesiennych Mazurach – likwidacja leśnej bimbrowni, znalezienie ciała młodej dziewczyny oraz tajemnicze zniknięcie dwóch policjantów na służbie, a łączy je postać podkomisarz Izy Dereń (Jowita Budnik). Pomimo zaawansowanej ciąży przydzielono jej dwie pierwsze sprawy, zaś jednym z zaginionych mężczyzn jest jej życiowy partner. W śledztwach pomaga jej aspirant Wojciech Marzec (Sebastian Fabijański). Z czasem akcja się zapętla, a pozornie niezwiązane ze sobą historie, łączą się w jednym punkcie.
Już od swojego pierwszego pokazu na tegorocznym Festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie, gdzie zresztą otrzymał nagrodę za scenariusz, pojawiały się głosy, że gdzieś to już widzieliśmy. Jedni w zimnej, stonowanej kolorystyce, zestawieniu pary głównych bohaterów, a nawet ich kostiumach czy też jednej ze spraw, od których zaczyna się fabuła, dopatrują się rozwiązań znanych z zdobywających coraz większą popularność na świecie seriali kryminalnych. Inni z kolei kierując się zawodem głównej bohaterki i stanem, w jakim się znajduje szukają nawiązań do Fargo (1996) braci Coen. To samo miało miejsce na Festiwalu Filmowym w Gdyni, gdy reżyser zaczął się odżegnywać od zbyt daleko idących nawiązań, argumentując, że film oparł na swoim doświadczeniu z produkcji Magazynu kryminalnego 997 (1986-2010), gdzie inscenizował popełnione zbrodnie. Trudno to rozsądzić, jednak Otłowski nie powinien wstydzić się zagranicznych inspiracji, które – nawet jeśli są nieświadome – pokazują, że polskie kino nie musi zawsze być w kontrze do tego, co dzieje się na świecie. W wielu krajach, oprócz wspomnianych, między innymi w Szwecji (Wallander, 2008- , seria Millenium, 2010- ) i Wielkiej Brytanii (Broadchurch, 2013- ), kryminał zmienił swoje oblicze. Stał się bardziej mroczny, o niejednoznacznej fabule, a przy tym pokazuje bohaterów z krwi i kości, unikając ich heroizacji. Postacie detektywów nie są oderwane od swojego własnego życia, które często wpływa na rozwój wydarzeń. Na dodatek nie są już dotknięte marysuizmem; ich wady, dla twórców i widzów, stają się zaletami, ponieważ ściągając je na ziemię, pozwalając się z nimi utożsamić. Dobrze, że w Polsce także powstają takie produkcje, które możemy pokazać na zagranicznych pokazach bez obawy, że nie zostaną niezrozumiane.
Czym Jeziorak wyróżnia się na tle innych filmów kryminalnych? Rzadko w polskim kinie możemy zobaczyć w głównej roli silną bohaterkę kobiecą, bo i ciężko jest stworzyć postać, która wzbudzałaby sympatię, a nie irytowała jak Ki z filmu Leszka Dawida czy Lila z Obietnicy (2014) Anny Kazejak, która z założenia ma wzbudzać niechęć. Jowita Budnik, kojarzona dotąd z rolami niezaradnych życiowo, rzuconych na pożarcie świata kobiet z produkcji małżeństwa Krauze, skutecznie przełamuje swoje emploi. Wciela się w panią podkomisarz, która z determinacją dąży do odkrycia prawdy i oczyszczenia imienia swojego partnera. Nie zostaje jednak przy tym odczłowieczona. W momentach rozpaczy po prostu płacze – nie jest ukazana jako niewzruszona kobieta-robot. Na ekranie towarzyszy jej Sebastian Fabijański (nagroda za debiut aktorski w Gdyni), którego zadaniem zdaje się być przełamanie poważnej tonacji swoim swobodnym sposobem bycia w roli aspiranta Marca. Para policjantów jest dobrana na zasadzie dopełniających się różnic charakterów – Dereń jest opanowana i konsekwentna, podczas gdy Marzec ma być młody i nieopierzony. Na drugim planie wybija się Przemysław Bluszcz jako dwulicowy biznesmen, po raz kolejny udowodniając, że najlepiej sprawdza się w rolach czarnych charakterów.
Oczywiście debiutujący autor filmu, Michał Otłowski, nie ustrzegł się błędów początkujących. Pewnych poprawek wymagałby chaotyczny scenariusz i zawarte w nim niedopracowane wątki. Cudowne odnalezienie rodziny w punkcie kulminacyjnym filmu kojarzy się raczej z telenowelą, aniżeli z filmem aspirującym do bycia thrillerem. Jest przeładowany zdarzeniami, w których nawet uważny widz może się pogubić, a ilość wątków z pewnością starczyłaby na miniserial, a nie tylko na półtoragodzinną produkcję. Przez taki nadmiar, poszczególne elementy nie są odpowiednio rozwinięte, a skróty montażowe bywają zbyt duże, co powoduje nie do końca uzasadnione zmiany w zachowaniu bohaterów. Bohaterka od skrajnej rozpaczy przechodzi do opanowania, a w przeciągu kilku sekund dzielących kolejne ujęcia znów jest zdeterminowana by działać. Otłowski jeszcze nie potrafi się powstrzymać przed umieszczeniem w swoim obrazie wszelkich wymyślonych przez siebie pomysłów, a często mniej znaczy więcej.
Jednak Jeziorak, pomimo swoich niedociągnięć, daje nadzieję na przyzwoite kino gatunkowe, które czerpie nie tylko z naszych realiów, ale raczej wplata polskie akcenty w konwencję kryminału. Odwracając klasyczny cytat z Rejsu Marka Piwowskiego – polskie filmy mogą trzymać w napięciu i nie męczyć widza. Nie musimy być skazani tylko na elitarne kino artystyczne lub prawie inteligentne komedie. Nareszcie zaczyna pojawiać się złoty środek – filmy skierowane do szerokiej publiczności, która jest jednak traktowana przez autora jako równy partner w rozmowie.
Paulina Richert