AMERYKANIN WRACA DO LASU, CZYLI O NIEKONSUMOWANIU W DOBIE KRYZYSU

Big Sur (2013)Big Sur (2013, reż. Michael Polish)

Jednym z psychospołecznych następstw kryzysu, a zarazem strategią jego oswojenia, jest przewartościowanie konsumpcji. Współczesne amerykańskie kino niezależne pokazuje, jak kryzys może wpłynąć na reinterpretację mitów związanych z postawą wobec własności i samowystarczalności. Przegląd takich rewizji stanowił repertuar 4. American Film Festival we Wrocławiu.

Kryzys wysunął na pierwszy plan relacje między kulturą a rynkiem, prowokując tę pierwszą z jednej strony do autorefleksji (czego przykładem jest m.in. niedawna wystawa w krakowskim MOCAK-u, Ekonomia w sztuce), a z drugiej – do ożywiania starych mitów (w tym mitów materialnego dobrobytu) w nowych realiach. Współczesne niezależne kino amerykańskie, leżące najbliżej źródeł kryzysu, ujawniło cały wachlarz dramaturgicznych strategii wobec potencjału kryjącego się w nowej sytuacji ekonomicznej.

Na dobrą sprawę w koncepcję ,,przepracowania traumy” amerykańskiego kryzysu wpisać można wiele najnowszych zjawisk i tendencji filmowych, które pojawiły się w amerykańskim kinie – zwłaszcza niezależnym. Przykładem jest filmowy renesans mitu beatników, w ciągu ostatnich trzech lat przywołanego w aż czterech filmach: Skowycie (2010) Roba Epsteina i Jeffrey’a Friedmana; W drodze (2012) Waltera Sallesa; po raz pierwszy pokazanym w Polsce na 4. AFF Na śmierć i życie (2013) Johna Krokidasa oraz Big Sur (2013) Michaela Polisha.

Mit Beat Generation to mit sprzeciwu wobec cywilizacji konsumpcyjnej, jaką była Ameryka lat 50., manifestującego się poprzez poszukiwanie alternatywnego stylu życia i (pierwsze tak radykalne) zakwestionowanie amerykańskiego konformizmu. We wspomnianych filmach, obok nuty nostalgii i retromanii, jaką niesie ze sobą pieczołowicie oddany, zwłaszcza w warstwie wizualnej, koloryt epoki, jest jednak obecny pierwiastek demitologizujący beatników. Sprowadza się to głównie do odczarowania postulatów absolutnej wolności, antykonsumpcjonizmu, indywidualizmu i relatywizmu moralnego. Wszystkie te filmy są tylko pozornie kontestacyjne, w gruncie rzeczy zaś moralistyczne: oddają beatnikom sprawiedliwość kategoriach jeśli chodzi o ich znaczenie kulturowe i socjologiczne, ale jednocześnie przedstawiają porażkę beatnikowskiego etosu jako filozofii życiowej – ukazując degenerację i patologizację pozbawionej kręgosłupa moralnego przyjaźni (W drodze), fascynację, która w prostej linii zaprowadzić może do zbrodni (Na śmierć i życie), nakładając na narrację maskę autoironii i dokumentalizmu (Skowyt) czy też przedstawiając beatnikowski modus vivendi jako chroniczny, bezproduktywny weltschmerz w kalifornijskiej chacie, z którego wyratować może jedynie instytucja rodziny (Big Sur). W ten sposób beatnikowski mit zostaje zdyskwalifikowany jako potencjalny wzorzec, a jego ikony – jako autorytety. Polityczne przesłanie brzmi: nielojalność wobec wspólnoty i życie poza systemem nie popłaca. Jest to wniosek spójny z przekonaniami demokratów, do których (w osobie prezydenta i jego administracji) należał obowiązek zmierzenia się z konsekwencjami kryzysu: postawa antykonsumpcyjna i społeczny indyferentyzm nie są receptą na kryzys; konieczne jest obywatelskie zaangażowanie, napędzanie gospodarki przez nabywanie dóbr, współpraca z władzą w miejsce jej piętnowania. Zwłaszcza kiedy władza ta staje na głowie, aby pomóc poszkodowanej klasie średniej odbudować siłę nabywczą, wprowadzając reformy socjalne i lepszy dostęp do służby zdrowia.

Widoczną tendencją w pokryzysowym kinie amerykańskim jest też reinterpretacja najstarszego z amerykańskich mitów, równie antykonsumpcyjnego w swojej naturze, czyli etosu indywidualizmu i samowystarczalności, związanego najpierw z pograniczem, a potem z afirmacją dziczy jako wolnej od konsumeryzmu domeny indywidualnej wolności u transcendentalistów (na czele z Thoreau). W niezwykle wielopłaszczyznowy sposób mit ten rewiduje kolejny film pokazany na tegorocznym AFF – The Cold Lands (2013) Toma Gilroya. Opowiada on historię 11-letniego Atticusa, mieszkającego z matką gdzieś w lasach stanu Nowy Jork (scenerii jak wyjętej z Walden – łącznie ze stawem), wychowywanego w atmosferze nieufności wobec establishmentu i niezależności od świata zewnętrznego. Rzecz z jednej strony chlubna, z drugiej, jak się okazuje, zgubna, gdyż matka, wcześniej konsekwentnie odmawiając profesjonalnego leczenia, w końcu umiera na cukrzycę, a osierocony Atticus ucieka przed troskliwymi władzami i przez kilka dni błąka się samotnie po lasach gór Catskill (z indiańskiego cold lands, czyli zimne ziemie). Tam przypadkiem poznaje Cartera – dwudziestokilkuletniego freestylera, który,straciwszy pracę, zajmuje się wyrobem i sprzedażą naszyjników. Carter też narzeka na globalną sytuację ekonomiczną, ale w przeciwieństwie do Nicolenie ideologizuje i nie próbuje nikomu nic udowadniać. To postać pozytywna, nacechowana moralnie: zajmuje się Atticusem jak młodszym bratem; nie indoktrynuje, a jednak odciąga go od ekstremum, w kierunku którego zmierzały zasady wpajane mu przez matkę, z antykonsumpcjonizmem włącznie (Carter kupuje Atticusowi nowe ubrania, a wspólny wyrób i sprzedaż naszyjników niejako cementuje ich przyjaźń).

Gilroy, podobnie jak twórcy okołobeatnikowskich narracji, podważa amerykański kult indywidualizmu i kwestionuje samowystarczalność jednostki, pokazując, że człowiek to istota społeczna, w sposób intuicyjny dążąca do zrealizowania wartości takich jak lojalność i przywiązanie, a konsumowanie i wymiana dóbr – utrzymane w zdrowych proporcjach – naturalnie wpisują się w ten porządek.

Na ekranach toczy się spór o obywatelską cnotę. Większość zdaje się zgadzać co do jednego: prawdziwy Amerykanin nie przesiedzi kryzysu w lesie.

 Ada Minge