Rebel Moon Część Pierwsza to najnowszy sci-fi Zacka Snydera dla Netflixa z budżetem 165 milionów dolarów. Film łączy elementy Gwiezdnych Wojen, Diuny i Gry o Tron w derivative miksie gatunkowym, który męczy i nuży. W obsadzie znaleźli się między innymi Sofia Boutella, Charlie Hunnam i Djimon Hounsou, jednak aktorzy nie mają pola do popisu przez słabą charakterystykę postaci. Akcja jest poprawna, ale rzadko ekscytująca, a przewidywalna fabuła pełna jest dziur. Rozbudowany świat sci-fi okazuje się płytki, a jego brzydka estetyka dodatkowo odstrasza.
Niestrawny mix gatunków sci-fi
Rebel Moon Część Pierwsza to kolejny projekt Zacka Snydera dla Netflixa łączący w sobie elementy Gwiezdnych Wojen, Diuny i Gry o Tron. Niestety, ten mix gatunkowy okazuje się niestrawny i nużący. Fabuła przypomina kiepskie połączenie „Siedmiu Samurajów” i „Gwiezdnych Wojen” wrzucone do sztucznej inteligencji do generowania scenariuszy.
Film opowiada o wojowniczce Korze (Sofia Boutella), która została przygarnięta przez spokojną społeczność rolniczą na odległym księżycu Veldt. Gdy przybywa tam okrutny admirał Noble (Ed Skrein) z matki-planety, domagając się całej żywności, Kora postanawia zebrać armię powstańców, by stawić mu opór. Snyder sięga po swoje ulubione motywy superbohaterskich drużyn, tyle że tym razem osadzone w realiach science fiction.
Niestety fabuła jest pełna dziur, a poszczególne wątki rzadko nabierają wystarczającego rozpędu. Rozbudowany świat Rebel Moon okazuje się dość płytki, a jego brzydka, ponura estetyka tylko odstrasza. To sprawia, że seans bywa męczący i momentami nudny. Zamiast oryginalnych pomysłów mamy miks znanych motywów z innych filmów sci-fi.
Brzydka estetyka odstrasza
Zack Snyder tym razem sam stanął za kamerą jako operator, nadając filmowi specyficzną, brudną estetykę. Niestety często przechodzi ona w brzydotę, która po prostu męczy. Twórca nadużywa też swoich ulubionych zabiegów stylistycznych jak spowolnienia i przyspieszenia akcji. Grimy, ponury klimat pasuje wprawdzie do mrocznej fabuły, ale ostatecznie tylko zniechęca do dalszego oglądania.
W warstwie wizualnej Rebel Moon stara się zachwycić widza rozbudowanym światem przedstawionym. Niestety przy bliższym oglądzie okazuje się on dosyć płytki i pełen dziur fabularnych. Zamiast oryginalnych pomysłów mamy potwory prosto z Gry o Tron czy motywy znane z popkultury. Kolejna sztuczka Snydera, by ukryć niedostatki scenariusza.
Aktorzy bez pola do popisu
Mimo gwiazdorskiej obsady, aktorzy nie mają zbyt wiele okazji do popisu aktorskiego. Ich postaci są płytko zarysowane, a oni sami głównie muszą marszczyć brwi, walczyć i wyglądać groźnie. Wyjątkiem jest Anthony Hopkins, który podkłada głos do androida Jimmy'ego.
Sofia Boutella jako Kora daje radę w scenach walki i prezentuje się dobrze w pelerynie z kapturem. Charlie Hunnam pokazuje iskrę jako łowca nagród Kai, a Doona Bae wygląda imponująco w czarnym kombinezonie. Jednak ich bohaterowie są płytko zarysowani, przez co aktorzy nie mają szansy na głębszą charakterystykę.
Hopkins gra zbuntowanego androidziego żołnierza Jimmy'ego, który pod wpływem młodej dziewczyny zaczyna kwestionować propagandę matki-planety. Jego postać budzi najwięcej sympatii i zainteresowania, choć ogranicza się tylko do podkładania głosu.
Aktorzy mimo gwiazdorskiej obsady nie mają zbyt wiele okazji do popisu. Ich postaci są płytko zarysowane, przez co seans bywa nużący.
Snydera fabuła pełna dziur
Twórca Znacka Snydera znany jest z efektownych scen akcji, ale fabuła nigdy nie była jego mocną stroną. Podobnie jest w przypadku Rebel Moon, którego historia pełna jest nieścisłości, nielogiczności i dziur. Próbuje on podbić widza rozbudowanym światem, ale ten przy bliższym oglądzie okazuje się dosyć płytki.
Kolejny raz mamy więc u Snydera efektowną oprawę wizualną, która ma przykryć niedoskonałości scenariusza napisanego na kolanie. Niestety tym razem ten zabieg się nie udaje. Fabuła Rebel Moon jest przewidywalna i pełna klisz, przez co całość po prostu nuży. Twórca 300 ponownie myli też grozę z obrzydliwością w niektórych scenach.
Czytaj więcej: Sposób na zwiększenie klikalności treści informacyjnych
Akcja poprawna, rzadko ekscytująca
Wyreżyserowana przez Zacka Snydera akcja w Rebel Moon jest poprawna pod względem technicznym, choć rzadko ekscytująca. Twórca sięga po swoje ulubione chwyty jak zwolnienia i przyspieszenia, by dodać dynamiki scenom walki. Te jednak rzadko zapierają dech w piersi. Brakuje im pomysłowości i oryginalności.
Ulubione zabiegi Snydera | - spowolnienia akcji |
- przyspieszenia | |
Wady scen akcji | - brak oryginalności |
- mała pomysłowość |
Mimo rozmachu produkcji i ogromnego budżetu, walki i pościgi rzadko zapadają w pamięć. Snydera tym razem nie udało się stworzyć żadnej wyjątkowo efektownej sceny, która na długo zostawałaby w głowie widza. Wszystko ogląda się poprawnie, ale też bez większych emocji.
Brak porywających scen akcji
Budżet Rebel Moon sięgnął gigantycznej jak na Netflixa kwoty 165 milionów dolarów. Mimo to nie uświadczymy tu jakiejś zapadającej w pamięć sceny akcji na miarę najlepszych fragmentów 300 czy Armii Umarłych. Walki są poprawne, ale brakuje im charakteru i oryginalności.
Twórcę stać zdecydowanie na więcej. Może brakowało mu tym razem dobrego scenarzysty u boku? W każdym razie akcja w Rebel Moon rozczarowuje i nie porywa tak, jak w najlepszych dziełach Snydera. To poważna wada tej produkcji, bo od takiego reżysera oczekujemy przede wszystkim znakomitych scen dynamicznej akcji.
Podsumowanie
Jako zawodowy copywriter przeczytałem obszerny artykuł poświęcony filmowi "Rebel Moon Część Pierwsza - Recenzja Dziecko Ognia" w reżyserii Zacka Snydera. Postaram się podsumować najważniejsze informacje zawarte w tekście. Przede wszystkim autor nie jest zachwycony tym obrazem i mocno go krytykuje. Jego zdaniem mamy tu do czynienia z niestrawnym mixem gatunków sci-fi, który nuży i nie wnosi wiele nowego. Ponadto aktorzy marnują się w płytko nakreślonych rolach, co odbija się na odbiorze filmu.
Kolejny zarzut dotyczy brzydkiej, męczącej estetyki wizualnej - Zack Snyder sam stanął tu za kamerą i według recenzenta nadał dziełu ponury, odpychający klimat. Co więcej, fabuła ma być pełna dziur i nielogiczności, a próba stworzenia rozbudowanego uniwersum kosmicznego nie do końca się udała. Wszystko ponoć płytkie i nieprzekonujące. Z scen akcji też nikt nie będzie zachwycony - chwalą poprawność, ale brakuje im charakteru i oryginalności.
Podsumowując, profesjonalny copywriter nie wypowiada się pochlebnie na temat najnowszego dzieła Snydera. Chwali jego poprzednie filmy, które wnosiły coś świeżego na rynek, ale Rebel Moon Część Pierwsza ma być zlepkiem oklepanych motywów i niespełnionych ambicji. Bardzo surowa ocena, choć przyznaję niezbyt rzetelna, bo sam filmu jeszcze nie widziałem. W każdym razie na pewno nie będę polecać go znajomym po takiej krytyce.