Handless

Straciłam

(Zgubiłam swoje ciało, reż. Jérémy Clapin)

Oderwana od reszty ciała samotna dłoń z determinacją przemierza świat. Kryje się po kątach, walczy ze szczurami, skacze po dachach – nawet dusi przypadkowego gołębia. Wszystko po to, aby powrócić do swojego właściciela. I nie jest to bynajmniej Rączka spokrewniona z Rodziną Addamsów, choć nasza „bohaterka” potrafi okazać równie dużo charakteru.

Jej sytuację idealnie oddaje tytuł filmu Jérémy’ego Clapina. Zgubiłam swoje ciało, zdaje się mówi nam ucięta dłoń, gdy budzi się z letargu i rozpoczyna długą wędrówkę. Palcami chwyta kolejne przedmioty, wytężając mięśnie i wprawiając je w ruch. Podróż nie jest łatwa. W jej trakcie dłoń trafia w te brzydsze części miasta, na które składają się śmietniki, rynsztoki i gniazda pasożytów. Sytuacja jest surrealistyczna, w końcu odcięte kończyny nie ożywają same z siebie. Nie wiemy, dlaczego tak się stało, nie wiemy także, co sprawiło, że dłoń się zgubiła. Wiemy jedynie, do kogo należy. Czy raczej należała.

Jej (były) właściciel to młody chłopak o imieniu Naoufel. Jego życie do pewnego momentu przebiegało bezproblemowo – miał kochających rodziców, piękny dom i przenośny magnetofon do nagrywania kaset. Do czasu, kiedy planów na przyszłość nie pokrzyżował wypadek, a on sam nie trafił pod opiekę obojętnych krewnych. Dziecięcą niewinność i pragnienie zostania astronautą – albo kosmonautą, bo chodzi w końcu o marzenia – zastąpiły apatyczność i ponura rzeczywistość pełna pracy. Pracy w roli dostawcy pizzy, w której Naoufel nawet sobie nie radzi. Dopiero przypadkowe poznanie przez domofon sympatycznej dziewczyny, Gabrielle, staje się wyraźnym zwrotem w jego życiu. Naoufel wreszcie znajduje w sobie motywację i postanawia podjąć jakieś działanie.

Oczywiście te wszystkie informacje podawane są nam stopniowo. Zgubiłam swoje ciało przeplata sprawnie wątki dziejące się w różnym czasie: dzieciństwo Naoufela, jego wczesną dorosłość oraz wędrówkę jego dłoni. Obserwując, jak rozwija się opowieść, próbujemy domyślić się, kiedy połączą się jej wszystkie elementy. Jest przecież tyle pytań czekających na odpowiedzi: Czy Naoufel przepracuje traumę związaną ze śmiercią rodziców, jak potoczy się jego związek z Gabrielle, wreszcie, czy dłoń dotrze do swojego celu? Pomimo tego że film Clapina jest animacją, widzowie nie otrzymają w nim prostych odpowiedzi.

Straciłam2

(Zgubiłam swoje ciało, reż. Jérémy Clapin)

Cała opowieść zostaje przy tym utrzymana w nadnaturalnym nastroju, charakterystycznym dla wcześniejszych filmów reżysera. W nich również znajdziemy sytuacje, które nie mają prawa wydarzyć się w prawdziwym życiu. Zgubiłam swoje ciało staje się przedłużeniem pewnej fantazyjności obecnej w poprzednich animacjach Clapina. W kreowaniu tej opowieści pomaga zdecydowanie piękna warstwa wizualna, która operuje miękkimi i harmonijnymi kreskami. Kontury postaci są subtelne, momentami przypominają delikatne szkice ołówkiem ograniczone do prostej linii. Na dużą pochwałę zasługuje także sposób animacji dłoni, który jest spełnieniem każdego artysty o szkicu idealnej ręki.

Bo to właśnie dłonie wysuwają się w tym filmie na pierwszy plan. Przede wszystkim są to dłonie Naoufela w trzech wariantach: dziecięce, dorosłe i odcięte. Prezentowane są często w zbliżeniach, co podkreśla kunszt animatorski twórców, ale nie tylko. Choć mamy do czynienia z animacją, jest ona na tyle sugestywna, że z widz łatwością wyobrazi sobie fakturę i temperaturę pojawiających się na ekranie przedmiotów: kawałków szkła, zimnego śniegu czy klawiszy pianina.

Przed seansem można odnieść wrażenie, że Zgubiłam swoje ciało będzie koncentrował się raczej na wątku romantycznym. W jego trakcie staje się to mniej oczywiste. Owszem, wątek Naoufela i Gabrielle wydaje się początkowo pasować do gatunku teen dramy, jednak gdzieś po drodze wypada z konwencji. Film woli się bowiem skoncentrować na czymś innym. I to niekoniecznie na rozbudowaniu charakterów postaci, bo momentami to oderwana dłoń ma więcej osobowości niż oni. Zgubiłam swoje ciało to raczej opowieść o przypominaniu sobie przeszłości. Przypominaniu niezwykłym, bo związanym mocno z dotykiem i fizycznym badaniem otoczenia. Jest to także historia o radzeniu sobie ze stratą, która należy chyba do powszedniejszych doświadczeń niż utrata kończyny. A to czasem wymaga pomocy pewnej dawki fantastyki.

Dorota Żak