Wonder Marvel?

black-widow-1

Dokładnie 10 lat temu Robert Downey Jr. jako Tony Stark po raz pierwszy założył maskę Iron Mana inicjując powstanie obecnie najbardziej dochodowej franczyzy na świecie. Plejada komiksowych bohaterów kolejno zyskiwała swe kinowe odpowiedniki, nieustannie przemieszczające się pomiędzy filmami w zawziętej walce o swoje pięć minut czasu ekranowego. W świecie, w którym sekundy odmierza się kolejnymi milionami dolarów napływającymi z wypełnionych po brzegi multipleksów, konsekwencje każdej podjętej przez twórców decyzji to coś znacznie więcej niż dwie godziny rozrywki w kinowym fotelu. Zasięg i siła oddziaływania ogromnej wieloodcinkowej opowieści, którą serwuje swym widzom Marvel Cinematic Universe, pozwala mu na przyjęcie roli globalnego przekaźnika wybranych wartości. Jest to o tyle przywilej, co rodzaj superbohaterskiej misji; w końcu – jak wie każdy fan komiksów – wielka moc i odpowiedzialność to pakiet nierozerwalny.

Podczas gdy superbohaterska ferajna zbiera entuzjastyczne recenzje (i kolejne miliony dolarów) jednocząc swe siły przeciwko okrutnemu Thanosowi (Avengers: Wojna bez granic, reż. Anthony i Joe Russo, 2018) warto pokusić się o pewne podsumowania i zastanowić, jak w ciągu minionej dekady Marvel poradził sobie z udźwignięciem ciężaru owej odpowiedzialności. W czasach gdy hollywoodzka machina rozpoczyna demontaż swego mitu chwytając transparent z hasłem #metoo, a na dużych i małych ekranach triumfy święcą niepoprawne buntowniczki, pora wziąć na warsztat relację Marvela z kobietami. Związek to niełatwy, pełen bardziej lub mniej intensywnych starań, których efekty warto wziąć pod lupę zaopatrzoną w feministyczną soczewkę. Jakie są więc kobiety w świecie Marvela? Przed rzuceniem pierwszego kamienia warto dostrzec dobre chęci, którymi twórcy franczyzy wybrukowali swe uniwersum.

Captain-Marvel-940x584Captain Marvel (2019, reż. Anna Boden, Ryan Fleck)

Mimo najbardziej krwiożerczych zapędów nie sposób zarzucić twórcom ograniczania się do schematu tzw. damy w opresji, która czeka na ratunek od księcia w złotej zbroi (czy lateksowym kostiumie). Scenarzyści Marvela nie zamykają ich także w kajdankach wątku romansowego o nadobnej dziewoi, której jedyną rolą jest złamanie głównemu bohaterowi serca. Kobiety MCU są zazwyczaj aktywne, a podejmowane przez nie działania mają realny wpływ na przebieg opowiadanej w filmie historii. Chęci więc są, starania zostały podjęte. Niestety zadanie okazuje się trudniejsze, niż mogło na to wyglądać. Jak bowiem pokazać women power w świecie, w którym ludzie przemieniają się w zielonych osiłków, przebierają za dzikie koty, a za wygodne środki lokomocji uznaje się magiczny młot czy teleportację? Dookoła geniusze, bogowie, siłacze, agenci, żołnierze, władcy, biznesmeni, naukowcy, kosmici, czarodzieje i jeden sympatyczny uczeń szkoły średniej. Wszyscy wspaniali. Nie pozostaje więc nic innego jak udowodnić, że kobiety również mogą być super. W tym momencie zaczynają się jednak schody – skoro fucha głównego bohatera już zajęta, jaką rolę przydzielić drugoplanowej postaci kobiecej? Ekranowy czas goni, drogocennych minut nie starcza, by wyposażyć ją w złożony charakter, wiarygodny background czy przemianę wynikającą z życiowych doświadczeń. Ten standardowy pakiet otrzymuje każdy heros, którego pseudonim pojawia się w tytule kolejnego blockbustera, jednak kobietom z MCU w ciągu minionej dekady nie udało się dołączyć do tak zaszczytnego grona. Czekając na premierę Kapitan Marvel – pierwszej kobiecej tytułowej superbohaterki ze stajni Marvela (zaplanowanej nieprzypadkowo na Dzień Kobiet 2019 roku) podsumujmy wypracowaną przez studio technikę kreowania kobiet drugiego planu.

W poszukiwaniach sposobów do zaprezentowania światu silnej postaci kobiecej marvelowscy scenarzyści popadają w pułapkę dwóch boleśnie stereotypowych schematów, które określić można jako ,,Seksowna Wojowniczka” oraz ,,Pomocna Pani Naukowiec”. Pierwszą jest najczęściej była lub obecna agentka czy członkini armii, początkowo nie do końca zadeklarowana po żadnej ze stron konfliktu. Często skrywa przed głównym bohaterem (oraz widzami) swą mroczną przeszłość. Zawsze twarda, zdecydowana i odważna -jednoczesny atak pięciu napastników nie stanowi dla niej problemu. Uroda cechująca Seksowną Wojowniczkę zdaje się współgrać z jej niezwykłymi umiejętnościami. Idealnie czerwone usta agentki Carter odwracają uwagę wroga, nieskazitelne rude fale Natashy Romanoff zapewniają swobodę podczas najkrwawszego pojedynku. Obcisły, lateksowy kostium podkreśla zgrabną łydkę wymierzającą kolejnego kopniaka, a przemyślana wojskowa zbroja nie tylko chroni przed ciosami, lecz również eksponuje najbardziej kształtne elementy figury. Obok Natashy (np. Avengers, reż. Josss Wheldon, 2012) i Peggy Carter (Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie, reż. Joe Johnston, 2011) w schemat Seksownej Wojowniczki wpisać można również Gamorę (Strażnicy Galaktyki reż. James Gunn, 2014), Sif (Thor, reż. Kenneth Branagh, 2011) oraz Walkirię (Thor: Ragnarok, reż. Taika Waititi, 2017).

0007AO9R6GPA8BXR-C122Strażnicy galaktyki (2014, reż. James Gunn)

Na usta ciśnie się zarzut absolutnego uprzedmiotowienia. Sprowadzenia bohaterki do personifikacji męskich fantazji o skąpo odzianej piękności, przez której kształtną nóżkę, silną pięść czy niewyparzony język, widz aż chciałby zostać znokautowany. By uprzedzić ataki na tak zarysowany stereotyp, Marvel śpieszy jednak z kategorią numer dwa, którą pozwolę sobie przedstawić w formie reklamowego sloganu: Ojciec zabrał ci ulubioną zabawkę i wygnał na obcą planetę? Nie pamiętasz na której charytatywnej imprezie będą wręczać nagrodę twojego imienia? A może po prostu potrzebujesz ulepszenia swojego bohaterskiego kostiumu, by szybciej rozprawić się ze złoczyńcą? Nie ma się czym przejmować – Jane Foster, (Thor, 2011) Pepper Potts (Ironman, reż. Jon Favreau, 2008) Christine Palmer (Doktor Strange, reż. Scott Derrickson, 2016) czy Shuri (Czarna Pantera, reż. Ryan Coogler, 2018) stawiają się na twe wezwanie. Wszak pod śliczną buzią może kryć się również piękny umysł!

Bohaterka realizująca tę kategorie nie zawsze musi należeć do świata nauki, jednak niezmiennie posiada rozwinięte umiejętności organizacyjne oraz szeroki zasób wiedzy z jakiejś specjalistycznej dziedziny. Pomocna Pani Naukowiec ma nadprzyrodzoną zdolność pojawiania się zawsze, gdy jest potrzebna, a swym wsparciem obdarza zazwyczaj bohatera, który zachował cechy dużego dziecka, jest nieco zbyt zakochany w sobie lub po prostu zagubił się w nieznanym sobie świecie. Dla tak nieocenionej i pomocnej dziewczyny łatwo stracić głowę, jednak inteligencja nie pozwoli jej siedzieć w domu i czekać aż ukochany wróci z wojaczki. Związek zostanie więc wystawiony na próbę rozłąki spowodowanej wyjazdami, konferencjami czy kontraktami w bardziej ambitnym kinie.

Krytykując stereotypowość wykreowanych przez uniwersum Marvela kobiet należy jednak zaznaczyć, że powtarzające się szablony dotyczą także innych elementów obecnych w tego rodzaju filmach, wszak każda odsłona superbohaterskich losów opiera się na podobnym schemacie fabularnym. Powtarzalność jest więc nieuniknioną cechą tego kina. Jednak stworzona by cieszyć oczy Seksowna Wojowniczka oraz Pomocna Pani Naukowiec, spiesząca rozwiązać techniczne niedogodności, stają się kliszami, które w ogromnym stopniu spłycają (już i tak pretekstowo zarysowane) postaci kobiece czyniąc je jedynie dodatkiem do męskiej przygody.

5ea443f3-f606-40b8-ab17-d1b7af07c873-screen-shot-2018-02-12-at-114209-amCzarna pantera (2018, reż. Ryan Coogler)

Nasuwa się więc pytanie, co począć z filmami, w których główną rolę odgrywa drużyna? Wszak Natasha Romanoff jako pełnoprawny członek avengersowego teamu nie pozwala usunąć się w cień drugiego planu. Niestety także w tej formule narracyjnej Marvel grzęźnie w pułapce, tym razem popadając w syndrom Smerfetki. W każdej bohaterskiej grupie pojawia się bowiem jedna kobieta: agentka Romanoff jako pierwotna członkini Avengersów czy waleczna Sif z grona asgardzkich przyjaciół Thora. Podstawowy skład Strażników Galaktyki przedstawia się następująco: człowiek, gigant, drzewo, szop oraz kobieta. Kobiece bohaterki nie są więc postaciami definiowanymi przez swój charakter, działania czy relacje, lecz ich pierwsza i główna cecha to właśnie płeć – ta inna, nie podstawowa, wyróżniające je z reszty ekipy. Trudno o bardziej męską perspektywę.

Klisze i schematy ponownie stają więc na drodze pogłębieniu postaci. Spośród pięcioosobowej drużyny Avengers Natasha Romanoff jest jedyną, która do tej pory nie otrzymała własnego filmu, pojawiając się gościnnie u kolegów z mścicielskiej ekipy. Dopiero w Avengers: Czas ultrona (reż. Joss Whedon, 2015) zdecydowano się uchylić widzom rąbka tajemnicy na temat jej przeszłości, oczywiście na ile pozwolił czas ekranowy dzielony pomiędzy resztę drużyny. Po cóż nam jednak więcej, w końcu owa enigmatyczność sprawia, że Czarna Wdowa jest jeszcze bardziej seksowna, a o to przecież chodzi, prawda?

Dzięki umieszczeniu kobiety w męskim gronie udaje się jednak twórcom stworzyć wiarygodny obraz przyjaźni pomiędzy mężczyzną a kobietą. Oparta o wspólne doświadczenia i emocjonalne porozumienie nosi znamiona relacji pogłębionej i prawdziwej. Natasha i Kapitan Ameryka, Iron Man i Pepper Potts, Peter Quill i Gamora, Czarna Wdowa i Bruce Banner – twórcy umiejętnie żonglują uczuciami bohaterów doskonale wyważając temperaturę relacji i decydując, czy obdarzyć ją romantycznym wydźwiękiem. Jednak na coś tak osobliwego, jak przyjaźń pomiędzy dwiema kobietami, widzowie marvelowych blockbusterów nie mają co liczyć.

agent-carter-3Agentka Carter (2015-2016, reż. Chritopher Markus, Stephen McFleey)

Co ciekawe, wymienione powyżej zarzuty zupełnie nie odzwierciedlają wizerunku kobiet prezentowanego w produkowanych przez Marvela serialach. Peggy Carter, która otrzymując swój własny serial (Agentka Carter, reż. Louis D’Esposito, 2015-) ze stereotypowo zarysowanej postaci, której zadaniem było wspieranie Kapitana Ameryki przeobraziła się w pełnokrwistą, złożoną bohaterkę.

Największym triumfem feministycznego klucza okazała się jednak Jessica Jones, (reż. David Petrarca, 2015-), wyprodukowany przez Netflixa serial, w którym Marvel udowodnił że upodmiotowienie postaci kobiecej jest możliwe. Jessica zamiast obcisłego kostiumu i pełnego makijażu wybiera wygodne jeansy i bluzę z kapturem, a konstrukcji jej postaci znacznie bliżej do udręczonego przeszłością detektywa w typie Humphreya Bogarta, niż księżniczki Disneya. Choć płeć nie powinna być główną cechą definiującą postać, zupełne jej pozbawienie także nie byłoby właściwą decyzją, co dobrze rozumieją twórcy serialu, podstawowym tematem czyniąc traumę związaną z wykorzystaniem bohaterki (także seksualnym) przez manipulującego umysłami psychopatę.

Kobieta też człowiek – głoszą seriale. Szkoda jednak, że dla Marvela teza to nadal zbyt śmiała i rewolucyjna, by dla niej zaryzykować wart miliony dolarów film. Jak wie każdy z widzów nie może być jednak za łatwo, a superbohaterska droga usiana jest wieloma potyczkami, z których każda zbliża do ostatecznego zwycięstwa. W Czarnej Panterze Marvel zaprezentował całą gamę różnorodnych i ciekawych kobiecych bohaterek, Gamora staje się absolutnie kluczową postacią dla fabuły Wojny bez granic, w sieci pojawiają się kolejne zdjęcia z planu Kapitan Marvel oraz pogłoski o wyborze reżyserki (!) filmu o Czarnej Wdowie. Czy to początek rewolucji, która zakończy erę zorientowaną na męskiego heteroseksualnego widza i zwróci swą twarz na dziewuchy? Do dzieła marvelowscy scenarzyści! Wszak w DC się udało, czyżby była wam potrzebna większa motywacja?

Klara Pawlicka