Kilkanaście sekcji, kilkaset filmów z całego świata. Sekcje Amerykańscy niezależni, Festiwalowe Hity, Sport to zdrowie?, a także Konkurs Główny. Redaktorzy 16 mm bacznym okiem przyglądali się tegorocznym propozycjom 11. Netii Off Camery. Oto najlepsze tytuły festiwalu.
Quest, reż. Jonathan Olshefski
Fascynujący, powstający przez dekadę dokument, często promowany jako „dokumentalne <<Boyhood>>”, co niekoniecznie jest słuszne. Bohaterowie filmu Linklatera byli przedstawicielami białej klasy średniej, natomiast u Olshefskiego mamy do czynienia z rodziną Afroamerykanów, żyjących w niebezpiecznej dzielnicy w Filadelfii. Rodziną, której nie da się nie lubić – Raineysowie wzbudzają sympatię widza właściwie od początku. Jest w nich mnóstwo ciepła, serdeczności i empatii. Pomagają innym, jak tylko mogą, choć sami zmagają się z rozmaitymi przeciwnościami losu. Niezależnie jednak od tego, co ich spotyka, nie tracą swojej wewnętrznej pogody ducha i nadziei na lepsze jutro. Mnóstwo w debiucie Olshefskiego szacunku dla obiektu swej obserwacji, dzięki czemu reżyser w umiejętny sposób wydobywa z bohaterów najbardziej fascynujące cechy. Finalnie udaje mu się stworzyć słodko-gorzki feel-good movie – bez lukru i ukrywania smutnych odsłon życia.
Jakub Dzióbek
Córki Abril, reż. Michel Franco
Na tegorocznym festiwalu Netia Off Camera wśród filmów z motywem rodzinnym zdecydowanie brylują „Córki Abril”, które rozbijają w drobny mak oczekiwania widzów wobec możliwych rozwiązań fabularnych. Typowy schemat pod hasłem „nastoletnia ciąża” przechodzi w mistrzowsko przeprowadzony pojedynek sił między pragnącą ponownie przeżyć swą młodość matką (świetna Emma Suárez), a młodszym pokoleniem, które pozostaje bezsilne wobec podejmowanych decyzji. Bohaterowie, od których bije szokujący, trudny do zaakceptowania egoizm, zdają się igrać z przekonaniem widza, że widzieliśmy już wszystko. Trudno wybrać najciekawszą postać: mocne charaktery rażą bezczelnością, słabe irytują. Żadne z nich nie jest w stanie odnaleźć się w bolesnej rzeczywistości, która znacząco rozmija się z ich wyobrażeniami. Chcąc choć na chwilę doświadczyć swojego ideału szczęścia, zamykają się w swoich małych, szybko pękających bańkach mydlanych. W „Córkach Abril” najbardziej poszkodowaną stroną będzie ta, która jeszcze nie jest w stanie wypowiedzieć słowa: „mama”.
Ida Marszałek
Love After Love, reż. Russ Harbaugh
Filmy konkursu „Wytyczanie drogi” miały w tym roku jedno, proste przesłanie – mówiły o tym, że rodzina jest źródłem wielu cierpień, ale bez niej jesteśmy boleśnie samotni. Na tym polu najlepiej wypada „Love After Love” z Andie MacDowell i Drew Hemingway w rolach głównych. Film Russella Harbaugha to wariacja na temat twórczości Johna Cassavetesa, Woody’ego Allena i Paula Mazurskiego, której punktem wyjścia jest śmierć głowy rodziny. Harbaugh zadaje przy tej okazji najprostsze pytania. Ile o sobie mówimy drugiemu człowiekowi przed rozstaniem? Co dalej po stracie? Okazuje się, że nic. Żałoba po odejściu bliskiego w filmie Amerykanina daleko odbiega od schematów telenoweli. – „Choć śmierć jest gówniana, to gorsze jest to, jak łatwo sobie z nią radzimy. Otrzepujemy ręce, idziemy dalej. Wracamy do pracy. mówimy, że zmarł nam tata i przez najbliższy miesiąc mamy u szefa fory” – mówi bohater, komik stand-upowy. Jest więc „Love After Love” filmem w pewnym sensie o łatwości z jaką przychodzi nam przepracowywanie traum. O przeciętności procesu, w którym mimo utraty bliskich, koniec końców nie wydarza się nic nadzwyczajnego. O miłości po miłości, czułości i bezradności. A także skomplikowanej huśtawce emocji, na której ktoś otacza kogoś opieką, ktoś inny zostawia. W skrócie: wartościowe kino bez terapeutycznych skrajności i niepotrzebnych fajerwerków.
Mateusz Demski
Lenny Cook, reż. Benny Safdie, Joshua Safdie
LeBron James to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych koszykarzy na świecie. Ikona NBA, być może najlepszy zawodnik w historii ligi. Legenda. Podejrzewam, że większość dzieciaków grających w kosza, dałoby sobie uciąć rękę, gdyby wcześniej mogli nią uścisnąć dłoń LeBrona. Ale czasami od tego czy zostaniemy legendą, decydują chwile, momenty które wyznaczą trasę na resztę życia. Przez taką szansą stanął LeBron James, a także Lenny Cooke, czyli główny bohater głośnego dokumentu Benny’ego i Joshuy Safdie. Pech chciał, że ten kluczowy moment kariery koszykarzy przypadł jednocześnie – na obozie dla licealistów, który mógł dać im szansę zaistnieć w NBA. Dokument braci Sadfie pokazuje, że historię piszą zwycięzcy, którzy czasem lepsi są o jeden punkt, jedną wygraną lub po prostu lądują w odpowiednim miejscu i czasie. Historia Lenny’ego Cooke’a, którego rzeczywistość brutalnie odarła z marzeń, jest tego przykładem. Film ma mocny wydźwięk również dlatego, że zachowało się mnóstwo materiałów z młodości Cooke’a, które zestawiane są z jego obecnym statusem. Tym samym jest to podróż do świata niespełnionych marzeń, wiecznie przeżywanych błędów oraz samotności, przypominającej sen o utraconej szansie.
Mateusz Słowik