Dom z papieru (2017, Álex Pina)
Święty Netflix pokroił hiszpańską produkcję na kawałki, zapakował przemontowane odcinki do 22 pudełek, opakował je w kolorowy papier i włożył połowę z nich pod choinki wszystkich abonentów, którzy w 2017 roku byli grzeczni, z obietnicą, że drugą partię dostaną na święta wielkanocne. Tym samym drugi sezon „Domu z papieru” jest dostępny na platformie od 6 kwietnia.
W przypadku produkcji heist, należących do podgatunku kina kryminalnego nietrudno o sukces. Są one na ogół oparte na następującym schemacie fabularnym: plan skoku na kasę, wykonanie napadu oraz ucieczka. „Dom z papieru” nie wyłamuje się z tak poprowadzonego szkicu, jednak stara się go nieznacznie zredefiniować. Opowieść rozpoczyna się typowo: ośmioro ludzi wyjętych spod prawa, niemających nic do stracenia, zostaje zwerbowanych do wykonania największego napadu w historii. Za całą operacją stoi niezwykle introwertyczny Profesor (Álvaro Morte), który ostudza gorącą krew płynącą w żyłach jego podopiecznych, prezentując pięciomiesięczny, drobiazgowy plan skoku. Tym samym grozi palcem wszystkim widzom, którzy oczekują standardowego kina akcji, gdzie huk pistoletów i wnętrzności ociekające po ścianach przyćmiewają logikę działania. Rabunek planowany w „Domu z papieru” wyróżnia się swym na wskroś intelektualnym charakterem. Bohaterowie kierują się znaną, hipokratejską zasadą etyczną – „po pierwsze, nie szkodzić”. Cała trudność polega na tym, aby dokonać operacji w białych rękawiczkach, a więc nie ukraść miliardów, lecz je wydrukować przy pomocy zakładników w mennicy królewskiej znajdującej się w Madrycie.
Walka, którą toczą pozbawieni tożsamości dla potrzeb bezpieczeństwa: Tokio (Úrsula Corberó), Río (Miguel Herrán), Berlin (Pedro Alonso), Denver (Jaime Lorente), Moskwa (Paco Tous), Nairobi (Alba Flores), Oslo (Roberto García) i Helsinki (Darko Peric) z Profesorem na czele, jest więc tak naprawdę bojem o to, po czyjej stronie opowie się opinia publiczna. Czy podąży za policją broniącą prawa, lecz popełniającą błąd za błędem, czy też uzna napastników za swoich bohaterów, którzy mieli odwagę dokonać czystego niczym metamfetamina Heisenberga w „Breaking Bad” napadu. Przerzucenie punktu ciężkości na dyskusję o moralnym aspekcie takiego przedsięwzięcia i sprzeciwienie się działaniu określanemu jako „po trupach do celu” sprawia, że serial dodatkowo gra na emocjach widza. Oczywiście zdarza mu się przekraczać cienką granicę, za którą rozpoczyna się niebezpieczny świat taniego melodramatu, lecz takie sytuacje są na tyle epizodyczne, że nie wpływają na odbiór całości.
Dom z papieru (2017, Álex Pina)
Za zamkniętymi drzwiami mennicy przy nieustannym szumie świeżo produkowanych pieniędzy główni bohaterowie wraz z kilkudziesięcioma zakładnikami żyją w sztucznie wypreparowanej namiastce uniwersum. Posiłki ograniczają się do włoskiego fast foodu, ubrania zastępują uniformy, a twarze przemienione zostają w karykaturalne wizerunki Salvadora Dali. W odrealnionej rzeczywistości, w której po omacku szuka się sprzymierzeńców wśród wrogów, nie ma jasnego podziału na ofiary i oprawców. Za harmonijne współistnienie wszystkich uwięzionych odpowiada Profesor, który steruje napadem z zewnątrz, a więc stanowi okno na świat pozostałych bohaterów. Ukryty za kamerami nawiązuje kontakty z policją, bezczelnie uwodzi inspektor Raquel Murillo (Itziar Ituño) i zapobiega coraz to nowym kryzysom. Wszystko w imię fundamentalnej zasady: nie może paść ani kropla krwi.
Żyzny, hiszpański grunt nadaje produkcji kolorytu, przez co stanowi ona ciekawą alternatywę dla tytułów amerykańskich. Melodyjny język sprawdza się zarówno w scenach pełnych napięcia, jak i tych z gatunku comic relief. Nieopatrzone twarze hiszpańskich aktorów dodatkowo ułatwiają identyfikację z postaciami, choć niektóre z nich funkcjonują jako emblematy konkretnych typów ludzkich. To niewątpliwie najciekawsza hiszpańska propozycja serialowa ostatnich lat, stąd nie jest zaskoczeniem, że zdobyła rozgłos na całym świecie (w Turcji wywołała także wrzenie w politycznym światku, gdy jeden z dziennikarzy doszukał się w fabule podprogowych informacji nakłaniających opozycję do buntu przeciwko prezydentowi).
„Dom z papieru” polecam wszystkim, którzy pragną zanurzyć się w specyficznym świecie wielkich pieniędzy i niemniejszych dylematów. Jeżeli przyznacie rację bohaterom, że ich działań nie można przyrównać do kradzieży, to zapewniam, że okradną Was z czasu, ponieważ trzeba mieć bardzo silne nerwy, żeby wyłączyć ten serial po pierwszym odcinku. Pędzimy z nim wraz do końca, a kolejną, ostateczną porcją możemy nacieszyć się już od paru dni.
Barbara Marmuszewska