Dzień przebudzenia

wiec5bca-2Wieża. Jasny dzień (2017, reż. Jagoda Szelc)

Spośród debiutów prezentowanych w ubiegłym roku na festiwalu w Gdyni tylko jeden spełnił  tkwiącą w owej kategorii obietnicę nowatorstwa, wtłaczając świeżą krew w skostniałe od sztampy ciało polskiej kinematografii. Źródłem zbawiennego witalizmu, okazało się nieskrępowane potrzebą egzorcyzmowania historii, a wręcz przeciwnie, skoncentrowane na tym co aktualne, artystyczne spojrzenie Jagody Szelc – studentki łódzkiej szkoły filmowej, która z Gdyni powróciła z nagrodą za najlepszy debiut 2017 roku. Jednak jej odwaga objawiła się przede wszystkim nie w tematyce, ale w formie – najdotkliwiej od dłuższego czasu w rodzimej kinematografii godzącej przyzwyczajenia odbiorcze. To właśnie dawno niewidziane zaufanie do wrażliwości widza, czyni „Wieżę. Jasny dzień” niezwykle istotnym filmem w perspektywie ostatnich lat.

Szelc w hipnotyczny sposób przeprowadza wiwisekcje duchowej kondycji ludzi ogarniętych obsesją wypełniania społecznych rytuałów, drżących z obawy przed wszystkim co chaotyczne, a więc zagrażające porządkowi. W tym celu ucieka się do czytelnego kontrastu zarysowanego między dwoma siostrami – Mulą (Anna Krotoska) i Kają (Małgorzata Szczerbowska), reprezentującymi kolejno kulturę i rozum oraz naturę i ducha. Ten uniwersalny konflikt Szelc wykraja jednak z polskiej rzeczywistości, konkretyzując go w potocznych sytuacjach. Pierwsza Komunia Święta sprowadzona zostaje do absurdalnego spektaklu, a o wspólnotę, która jest jej istotą, trudno nawet między najbliższymi członkami rodziny. Familijny spęd nosi w sobie zalążki horroru. Każdy kolejny dzień spędzony razem eskaluje niepokój. Chłodny dystans, który miała gwarantować lista reguł, ustępuje nigdy wcześniej nieartykułowanym obawom. Misterną strukturę komunijnych uroczystości rozsadza bowiem obecność Kai, która przypomina o tym, od czego najmocniej pragniemy się odżegnać – o ludzkim powinowactwie z naturą oraz związanym z nią irracjonalizmie. Pojawienie się „wyrodnej siostry” wzbudza w Muli te uśpione lęki. Kaja ewokuje stan znany z dziecięcych lat, kiedy buńczucznie deklarujemy niewiarę w duchy, a jednak byle świst sprawia, że błyskawicznie chowamy głowę pod kołdrę.

Szelc jest uważną obserwatorką codzienności klasy średniej. Jej ucho jest czułe zarówno jak oko. Tak naturalnych, niewymuszonych dialogów dawno w polskim kinie nie słyszeliśmy. Przychodzą z pomocą tam, gdzie zabrakło wizualnego radykalizmu. Swą ekscesywną pospolitością rozgrzeszają reżyserkę z pewnego asekuranctwa. Częste napomknięcia o fizjologii, która zapewne na długo pozostanie w naszym kraju w sferze tabu, podkreślają istotowy dla filmu problem, zarazem będąc krokiem w stronę odważniejszego przedstawiania cielesności w polskim kinie.

wiec5bca-jasny-dziec584-fotos-3-56768Wieża. Jasny dzień (2017, reż. Jagoda Szelc)

Walka ze społeczną somatofobią, owym lękiem przed ciałem, które wciąż wydaje się być czymś od ducha i rozumu oddzielonym, najmocniej przejawia się w afektywnej estetyce „Wieży”. Zarówno w krytykach, jak i widzach, cielesny rezonans nadal wzbudza zakłopotanie, symptomatycznie objawiając trudności z odrzuceniem prymatu rozumu i gwarantowanego przezeń bezpiecznego dystansu. Dlatego też to dość ryzykowne posunięcie należy odpowiednio docenić!  Polska recepcja „Antychrysta” (Von Trier, 2009), modelowego wręcz filmu afektywnego, którym inspiracje u Szelc są mocno wyczuwalne, mogłaby niejednego debiutanta porządnie odstraszyć. Jednak reżyserka postanowiła ten strach zaaplikować widzom, wykorzystując najciekawsze z filmu von Triera elementy – między innymi znakomite posługiwanie się dźwiękiem.

„Wieża”, podobnie jak krytyczny wobec pełnej pychy postawy polskiego społeczeństwa względem zwierząt „Pokot” (Adamik, Holland, 2017),  polemizuje z kartezjańską spuścizną stanowiącą fundament tej arogancji. Film Szelc jest zatem bardzo polityczny, szczególnie jeżeli rozważy się stosunek władz naszego kraju do ochrony środowiska czy rolę polskiego kościoła w dyscyplinowaniu ciał i seksualności. Odcięcie się od natury jest przyczyną naszej ułomności w życiu, źródłem cierpień. Reżyserka ciekawie łączy je z brakiem empatii wobec drugiego człowieka. Poprzez zaledwie marginalny wątek z imigrantem Szelc sugeruje istnienie pierwotnej wspólnoty – dużo szerszej niż Kościół czy naród. Jest ona możliwa  do zbudowania tylko wówczas, gdy będziemy potrafili wznieść się ponad kulturowe podziały.

Film Szelc przypomina prezent, który Kaja podarowała Ninie na pamiątkę jej pierwszej Komunii. Przywodzi na myśl ten okazały kryształ, drogocenny wytwór natury. Przez niego możemy spojrzeć na świat w zupełnie odmienny, niż do tego przywykliśmy, sposób. Nie przez „szkiełko”, które ma nas przybliżyć do prawdy, kierując naszą uwagę w określone miejsca, wręcz przeciwnie. Struktura kryształu rozszczepia obraz na mniejsze fragmenty, rzucając wyzwanie naszej wyobraźni. Szelc podobnie postępuje z filmową materią. Stąd też trudności napotykane podczas seansu, które często przyjmują formę zarzutów o niezrozumiałość. A jednak to, co robi Szelc jest wspaniałe! Pozostawiając widzom ogromną swobodę interpretacji, wyraża wobec nas najgłębszy szacunek. Stwarza przestrzeń dla otwierania się w nas rozmaitych kontekstów. Dlatego też data premiery „Wieży” powinna zapisać się w historii polskiej kinematografii jako moment, w którym rodzima twórczość wyrywa się z letargu, jako jasny dzień – miejmy nadzieję – zwiastujący nadejście równie interesujących pozycji.

Natalia Wojtas

Wieża. Jasny dzień (premiera: 23.03.2018)
Polska 2017, 106′
reż. Jagoda Szelc, scen. Jagoda Szelc, zdj. Przemysław Brynkiewicz, prod. Studio Filmowe Indeks, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna, Centrala, Dolnośląski Konkurs Filmowy, Odra Film, Heliograf, Dreamsound Studio, EBH Polska, wyst. Anna Krotoska, Małgorzata Szczerbowska, Rafał Kwietniewski, Rafał Cieluch, Dorota Łukasiewicz