Season of the Devil (2018, reż. Lav Diaz)
Po umiarkowanych sukcesach na pobocznych sekcjach europejskich festiwali w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, ostatnie lata stały się dla Lava Diaza triumfalnym pochodem. Najpierw przyszło zwycięstwo w Locarno w 2014 roku za film „Z tego, co było, po tym, co było”, następnie nagroda im. Alfreda Bauera na Berlinale w 2016 roku za następny obraz, „Kołysankę do bolesnej tajemnicy”, a już kilka miesięcy później zatriumfował na festiwalu w Wenecji „Kobietą, która odeszła”. „Season of the Devil” przerwał tę świetną passę Filipińczyka, nie zdobywając na tegorocznej imprezie w Berlinie żadnej nagrody, co wcale nie oznacza spadku reżyserskiej formy Diaza.
Najnowszy, czterogodzinny obraz reżysera jest, jak to sam określił twórca, „rock operą” opowiadającą historię opartą na prawdziwych wydarzeniach. Jej akcja rozgrywa się w mrocznych czasach dyktatury Ferdinanda Marcosa na Filipinach. Film poświęcony został ofiarom ustawy ASSO (Arrest Search and Seizure Orders), wprowadzonej pod koniec lat 70., która rozszerzała władzę wojska i policji, co umożliwiło aresztowanie pod nieprawdziwymi zarzutami każdego przeciwnika politycznego władzy. Efektem tego aktu prawnego było powstanie legalnie działających band, terroryzujących lokalne społeczności na terenie całych Filipin, co wiązało się z falą porwań i morderstw. Małżeństwo głównych bohaterów filmu Diaza zostaje uwikłane w ten wewnętrzny konflikt z racji swoich zawodów. Lekarka Lorena (Shaina Magdayao) opuszcza swojego męża, poetę Hugo (Piolo Pascual), by założyć klinikę w wiosce Ginto, co nie podoba się przywódcy lokalnej policyjnej bandy. Kiedy kobieta znika bez śladu, jej partner postanawia ją odnaleźć.
Season of the Devil (2018, reż. Lav Diaz)
Gdy myślimy o muzycznym slow cinema, do głowy może nam przyjść twórczość Tsai Ming-lianga z „Kapryśną chmurą” i „Dziurą” na czele, lecz musical Diaza przybrał zupełnie inną formę. Niemal wszystkie dialogi wyśpiewywane są w powolnym recytatywie, przerywanym kilkoma powtarzającymi się motywami muzycznymi, co istotnie nasuwa na myśl skojarzenie z kompozycją opery. Jest to jednocześnie dzieło stworzone przez wciąż skrajnego minimalistę filmowych środków, którego autorskie piętno wylewa się wręcz z ekranu, pozbawiając tę operę jakiegokolwiek podkładu instrumentalnego i wirtuozerskich popisów śpiewaków. Zamiast barokowego przepychu, reżyser funduje swoim widzom Gesamtkunstwerk opierający się na stylistycznej skromności. Długie, nieruchome ujęcia, ubogość kostiumów i scenografii, czarno-białe zdjęcia i w końcu muzyczna prostota rezonują razem, tworząc obraz niemal atawistyczny, odnoszący się do jakiegoś bliżej nieokreślonego czasu mitycznego, co sprawia, że historia uciskanej filipińskiej wioski staje się uniwersalna. Wydaje się, że Diaz postawił sobie to samo zadanie, co Camerata florencka kilkaset lat temu – odtworzenie antycznej tragedii – tym razem nie na scenie, a na ekranie kinowym.
Podobne, mityczne odczytanie „Season of the Devil” sugerują postaci, których byt ontologiczny wydaje się nie być do końca określony. Scena wprowadzająca przywódcę policyjnej bandy, tajemniczego Prezesa Narciso (Noel Sto. Domingo), przypomina narkotyczny, surrealistyczny sen, zaś jego dosłownie dwulicowa fizjonomia sugeruje, że nie jest to do końca postać ludzka, a brak tłumaczenia jego kwestii potęguje efekt obcości. Osobą zawieszoną między płaszczyzną ziemską i pozaziemską jest też Anghelita (Angel Aquino), przyjaciółka Hugo, już samo jej imię sugeruje nieziemską proweniencję. Kobieta z każdą kolejną sceną wydaje się coraz mniej należeć do świata przedstawionego, a być jedynie wytworem wyobraźni poety. Spełnia ona poniekąd rolę antycznego chóru, przerywającego i komentującego akcję filmu swą powtarzającą się, sentymentalną arią.
„Season of the Devil” każdą upływającą powoli sekundą przypomina, że jest to film Lava Diaza. Zgodnie ze swoją praktyką, sam reżyser zmontował swoje dzieło tak, by sceny znów pokazywały nie tylko akcję, ale też czasową próżnię przed i po niej. Kontemplacyjna cisza, a także dzikość i surowość opustoszałego krajobrazu zostaje zestawiona z okrucieństwem totalitaryzmu, jednocześnie kojąc i dając odpocząć widzowi od strasznego losu, który spotyka bohaterów filmu. Momenty wytchnienia okazują się w tym dziele zbawienne, bo zawieszenie filipińskiej dyktatury ponad czasem i miejscem, upodabniające ją do kosmicznej siły, poraża swym dojmującym smutkiem i ludzką bezsilnością wobec szalejącego wiatru historii.
Bartosz Tesarz
Season of the Devil
Filipiny 2018, 234′
reż. Lav Diaz, scen. Lav Diaz, zdj. Larry Manda, prod. Epicmedia, Sine Olivia Pilipinas, wyst. Piolo Pascual, Shaina Magdayao, Pinky Amador, Bituin Escalante