New witch in town

I-am-not-a-Witch-1Nie jestem czarownicą (2017, reż. Rungano Nyoni)

Richard Dawkins, brytyjski ewolucjonista i publicysta, napisał kiedyś, że “w chwili, w której wymyślonej historii przyklejasz etykietkę tradycja, nadajesz jej nieuzasadnioną godność i na poważnie żądasz, byśmy ją szanowali”. Te pełne smutnej refleksji słowa ożywają na kinowym ekranie za sprawą debiutu pochodzącej z Zimbabwe Rungano Nyoni. Reżyserka w swojej pełnej krytyki satyrze obala mit stereotypowej i skrzywdzonej wspólnoty, z precyzją ukazując świat pełen nieznanej widzowi egzotyki, dystopijności, i niejednoznaczności.

Nieszczęśliwy wypadek lub też zwykły pech jest punktem wyjścia do wszystkich wydarzeń rozgrywających się na kinowym ekranie. Z jego powodu 9-letnia Shula, bezpodstawnie oskarżona o czary, zostaje zamknięta w obozie dla czarownic funkcjonującemu jako atrakcja turystyczna dla odwiedzających Zimbabwe wczasowiczów. Osadzone w nim kobiety przywiązane do drewnianych pali białymi grubymi wstążkami ujarzmiającymi ich magiczne zdolności, pracują całymi dniami na polach uprawnych na poczet swojego państwa. Shula, jako najmłodsza reprezentantka tej grupy, staje się największą sensacją – nie tylko dla przyjezdnych, ale również dla lokalnych środowisk.

Pomimo trudnej tematyki, film stworzony został bez jakiejkolwiek martyrologii. Swoją tragikomedię Nyoni przedstawia z zaskakującą lekkością. Przeplata się w niej radość i smutek, chwile powagi mieszają się z elementami absurdu. Wszystko to pokazuje naturalność i autentyczność zaprezentowanych postaci. Autorka „Nie jestem czarownicą” garściami czerpie z ludowych mądrości, dzisiejszego “ucywilizowania” południowej Afryki oraz prawdziwych obozów dla czarownic znajdujących się na tamtych terenach. Fabuła jawi się jako smutna baśń zamknięta w otoczce pełnych humoru scen. Widz bowiem nie może powstrzymać się od uśmiechu, kiedy słyszy niedorzeczne oskarżenia oparte na wyśnionych historiach lub gdy jest świadkiem abstrakcyjnego sposobu rozstrzygania sądowych sporów.

i_am_not_a_witch-1_h_2017Nie jestem czarownicą (2017, reż. Rungano Nyoni)

Film uwodzi nie tylko treścią, ale również formą. Pełen jest długich, statycznych ujęć przedstawiających pustynne krajobrazy czym momentami przypomina „Safari” Seidla. Idealna symetria nie jest w nich jednak ważniejsza od pełnego niepokoju, niemego oczekiwania na rozwój akcji. Każda kolejna sekunda ekranowego milczenia wzbudza coraz większą niepewność co do przyszłego biegu wydarzeń. Liczne powtórzenia tych samych zdań momentami mogą nudzić i wydawać się niepotrzebne. Nie są one jednak kierowane do odbiorcy. Podkreślenie po kilkakroć każdego słowa ma na celu utwierdzenie bohaterów w słuszności ich własnych przekonań. Są oni tak zagubieni i niepewni, że czują potrzebę ciągłej eksplikacji swojej prawdy.

Mur, którym oddziela się od siebie kraje pierwszego i trzeciego świata, zostaje bezpardonowo zburzony. Reżyserka przeplata ze sobą gamę różnorakich skrajności. Balansuje pomiędzy ludowym bębnieniem a „Zimą” Vivaldiego. Zatrzymuje kamerę w statycznym ujęciu, żeby pokazać na ekranie szalony taniec przywoływania deszczu. Oprócz zderzenia się dwóch kultur – biednego, zakorzenionego w swoich przesądach społeczeństwa Zimbabwe oraz żyjących w skomercjalizowanym świecie i szukających rozrywki turystów z bogatych krajów Europy, kamera odsłania przed widzem to, co pomiędzy. Ukazuje fałszywy, interesowny świat lokalnych businessmanów z Panem Bangdą na czele, który w prowadzonym przez siebie “parku rozrywki” poszukuje wyłącznie korzyści. Jego uczynki zasłaniane działalnością na rzecz państwa ilustrują hipokryzję prezentowanej kultury. Nyoni udowadnia na ekranie, że to właśnie członkowie afrykańskiego społeczeństwa wyniszczają je najbardziej. Podsycają oni wciąż żywe w umysłach lokalnych mieszkańców zabobony oraz strach przed nieznanym.

Wspomnianym “parkiem rozrywki” jest oczywiście obóz czarownic, do którego wysłana została Shula. Relacja, jaką nawiązują ze sobą zamknięte tam kobiety, jest jedną z niewielu naprawdę magicznych rzeczy dziejących się na ekranie. Towarzyszki niedoli poszukują radości w najprostszych czynnościach: wspólnym tańcu, śpiewie czy piciu rumu. Jednakże, co najważniejsze, bez żadnego sprzeciwu godzą się one ze swoim losem. Ten sam motyw widz może zobaczyć w jednej z najbardziej wymownych scen filmu – w zabraniu głównej bohaterki ze szkoły. Namiastka normalnego dzieciństwa, której na krótką chwilę doświadczyła Shula, jest jej bardzo szybko odebrana. Dziewczynka zostaje wciągnięta, dosłownie i w przenośni, z powrotem do obozu. Stoicki spokój i zdystansowanie z jakim Shula przeżywa to wydarzenie, z jednej strony zadziwia, a z drugiej wprawia w poirytowanie. W jej zachowaniu dostrzec można całkowite pogodzenie się z losem i rezygnację z walki, a tych decyzji widz nie może zrozumieć.

Rungano Nyoni swoje dzieło postanowiła zakończyć bardzo emocjonalnie. Zdecydowała się zwrócić Shuli wolność. Robi to jednak w taki sam sposób, w jaki przedstawia nam historię małej “czarownicy” – przewrotnie. Wychodząc z tego seansu widz czuje rozdarcie w stosunku do zaproponowanego mu przez reżyserkę happy endu. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że dla tej opowieści nie da się znaleźć właściwego finału.

Katarzyna Ryba

Nie jestem czarownicą (premiera: 20.04.2018)
Francja, Wielka Brytania, 90′
reż. Rungano Nyoni, scen. Rungano Nyoni, prod. BFI Film Fund, Clandestine films, Film4, Sonda Pictures, Arte Prize, Berlinale World Cinema Fund,  wyst. Maggie Mulubwa, Henry B.J. Phiri, Nancy Murillo, Ritah Mubanga, Dyna Mufundi