Film Showaltera jest bardzo pokrewny klimatem do stand upowych występów grającego w nim główną rolę Kumaila Nanjianiego – delikatny, ciepły humor osnuwa tematykę dotyczącą różnic kulturowych wynikających ze zderzenia pakistańskich tradycji i muzułmańskiego światopoglądu z rzeczywistością amerykańskiej mentalności. Zresztą postać Nanjianiego jest kluczowa dla tego obrazu – scenariusz opiera się w końcu na historii z jego życia. To sprawia, że ta komedia romantyczna unika standardowych gatunkowych rozwiązań, a w dodatku jest bardzo współczesna w wymowie, pokazując człowieka, którego tożsamość tworzy się na styku dwóch mocno nieprzystających do siebie kultur. Bohater musi zawalczyć o własne miejsce i odrobinę oddechu w tym tyglu.
Kumail to pochodzący z Pakistanu komik, który dorabia sobie jako kierowca Ubera. Czekając na przełom we własnej karierze, zmaga się ze swoją rodziną, która stawia sobie za punkt honoru, by zeswatać go z porządną, muzułmańską dziewczyną – nic dziwnego, gdyż w kulturze tego kraju wciąż obecne są aranżowane małżeństwa. Jednak bohaterowi nie w głowie Pakistanki, ponieważ poznaje intrygującą Emily, z którą nawiązuje coraz bliższą znajomość. Musi natomiast ukrywać ją przed swoimi rodzicami, ponieważ dziewczyna ma tę jedną „wadę”, że jest białą Amerykanką. Utrzymywanie tego związku w tajemnicy staje się zresztą powodem konfliktu i rozstania pary. Wkrótce Emily popada w poważne problemy zdrowotne, a to uświadamia Kumailowi siłę uczuć, którymi darzy dziewczynę i daje mu możliwość stworzenia silnych relacji z jej rodzicami. Film ma więc mocno zaznaczoną, dwuczęściową konstrukcję. W pierwszej połowie towarzyszymy parze, obserwujemy jak się poznają, spędzają ze sobą czas, przerzucając się błyskotliwymi, ironicznymi żartami. W drugiej śledzimy rodziców Emily i jesteśmy świadkami dojrzewania młodego Pakistańczyka, który w końcu nabiera odwagi, by przeciwstawić się swojej matce i ojcu.
Wielką siłą filmu Showaltera jest to, że niczego nie jest w nim za dużo. Nie ogrywa do znudzenia motywu różnic kulturowych, choć parę razy wykorzystuje go, by rzucić wspaniałym żartem (ten o 9/11!). Nie przesadza też z romantycznym lukrem, relacja bohaterów, pomijając oczywiście wiszącą między nimi tajemnicę, jest bardzo zdrowa i nieprzesłodzona. Rodzice obojga bohaterów są ekscentryczni, ale nie zamieniają się w sztuczne, kreskówkowe postacie – małżeństwo Pakistańczyków jest silnie zakorzenione w swojej kulturze, ale nie patrzymy na nich jak na zaślepionych fundamentalistów. To ciepli ludzie, kochający dwójkę swoich synów, którym ciężko zaakceptować fakt, że ich dziecko przynależy już do innych czasów i miejsca. Z kolei rodzice Emily nie są parą przejaskrawionych, oderwanych od rzeczywistości liberałów. Wbrew pozorom potrafią twardo stąpać po ziemi, a ich małżeństwo przechodzi poważny, całkiem przyziemny kryzys.
I tak cię kocham (2017, reż. Michael Showalter)
Poznawanie się Kumaila z parą Amerykanów jest zresztą jednym z głównych i najciekawszych wątków filmu. Beth i Terry uczą się od młodego muzułmanina otwartości na inność, ponieważ ich nowoczesna tolerancja momentami odkrywa swoją fasadowość (znów – scena z 9/11). Kumail z kolei, docierając do problemów trapiących ich związek, zaczyna rozumieć odpowiedzialność dotyczącą tworzenia relacji, tę archetypiczną dla komedii romantycznych prawdę, że o miłość warto walczyć wszelkimi możliwymi środkami. W dużej mierze to dzięki postaciom Holly Hunter i Raya Romano znajduje w sobie siłę, by przeciwstawić się rodzicom. Bohaterowie ci są także źródłem najlepszych żartów dzieła Showaltera wynikających z ich barwnych osobowości i specyficznego podejścia do życia, ale bez prześmiewczości – ich komizm, jak i w każdym innym przypadku, jest wydobywany z szacunkiem i sympatią.
Ważny jest również wątek odmienności bohatera. Kumail nie wstydzi się swojego pochodzenia, wręcz przeciwnie – pielęgnuje je, podrywa dziewczyny na język urdu, tworzy monodram o pakistańskiej historii. Z drugiej strony świetnie odnajduje się w amerykańskiej kulturze, czego nie można powiedzieć o jego rodzinie, która jest o wiele bardziej zamknięta na zewnętrzne wpływy. To napięcie stanowi główny konflikt filmu, jest też świetnym materiałem do żartów, gdy postać Nanjianiego w swoim nieporadnym stylu próbuje sobie radzić z dominującym podejściem rodziców i lawirować pomiędzy kolejnymi, mniej lub bardziej ekscentrycznymi, kandydatkami na żonę. Nawet jeśli autorzy patrzą z dezaprobatą na aranżowane małżeństwa i zamknięcie pakistańskiej rodziny, ich krytyka nie jest patronizująca, nie czuć tu wywyższania się ponad imigrancką społeczność. Tu także kamera spogląda empatycznym okiem, starającym się zrozumieć odmienność i racje obserwowanych bohaterów.
„I tak cię kocham” wdzięcznie daje wybrzmieć głosowi każdej postaci – nie ma tu ani jednego bohatera, który budziłby antypatię, każdy ma swoje racje możliwe do zrozumienia. To film o dojrzewaniu, nauce podejmowania samodzielnych decyzji, przekraczaniu kulturowych i narodowych barier. Wypełniony uroczym humorem, prowadzony przez rozczulającego Nanjianiego festiwal ciepła i zrozumienia dla drugiego człowieka idealnie nadaje się do tego, by pomóc nam w przebrnięciu przez zimowe miesiące. Nawet jeśli nie znosicie komedii romantycznych, rozważcie danie mu szansy, bo potrafi pięknie się odpłacić za okazane zaufanie.
Jakub Dzióbek
I tak cię kocham (premiera: 5.01.2018)
USA, 2017, 120’
reż. Michael Showalter, scen. Emily V. Gordon, Kumail Nanjiani, zdj. Brian Burgoyne, prod. Apatow Productions, FilmNation Entertainment, Story Ink, wyst. Kumail Nanjiani, Zoe Kazan, Holly Hunter, Ray Romano