Ukryte pragnienia. „Tamte dni, tamte noce”

2031142764_3.jpg_unormTamte dni, tamte noce (2017, reż. Luca Guadagnino)

W kinie Luca Guadagnino wydawałoby się bez zmian. „Tamte dni, tamte noce” to filmowy rebus, wypadkowa sensów i znaczeń twórczości Erica Rohmera, Bernardo Bertolucciego czy Luchino Viscontiego. Pewnie dla tych, którzy dostrzegają wyraźne pokrewieństwo, zasadzone na atmosferze erotycznego dramatu o destrukcyjnej sile pożądania, nie zwiastuje to żadnej zmiany w kierunku poszukiwań twórcy „Jestem miłością”. A jednak adaptacja powieści Andre Acimana, mimo znanych odniesień, jak nigdy wcześniej narusza status quo Włocha. Guadagnino jest, owszem, nadal wyrafinowany, ale to finezja innego rzędu. Czerpie z historii kina jakby bardziej dla przyjemności zwykłego widza, celuje w głębokie przeżywanie rzeczywistości, nie intelektualizm czy przytłaczający filmoznawczy status. Zajmuje go wreszcie autentyczna opowieść o porywach serca oraz szukaniu siebie, bardziej niż kino i miłość do niego. Historia zrodzona z kontaktu z innym człowiekiem. Z życia.

Całość zaczyna się dość niewinnie. Włochy, 1983. Środek upalnego lata. Żar, sjesta, czasami książka, czasami lampka wina. Do tego rower, kąpiel w górskim strumieniu, rozmowa na werandzie. Na tej beztroskiej prowincji swoje kolejne wakacje spędza Elio (Timothee Chalamet), nastolatek wychowany w rodzinie uniwersyteckich wykładowców. Spokojny rytm jego życia zostaje jednak wytrącony z równowagi, gdy w domu zjawia się Amerykanin Olivier (Armie Hammer) – przebojowy stypendysta, pracujący nad doktoratem z kultury antycznej. Początkowy dystans wytyczony przez uprzedzenia charakteru i wieku, zostaje jednak skrócony pod wpływem więzi, krzesanych stopniowym uwalnianiem fascynacji – i to wykraczającą poza zwykłe zainteresowanie. Kto jak kto, ale Guadagnino widocznie zwraca uwagę na prawdę szczegółu, zestawienie obydwóch stron cielesności z najdrobniejszymi, działającymi na wyobraźnię detalami. Po stronie wizerunku nieskalanego chłopca staje ten pierwszy. W opozycji do niego, po stronie dojrzałej, rozpalającej wyobraźnię urody, kilka lat starszy przyjezdny. W pewnym momencie pełne namiętności, wibracji, oparte na wzajemnej pasji uczucie, przestaje jednak nieść nadzieję na wspólną przyszłość. U Guadagnino to właśnie pytanie o słuszność przywiązania, które zostaje opatrzone krótką datą ważności, urasta do rangi klucza filmu: czy ostatecznie to stygmat, z którym trzeba żyć po rozstaniu? A może kiedy uprzątnie się u siebie w głowie i w sercu, stanie się ono wspomnieniem, jakie w życiu liczy się… najbardziej?

kppTamte dni, tamte noce (2017, reż. Luca Guadagnino)

W „Jestem miłością” i „Nienasyconych”, dwóch pierwszych odsłonach „trylogii pożądania”, Guadagino koncentrował się na bohaterach długo dojrzewających do odpowiedzialności za drugiego człowieka. Osobach pozbawionych zdolności do porozumienia, których fatalne wybory prowadziły do zerwania więzi z bliskimi. Uważny widz dostrzeże zaskakujące poszerzenie tamtego pola. „Tamte dni, tamte noce” wyraźnie bronią bohaterów przed wysnuwanymi przeciwko nim wcześniej zarzutami, dokonując przesunięcia na rzecz afirmacji młodzieńczej perspektywy Elia: niepewnej, kruchej, niezdolnej do obrony przed wyzyskiem w relacjach międzyludzkich, a zarazem nieświadomej rzeczy, które naprawdę mają znaczenie. Guadagnino zastrzega, że nie jest i nie chce być tutaj pokrętnym ideologiem. Jest otwarty, pełny zrozumienia dla ich niepokojów, rozterek, potrafi słuchać. Tym samym daje młodości otwarte pole do poszukiwania, błądzenia, a zarazem dopuszcza do głosu potrzebę bliskości z człowiekiem, który pojawia się co prawda niespodziewanie, na krótko, ale tak intensywnie, że trudno się go wyprzeć. Reżyser obserwuje ten stan bez pośpiechu, filtruje go przez prowincjonalny, niekiedy lekko odrealniony bezczas Lombardii: piękno poranka, wieczorną nienachalność. I, co ciekawe, nadaje mu słodki posmak moreli, dojrzewających w ogrodzie Palmerów – symbolu przedwczesnej inicjacji Elia.

Wydaje się, że w ślad za tym sensualnym obrazem męskiego romansu, gdzie liryka góruje nad ekranowym erotyzmem, a portrety kochających się ludzi stawiają opór lubieżnym wyobrażeniom, idzie optymistyczna z ducha opowieść o rodzicielskim wsparciu. Jest miarą wielkiej wartości tego filmu, że urasta do rangi tak aktualnego wezwania o zaufanie oraz zrozumienie. A także o wyraz wiary w homoseksualną tożsamość dziecka, która kształtuje cały późniejszy sposób widzenia czy organizacji świata. Reżyser nie uległ jednak pokusie wielkiej metafory oraz wznoszenia postulatu homonormatywnego podejścia, a ograniczył się w swoich rozważaniach, tak po prostu, do wnętrza domu. Tyle, że ten dom to coś więcej niż łóżko, gabinet, kuchnia. U Guadagnino, w najgłębszym rozumieniu tego słowa, to szlachetny członek rodziny, który umie dać wiele bez okazywania litości. „Zawarłeś piękną przyjaźń, może coś więcej, coś co nigdy mnie nie spotkało” – przekonuje ojciec Elia. Taka niby skromna, ale jakże celna myśl, to niewątpliwie dzisiaj potrzebny gest. Bo niewiele jest w gruncie rzeczy obrazów równie wyczekiwanych przez mniejszości seksualne – osoby, które zabiegają o akceptację w oczach bliskich.

Są wreszcie „Tamte dni, tamte noce” filmem o ulotnym doświadczaniu drugiego człowieka w całym swoim egzystencjalnym wymiarze. „Lepiej jest przemówić czy zamilknąć?” – zastanawia się mama Elia. Odpowiedź na pytanie, zaczerpnięte z opowiadania Małgorzaty z Nawry, zyskuje szczególną siłę rażenia w finale. Nastolatek zdecydował się przemówić, otwarcie wyznać swoje uczucia, okazuje się na próżno. Ostatnia scena – zbliżenie na jego twarz, w tle utwór Surfjana Stevensa i słowa: „kocham cię po raz ostatni, dotykam cię po raz ostatni…”. Żadnych dramatycznych napięć, uniesień, krzyków. Zostają tylko zmagania ze świadomością rozstania, tęsknota za tym, co naturalne, a co nie zawsze od losu dostajemy oraz wewnętrzna projekcja życia, które już nigdy się nie wydarzy. Wizja Guadagnino przekonuje ostatecznie o głębokim uczuciu pustki osób, które czegoś szukały, przed czymś się wzbraniały, czekały na coś zdecydowanie niemożliwego. Happy endu nie ma. Ale czy w życiu jest inaczej?

Mateusz Demski

Tamte dni, tamte noce (premiera: 26.01.2018)
Włochy, Francja, Brazylia, USA 2017, 132′
reż. Luca Guadagnino, scen. Luca Guadagnino, James Ivory, Walter Fasano, zdj. Sayombhul Mukdeeprom, prod. Frenesy Film Comapny, La Cinefacture, RT Features, wyst. Armie Hammer, Timothee Chalamet, Michael Stuhlbarg.