Adam Guziński (fot. Ewa Ferdynus)
Świadomy odbiór kina podobnego do „Chłopca na galopującym koniu” czy „Idy” nadal kuleje. Dzisiaj kluczowe stają się sytuacje radykalne, prawdziwe historie. Popularne stało się przenoszenie na ekran życiorysów. Wszyscy myślą przy tym tylko o wysokiej oglądalności i zarabianiu pieniędzy – mówi Adam Guziński, reżyser i scenarzysta „Wspomnienia lata”.
Mateusz Demski, Joanna Krygier: Spotykamy się przy okazji ,,Wspomnienia lata”, twojego powrotu na duży ekran po dziesięciu latach. Gdzie przez ten czas podziewał się Adam Guziński?
Adam Guziński: To skomplikowane. Po „Chłopcu na galopującym koniu”, który miał premierę w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym roku, pracowałem przez trzy lata nad pewnym projektem. Zainteresowałem się historią, która wydarzyła się naprawdę. Kiedy przygotowałem scenariusz i zacząłem zgłębiać ten temat, doszedłem jednak do wniosku, że nie powinienem go dotykać. Osoby z nim związane nadal żyją, powrót do tej sytuacji byłby dla nich bolesny, a dla mnie nieetyczny. Nie jestem człowiekiem, który na siłę szuka sensacji i bez względu na okoliczności pokazuje wszystko na ekranie.
Myślisz, że istnieje szansa, żeby ten projekt został zrealizowany?
Być może, ale wymagałoby to ode mnie znalezienia do niego zupełnie nowego klucza. Odłożyłem go na bok żeby złapać dystans, ponieważ podchodzę do niego chyba zbyt emocjonalnie.
W ciągu dziesięcioletniej przerwy od kina pracowałeś między innymi w teatrze i telewizji.
Wystawiłem dwa spektakle w Teatrze Powszechnym w Warszawie [Febe, wróć, 2008 i Salamandra, 2010 – przyp. aut.]. Oczywiście zdarzało mi się też tworzyć reklamy, czy reżyserować odcinki seriali, żeby zarobić na życie. Przy okazji zająłem się kolejnym projektem, z którego wyłoniło się Wspomnienie lata. Zaczęło się jednak od czegoś innego, od tego, nad czym pracuję obecnie. „Wspomnienie…” było tylko przygotowaniem.
Wspomnienie lata (2016, reż. Adam Guziński)
Przy okazji ,,Chłopca na galopującym koniu” mówiłeś, że był to film, który w ogóle nie wpisywał się w ramy ówczesnego kina polskiego: specyficzny, czarno-biały, kameralny. Sądzisz, że coś się zmieniło w tej kwestii? Jakiś czas temu było głośno chociażby o ,,Idzie” Pawła Pawlikowskiego.
Faktycznie „Ida” trochę zmieniła to spojrzenie. Ale z drugiej strony w Polsce był to film, z którym nikt nie potrafił sobie poradzić. Dopiero sukces na festiwalach filmowych przysporzył mu publiczności w ojczyźnie. Świadomy odbiór kina podobnego do „Chłopca…” nadal jednak kuleje. Dzisiaj kluczowe stają się sytuacje radykalne, prawdziwe historie. Popularne stało się przenoszenie na ekran życiorysów. Wszyscy myślą tylko o wysokiej oglądalności i zarabianiu pieniędzy. Fenomenalny jest jednak przypadek „Idy”, który absolutnie w tym kierunku nie poszedł, a mimo wszystko osiągnął to wszystko i nawet więcej. Paweł Pawlikowski w swoich poszukiwaniach był bezpretensjonalny, a jego filmu nie można nazwać ,,robionym pod Oscara”.
,,Wspomnienie lata” jest filmem innym, bardziej sentymentalnym niż ,,Chłopiec…” – refleksyjnym, osadzającym historię w dekadzie gierkowskiej. Dlaczego?
Nie jest to sentymentalna historia. W moim założeniu film ten miał bazować przede wszystkim na komunikacji z widzem. Chciałem opowiedzieć o świecie, w którym ja się wychowywałem, czyli Polsce przełomu lat 70. i 80. W każdym z moich filmów oddawałem się stylistycznie temu, co zawiera historia. „Wspomnienie…” ma klasyczny sposób fotografowania, ale emocje targające bohaterami są niezwykle intensywne. Adamowi Sikorze, utytułowanemu operatorowi lubiącemu robić zdjęcia po swojemu, nie do końca przypadła do gustu nasza współpraca, a stało się tak przez to, że kadry musiały być ściśle podporządkowane sytuacji. W historii interesuje mnie nie wizualna atrakcyjność, ale psychologia, uczucia.
Emocji, choć często hamowanych, nie brakuje w relacji matka-syn, stanowiącej podstawę ,,Wspomnienia…”. Świetnie oddali ją Urszula Grabowska oraz Max Jastrzębski. Jak przebiegała współpraca między doświadczoną zawodowo aktorką a debiutantem?
Przede wszystkim muszę nieskromnie zaznaczyć, że udało mi się znaleźć naprawdę wybitnego chłopca do roli Piotrka. Szukałem odpowiedniego kandydata dwa lata, przesunęliśmy nawet produkcję o rok ze względu na brak głównego bohatera. Max poza niebywałym talentem posiada także ważną umiejętność – zapamiętywanie pozycji. Jego powodzenie nie opierało się na chwilowej dobrej dyspozycji czy przypadku, ale na koncentracji i chorobliwej wręcz precyzyjności. Max to jednak typ introwertyczny. Na początku pracy przy „Wspomnieniu…” założyłem długi okres przygotowawczy, wynajęliśmy salę prób w Teatrze Powszechnym. Spotkania polegały tylko na grze w karty Uli i Maxa, więc Grabowska co weekend przyjeżdżała z Krakowa specjalnie na partyjkę pokera. Miało to wywołać wrażenie naturalności wspólnych zabaw matki z synem. Pewnego dnia pojechaliśmy nawet do domu chłopca, czym wzbudziliśmy zaufanie i sympatię u jego rodziny. Samemu Maxowi łatwiej też było odnaleźć się potem na planie, gdzie znał już mnie i Ulę.
Wspomnienie lata (2016, reż. Adam Guziński)
Czy Twoje kino powinno kojarzyć się tylko z nastrojowością, kameralnym dramatem?
Chłopiec na galopującym koniu to było radykalne kino: powolna narracja bazująca na atmosferze, niewiele wydarzeń, mało słów, przewaga obrazów. Wtedy to mnie interesowało, ale to nie znaczy, że w ten sposób będą wyglądały moje kolejne filmy, że to mój klucz stylistyczny. Wczesne etiudy realizowałem w zupełnie inny sposób. Na przykład „Antychryst” to był hardcore montażowy i emocjonalny. Domyślam się, że gdy ktoś porównywał go z „Chłopcem…”, musiał zastanawiać się, czy za obydwiema produkcjami stoi faktycznie ta sama osoba.
Skoro jesteśmy już przy ,,Antychryście”, podobno Werner Herzog dokonał jego analizy na Telluride Film Festival w Colorado?
To najpiękniejsza historia. Festiwal ten promuje europejskie kino. Na poprzednich edycjach wyświetlano dzieła m.in. Ingmara Bergmana czy Larsa Von Triera. „Antychryst” był jedynym krótkometrażowym filmem, który został wówczas pokazany. Niestety nie mogłem pojawić się tam osobiście, gdyż na dniach miała urodzić się moja druga córka. Już po telefonicznej odmowie, na tydzień przed owym wydarzeniem, wpadł mi w ręce katalog festiwalowy, wtedy właśnie odkryłem, że analizę mojej etiudy przeprowadzi Herzog. Całkowicie mnie zamurowało. Lepszej reklamy dla „Antychrysta” nie mogłem sobie wyobrazić. Równie adekwatnej interpretacji mógłby się podjąć chyba tylko Andrzej Żuławski. Swoją drogą obawiano się, że w kraju katolickim nie zostanie on pozytywnie odebrany, poza tym – standardowo – nie wiedziano, co z tym filmem w Polsce zrobić. Zresztą dla mnie punktem odniesienia zawsze było to, co się dzieje w światowym kinie, losy rodzimej kinematografii mnie nie ,,uruchamiają”.
Wybacz pytanie: czy po jakże udanym powrocie każesz nam czekać na twój następny film kolejne dziesięć lat?
Wszyscy zadają mi to samo pytanie. Mam nadzieję, że nie, o ile znowu nie wpakuję się w tak skomplikowaną sytuację. Pracuję już nad nowym, niezwykle ambitnym projektem, ale nie wiem ile czasu zajmie mi jego realizacja. Sam proces pisania i późniejszego szukania funduszy jest czasochłonny. Cieszę się jednak, że mam świetnego producenta, Opus Film, który pokłada we mnie nadzieje. Nie, żadnych dziesięciu lat, nie ma mowy!
Rozmawiali: Mateusz Demski i Joanna Krygier
Adam Guziński – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta. Ukończył wydział reżyserii w PWSFTViT w Łodzi w 1999 roku. W 1998 roku jego etiuda szkolna „Jakub” zdobyła nagrodę Grand Prix Cinéfondation na festiwalu w Cannes. Kolejny film „Antychryst” (2002) był pokazany na ponad 80 festiwalach, gdzie zdobył liczne nagrody i wyróżnienia. Wygrał Grand Prix na Festiwalu w Bilbao, dzięki czemu znalazł się w gronie kandydatów do nominacji do Oscara w kategorii najlepszego krótkometrażowego filmu fabularnego. Jego pełnometrażowy debiut fabularny „Chłopiec na galopującym koniu” (WFF 2006) miał premierę na festiwalu w Cannes 2006. Przez ostatnie lata zrealizował kilka spektakli teatralnych i telewizyjnych, reklamy społeczne oraz seriale. „Wspomnienie lata” jest jego drugim filmem fabularnym.