Captain Fantastic (2016, reż. Matt Rose)
Captain Fantastic
Reż.: Matt Ross
Scen.: Matt Ross
Zdj.: Stéphane Fontaine
Wyst.: Viggo Mortensen, George MacKay,
Samantha Isler, Frank Langella,
Kathryn Hahn, Steve Zahn
Co robisz, kiedy przestajesz wierzyć we współczesną cywilizację? Kiedy twoim zdaniem system edukacji to zagrożenie dla umysłów twoich dzieci, które zabija ich kreatywność i samodzielne myślenie? Natomiast obecny przemysł żywieniowy to zagrożenie dla ich ciała? Ładujesz rodzinę do autobusu i wyruszasz żyć w lesie, żeby polować na swój obiad oraz samemu uczyć dzieci fizyki kwantowej i klasyki światowej literatury.
Tak w każdym razie robi, wraz ze swoją żoną, główny bohater Captain Fantastic – filmu wciąż stawiającego pierwsze kroki za kamerą aktora Matta Rossa, z Viggo Mortensenem w roli tytułowej (który jest w niej, nomen omen, fantastyczny). Captain Fantastic opowiada o rodzinie założonej przez Bena i Leslie Cashów, która uciekła z dala od cywilizacji, żeby wychować szóstkę dzieci (w wieku od około lat sześciu do osiemnastu) wśród natury i książek, z dala od rozpraszających ekranów smartfonów i telewizji. Postać Viggo Mortensena zaznajamia swoje pociechy nie tylko z fizyką i Nabokovem – zamiast iPhone’ów wręcza im instrumenty muzyczne, zamiast pozwalać im spędzać czas w trybie siedzącym, każe codziennie ćwiczyć i wspinać się po skałach. Ich życie jest niemal utopijne, z małymi wyjątkami. Rodzina Cashów będzie musiała jednak wrócić do cywilizacji, zmuszona najgorszym z możliwych powodów – pogrzebem żony i matki.
To już drugi obraz w reżyserii Matta Rossa, po dosyć chłodno przyjętym niskobudżetowym dramacie 28 pokoi hotelowych. Przy Captain Fantastic porzucił kameralność na rzecz bajkowych scenografii, elementów kina drogi i plejady zróżnicowanych bohaterów. Chyba dlatego Captain Fantastic ogląda się jak debiut młodego, ambitnego reżysera – jest to film nieposkromiony, nieokrzesany, w którym słabe sceny przeplatają się ze świetnymi. Reżyser zdaje się próbować opowiadać o wszystkim, o czym kiedykolwiek chciał opowiedzieć. W filmie poruszone są problemy rodzicielstwa, chorób psychicznych, samobójstwa, śmierci najbliższej osoby, ponadto Ross próbuje prawie każdemu ze swoich młodych bohaterów dać swoje własne coming of age movie. Przy czym o wszystkim chciałby opowiadać z wesoandersonowskim słodko-gorzkim wdziękiem. Czy to się udaje? Niestety tylko po części.
Captain Fantastic (2016, reż. Matt Rose)
Film jest zdecydowanie najlepszy, kiedy nikogo nie ocenia, za to w cudownie prowokacyjny sposób przedstawia alternatywny model wychowania – na przykład wtedy, kiedy opowiada o problemie szczerości wobec dzieci. Ben Cash ma politykę kompletnej szczerości, nawet gdy chodzi o sprawy bolesne (jak śmierć) lub niewdzięczne (jak seks). Bez nuty wątpliwości i zażenowania odpowiada na nawet najbardziej nietypowe i intymne pytania swoich pociech. Najlepiej jest to wygrane przy scenie obiadu w domu siostry głównego bohatera, która wraz z mężem wychowuje dwójkę synów. Gdy wychodzi temat powodu śmierci matki małych Cashów, siostra próbuje chronić dzieci przed bolesną prawdą (mama, dręczona przez chorobę psychiczną, popełniła samobójstwo). Mówi więc im, że „zmarła w wyniku choroby”. Postać Mortensena widzi jednak taką odpowiedź jako kłamstwo, dlatego zaczyna tłumaczyć dzieciom zawiłości zaburzeń afektywnych dwubiegunowych, wprost mówiąc, że to ta choroba pchnęła ich mamę, żeby podcięła swoje żyły.
Ross przedstawia całą sytuację bez stawania po żadnej ze stron czy moralizowania. Stawia prowokujące pytanie i pozwala mu wybrzmieć w świetnie wyreżyserowanej, zagranej i napisanej scenie rozmowy. To w takich momentach film jest najlepszy i dlatego warto go zobaczyć. Szkoda jednak, że nie udaje mu się utrzymać takiego tonu przez całą opowieść. Tak jak wtedy, gdy staje się absurdalnie czarno-biały, w banalny sposób przeciwstawiając dzieci Casha i jego siostry – mali Cashowie to młodzi geniusze o ciałach greckich bogów, natomiast chłopcy siostry tylko grają w te głupie gry komputerowe i wpatrzeni są w niebieskie ekrany smartfonów. Całości nie pomaga też nazbyt idylliczne zakończenie i zachowawcza forma, która ustępuje odwadze w łamaniu zasad, która charakteryzuje bohaterów filmu.
Te niedociągnięcia nie psują jednak odbioru całości, ani radości jaką się czerpie z najlepszych scen – bo Captain Fantastic, pomimo poważnych tematów jakie porusza, potrafi też być niezwykle zabawny. Dawno nie widziałem filmu, który w takim stopniu kazałby mi zastanowić się nad fundamentalnymi zasadami, zgodnie z którymi funkcjonuje społeczeństwo, w którym żyję – i za to należą się brawa.
Konrad Kyrcz