Boyhood – czas (nie)ujarzmiony

zdj 1Boyhood (2014, reż. Richard Linklater)

Akcja filmu Richarda Linklatera obejmuje kilkanaście lat, ale głównego bohatera grają nie dwaj, nie trzej, lecz jeden aktor. Boyhood nadaje zupełnie nowe znaczenie „dorastaniu na ekranie” i zaklinaniu pojęcia filmowego czasu. Niektórzy uczestnicy na planie tego projektu spędzili przecież większość życia.

Nikt wcześniej nie odważył się zrealizować podobnego pomysłu. Bo jak przekonać kogokolwiek do czegoś, co z tak wielu stron brzmi tyleż oryginalnie, co do pewnego stopnia szaleńczo? Dwanaście lat produkcji, ale tylko czterdzieści pięć dni zdjęciowych. Sto czterdzieści trzy sceny i zaledwie 2,4 miliona dolarów budżetu. Każdy rok życia fikcyjnych bohaterów to tylko – i aż – około czternastu minut projekcji. Żaden z aktorów nie był nawet formalnie zobligowany do powracania na plan każdego roku, bo zgodnie z tak zwanym „prawem De Havilland” nielegalnym jest podpisywanie kontraktu na więcej niż siedem lat pracy. Linklater sam przygotował się na wszelkie okoliczności i zadecydował, że gdyby on miał nie dożyć końca przedsięwzięcia, jego reżyserskie obowiązki przejmie Ethan Hawke, grający w filmie jedną z głównych ról. Na szczęście aktor nic takiego nie musiał robić, a Boyhood – film jednocześnie niesamowicie skromny oraz monumentalny – skradł serca publiczności tak na festiwalu w Sundance, jak i w Dolby Theater podczas rozdana Oscarów czternaście miesięcy później.

„Bardzo długo nosiłem się z zamiarem nakręcenia opowieści o relacji rodziców i dzieci, która zaczynałaby się w momencie rozpoczynania przez te drugie szkoły, a kończyła ich odejściem na studia. Ale problemem zawsze było to, że one za bardzo się przez ten czas zmieniają, nie jest się w stanie uchwycić wszystkiego”, mówił reżyser w jednym z wywiadów, objaśniając swoją koncepcję. Zdjęcia do filmu Linklater rozpoczął bez ukończonego scenariusza – miał jego ogólny zarys, łącznie z końcową sceną, uogólnioną charakterystykę bohaterów, co było potrzebne, aby w ogóle zdobyć na projekt pieniądze. Jednak tekst był przez niego cały czas modyfikowany i rozbudowywany, gdy co roku oglądał świeżo nakręcony materiał i dopasowywał mające nastąpić kolejne wydarzenia fabularne do zmian, jakie zaobserwował u swoich aktorów. Nierzadko opis sceny kończył w noc poprzedzającą jej kręcenie. Wszyscy odtwórcy kluczowych ról uczestniczyli w procesie, dorzucając do życiorysów swoich fikcyjnych postaci własne doświadczenia z tego czasu.

Życie wpływa na film, a film wpływa na życie, bo jak odciąć się od tego, co na ekranie, gdy po raz pierwszy wchodzi się na plan, mając lat siedem, a wychodzi, będąc dziewiętnastolatkiem? Dlatego w Boyhood występuje pewien specyficzny autobiografizm, gdzie miesza się wyobraźnia twórców, ich realne życie oraz życie osób z rodziny, którymi się inspirowali, jak choćby matka Patricii Arguette czy ojcowie Linklatera i Hawke’a. Dodatkowo zarówno Ethan Hawke, jak i Patricia Arquette, grający w filmie rozstającą się parę, która młodo została rodzicami, w prawdziwym życiu, w okresie dwunastu lat zdjęć, rozwiedli się, weszli w nowe związki małżeńskie i ponownie zostali rodzicami. Dodatkowo fakt, że Arquette została po raz pierwszy matką w wieku 21 lat zaważył na tym, że Linklater nie wyobrażał sobie nikogo innego w roli, która ostatecznie dała aktorce Oscara. Jak żartowały podczas rozdania Złotych Globów Amy Pohler i Tina Fey: są więc w Hollywood role dla aktorek po czterdziestce pod warunkiem, że zostaniesz zaangażowana, gdy jej jeszcze nie skończyłaś.

zdj 2Boyhood (2014, reż. Richard Linklater)

„Cały czas zadawałem sobie pytania: czy to wystarczy? Czy powinienem opowiedzieć o czymś większym? Czy ktoś powinien mieć raka? Bardzo zależało mi, by ten film w pewnym sensie był formą pamięci, wspomnień. Życie płynie. Ja miałem nadzieję uchwycić sposób, w jaki odczuwamy upływ czasu”, tłumaczył Linklater. Dokładne ramy czasowe nigdy w filmie nie zostają podane. Widzowie dostają za to szereg wskazówek co do tego, kiedy powinni daną scenę umiejscowić. Boyhood to melancholijna wycieczka w popkulturowe odnośniki. Również soundtrack został dobrany tak, by wśród pojawiających się współczesnych piosenek zachować chronologię. Jest tu Pottermania podczas premier kolejnych części przygód małego czarodzieja, piosenki nastoletniej Britney Spears podbijające właśnie MTV, gry na Gameboye, pierwsze ogólnodostępne iPody, High School Musical, Facebook, Lady Gaga, MacBooki, nawet kampania wyborcza Baracka Obamy. Zabawne, że podczas premiery Obama, już jako urzędujący prezydent, przyznał, że Boyhood to jego ulubiony film 2014 roku. Jeszcze zabawniejsze, że w jednej ze scen bohaterowie zastanawiają się nad możliwością powstania nowej części Gwiezdnych Wojen, której premiera była już w czasie triumfów Boyhood nadchodzącym za kilka miesięcy wydarzeniem.

Jak Linklater znalazł chłopca do głównej roli? Ellar Coltrane, który ostatecznie przez kilkanaście lat wcielał się w postać Masona mówi, że był za mały, by pamiętać spotkanie z reżyserem. Twórca chciał kogoś, kto miał już doświadczenie w graniu, a Coltrane pojawił się w kilku reklamach i małym filmie niezależnym. Linklatera ujął sposób bycia chłopca, jego spokój i tajemniczość. „Był wręcz eteryczny. Podobało mi się, o czym mówił, jak pracowały jego myśli. Inne dzieci były „prostsze”, widać było, że mają zostać sportowcami, przewodniczącymi szkoły, a Ellar wyglądał na kogoś, kto zawsze pozostanie sobą”. Jego rola to właściwie nie aktorstwo, nie gra, lecz naturalność, zwyczajne zachowania i czynności. Linklater przestrzegał nie tylko jego, ale też innych, bardziej doświadczonych znajomych z planu, między innymi Ethana Hawke’a, że jeśli zaczną aktorskie popisy, wszystko się rozsypie. Takie jest całe Boyhood – bez fajerwerków, bez spektakularności, bez niezwykłych zwrotów akcji. Sposób, w jaki powstawało, zdeterminował niezwykły stosunek do upływu czasu. Przeszłość pozbawiona jest ironicznego dystansu czy nostalgii, a „subtelność zawsze ukrywa się pod płaszczykiem banału”, jak pisał w recenzji Łukasz Muszyński. Dlatego dzieło Linklatera to dla jednych wydmuszka doceniana jedynie za konsekwentnie zrealizowany pomysł, dla innych najbardziej kompletny i nieubarwiony obraz dojrzewania, jaki dało kino.

zdj 3Boyhood (2014, reż. Richard Linklater)

Reżyser postanowił nie pokazywać dziecięcym odtwórcom ról nakręconego materiału do czasu, gdy gotowy był już cały film. W ten sposób zderzył ich z obrazem własnego dorastania z zupełnie innego punktu widzenia. Jak oglądało się siebie z dystansu czasowego? „Brutalnie”, powiedział Coltrane. „Pojawia się ta malutka osoba i nagle abstrakcją jest uświadomienie sobie, że jest mną. Mówią mi, że to ja, ale nie pamiętam bycia tym kimś. Tak wiele z kręcenia filmu nie pamiętam. Nie potrafię sobie wyobrazić, co by było, gdybym oglądał film jako trzynastolatek. Chyba by mnie zniszczyło, to emocjonalne wyzwanie”.

XXI wiek w kinie to też ogromna ilość sequeli, „dwójka” w tytule pojawia się na plakatach nader często. Zaskakujące, że jeszcze podczas promocji filmu Linklatera pytano wielokrotnie – być może pół żartem, pół serio – czy zamierza nakręcić kolejną część opowieści o Masonie. Tym bardziej niespodziewany jest fakt, że reżyser nie mówi nie, tylko zwodzi dziennikarzy deklaracją: „Nigdy nie wiadomo, nigdy nie wiadomo… Kiedy masz dwadzieścia lat, też dużo się w życiu dzieje, idziesz na studia, bierzesz ślub. Ale nie wiem. Jeszcze za wcześnie”, jak mówił w wywiadzie dla magazynu Empire. Jaki tytuł miałby nosić następny film? Manhood? Jedno jest pewne – jeśli w ogóle powstanie, będziemy musieli uzbroić się w ponadprzeciętną cierpliwość.

Ada Kotowska