Battle Royale (2000, reż. Kinji Fukasaku)
Tymi słowami opiekun klasy 9B zaprosił ją do uczestnictwa w walce na śmierć i życie – w turnieju Battle Royale. W ramach ustawy BR z całej Japonii rozlosowywana jest jedna licealna klasa kończąca etap obowiązkowej nauki i szykująca się do wejścia w dorosłe życie. Jej uczniowie mają trzy dni, by wymordować się nawzajem na opuszczonej wyspie kontrolowanej przez wojsko. Jeżeli po upływie tego czasu więcej niż jedna osoba pozostanie przy życiu, wszyscy giną.
Battle Royale (2000, reż. Kinji Fukasaku) jest adaptacją krwawej powieści pod tym samym tytułem. Reżyser podążył jednak inną drogą niż jej autor. W obu narracjach powodem wprowadzenia prawa BR był rozpad więzi i norm społecznych. Książkowy oryginał to rzecz bardziej sadystyczna, usiłująca szokować, niejako poszukując katharsis w wyzwalającej przemocy. Nie jest to nic niespotykanego w japońskiej popkulturze, jednak rzadko jej produkty o podobnych aspiracjach okazują się godne uwagi. Nie dziwi zatem, że film odnoszący się do tego rodzaju konceptów, pomimo spektakularnego sukcesu w japońskim box office’ie i dużej popularności wśród zachodnich fanów tamtejszej kultury, często jest zupełnie ignorowany przez specjalistów od kina japońskiego o nieco bardziej akademickich predylekcjach. Nie zmieniło tego też mianowanie przez Quentina Tarantino Battle Royale najlepszym filmem powstałym w latach 1992–2009, ani nawet duża rola kultowego Takeshiego Kitano.
W kinowej adaptacji Battle Royale chodziło jednak o coś więcej niż samą wartość rozrywkową. To dzieło bliższe raczej Władcy Much Williama Goldinga, niż popularnym azjatyckim horrorom. Owszem, zaczyna się niemalże pompatycznie, od wciskającego w fotel Dies Irae Verdiego (nagranego przez Filharmonię Warszawską, odpowiedzialną za całą ścieżkę dźwiękową). Jest też wypełniona wieloma brutalnymi scenami. Jednakże pewnych ekranowych wydarzeń lub zabiegów narracyjnych nie sposób zrozumieć, czy nawet umiejscowić w logicznej interpretacji całości, jako dzieła czysto rozrywkowego. Funkcje, jakie pełnią, są bardziej złożone. Film stanowi bowiem paraboliczną ekstrapolację wszelkich odcieni relacji i uczuć, jakie mogą rodzić się między młodymi ludźmi, w realia skrajnie bezwzględnej rzeczywistości, na której spotkanie nie zostali oni przygotowani.
Battle Royale (2000, reż. Kinji Fukasaku)
Głównym bohaterem jest Shuya, nastoletni chłopak pozostawiony przez rodziców samemu sobie. Ironiczna ostatnia wiadomość („Dasz sobie radę!”) od ojca-nieudacznika, który popełnił samobójstwo, sugeruje złożone źródło problemu dzieci. Nawet dorośli nie potrafili poradzić sobie w świecie, który przekazują teraz potomkom, a wejście w który zdaje się symbolizować uczestnictwo w turnieju. Chodzi o rzeczywistość amoralną, bezwzględną, w której więcej jest przegranych niż zwycięzców, choć tak naprawdę przegrywają wszyscy, bo liczy się wygrana, nie szczęście. Zaufanie, szacunek i bliskie więzi z innymi ulegają erozji, ich miejsce zajmują nieufność, egoizm, niepewność. Brakuje ludzi gotowych wziąć odpowiedzialność, która rozmywa się wraz z kohezją i strukturami leżącymi u podstaw zdrowego społeczeństwa.
Fukasaku mógł należeć do ludzi najlepiej predysponowanych do opowiedzenia tej historii. Oprócz iście nowofalowych metod pracy i cudownego, pozornie hektycznego montażu z onirycznymi wtrętami, które tak dobrze się sprawdziły, jego osobiste doświadczenie było przerażająco bliskie temu, jakie posiadali bohaterowie filmu. Pod koniec wojny, jako nastolatek, jak wiele innych dzieci trafił ze swoją klasą do fabryki amunicji, gdzie poprzez pracę miał walczyć dla cesarza. Był święcie przekonany, że wciąż ważą się losy dawno rozstrzygniętego już konfliktu. Wierzył w kłamstwa propagandy dorosłych, którzy, podobnie jak ojciec Shuyi, nie byli w stanie, bądź nie chcieli przekazać mu prawdy. Po amerykańskim ostrzale fabryki, który przetrwał jako jeden z nielicznych, z pomocą reszty ocalałych musiał pochować swoich zmarłych kolegów. Nie dziwi zatem fakt, że z Shuyi, w książce będącego kimś na kształt młodego Rambo, Fukasaku uczynił zwykłego chłopaka starającego się zrozumieć świat i iść przed siebie.
W filmie, oprócz szerokiego spektrum postaw bohaterów, odnotowana zostaje śmierć każdego z nich. Każda coś mówi o zabitych uczniach. Niektórzy umierają szlachetnie: popełniają samobójstwo, nie godząc się na udział w turnieju. Inni głupio, naiwnie apelując o pokój. Jeszcze inni wolą ignorować to, co się dzieje i próbują przeczekać turniej, unikając myślenia o konsekwencjach przetrwania go przez większą grupę. Są też tacy, którzy razem chcą oszukać system i uciec. W tak napiętej sytuacji animozje napędzane dodatkowo przez strach czy zwykłe nieporozumienia nie tylko okazują się śmiercionośne, ale też prowokują okrutnie bezsensowne cierpienie, niemalże ilustrację teorii chaosu.
Battle Royale (2000, reż. Kinji Fukasaku)
Niektórzy uczniowie wyjątkowo łatwo akceptują reguły gry. Z różnych powodów szybko godzą się z decyzją władzy: przez ambicję, bezmyślność, arogancję, instynkt samozachowawczy, kalkulację, strach. W zamian gra kolejno pozbawia życia tych, którzy ją zaakceptowali. Ciekawe jest dość precyzyjne odwzorowanie społeczeństwa w szczególnym jego aspekcie – chodzi o psychopatię i socjopatię, ich występowanie i skutki. Psychopaci stanowią od około 1 do 3% społeczeństwa i są ludźmi pozbawionymi biologicznie możliwości odczuwania empatii czy skruchy. Socjopatów też nie brakuje, choć oni, w przeciwieństwie do psychopatów, są „tworzeni” przez otoczenie, które uczy ich, że nie warto być moralnym lub w ogóle ufać ludziom. Faktycznie ilość psychopatów i socjopatów w Battle Royale uczciwie oddaje proporcje, jakich można byłoby się spodziewać w wysoko rozwiniętym społeczeństwie na przełomie wieków (warto odnotować, że obecna epidemia narcyzmu w świecie zachodnim zapewne znacznie zwiększyła ilość młodych socjopatów). Fukasaku trafnie pokazuje, jak te destruktywne jednostki manipulują innymi i krzywdzą ludzi, gdy wiedzą, że mogą uniknąć konsekwencji takich działań. W sytuacji, w której brakuje jasnych reguł i osobistej odpowiedzialności, spirala nieufności, egoizmu, krótkowzroczności i okrucieństwa dzięki pomocy takich osobników jeszcze szybciej nabiera tempa.
Jeżeli lekcja kończąca tok nauczania klasy 9B sprowadzałaby się do zilustrowania beznadziei świata, w który wkraczają młodzi ludzie, entropii więzi i wartości, może brzmiałaby profetycznie i mądrze, ale nie byłaby zbyt konstruktywna. Na końcu filmu widzimy jednak, co może uczynić bunt wobec zinstytucjonalizowanego egoizmu wartościowym. Nie wystarcza sama (intelektualna?) refleksja, potrzebne jest jeszcze skierowanie się w stronę drugiej osoby. To ono jest źródłem sensu, powstrzymuje entropię i daje siłę, by, idąc przez życie, pozostać człowiekiem. Tej tkanki łączącej ludzi zabrakło, by zatrzymać upadek narodu, stanowiący podstawę fabuły filmu. Bez niej nie sposób było utrzymać kohezję wspólnoty, dojść do kompromisów, zdobyć się na wstrzemięźliwość i określić podstawowe wartości. Trafność komentarza Fukasaku wynika też stąd, że nie sprowadza istoty problemów tylko i wyłącznie do świata wewnętrznego bohaterów, ani do usystematyzowanej opresji. Podczas filmu zostają jasno zarysowane potencjalnie niebezpieczne immanentne ludzkie tendencje, jak również nieuniknioność powstawania konfliktów, cierpienia, bycia ranionym i ranienia innych. Zło nie pochodzi tylko z zewnątrz, ani tylko ze środka. Nie ma idealnego systemu rozwiązującego problemy za nas bez naszego udziału. Konkluzje te mogą wydawać się trywialne, siły nadaje im jednak to, o czym już wspominałem – plejada wielu poważnie potraktowanych bohaterów z krwi i kości, do których sytuacji w każdym przypadku możemy się odnieść i przez których możemy przeżywać rozpad i próby odnowy, prawdziwą solidarność, by w końcu przypomnieć sobie o jasnej stronie ludzkiej natury.
Marek Sowiński