Bang Gang (2015, reż. Eva Husson)
Bang Gang
Francja 2015
reż. Eva Husson
scen. Eva Husson
zdj. Mattias Troelstrup
wyst. Finnegan Oldfield, Marilyn Lima,
Lorenzo Lefèbvre, Daisy Broom
„Każde pokolenie ma swój film o seksie” – głosi slogan na plakatach Bang Gang. Jeśli tak, to film Evy Husson adresowany jest najwyraźniej do dwunastolatków z wybujałą fantazją, którzy wychowali się w erze ogólnodostępnego internetowego porno i prowadzą perwersyjnego bloga z fikcją, którego nikt nie czyta.
Pominięty w polskim tłumaczeniu podtytuł oryginału, „Nowoczesna historia miłosna”, sugeruje przekonanie reżyserki o uniwersalności swojej wizji – że tak to właśnie wygląda na przeciętnym, podmiejskim podwórku, gdzie przesiadują nastolatki. Szkolni znajomi po lekcjach wałęsają się po pustych domach, które zostawili im rodzice, wygodnie znikający na czas akcji filmu. Rodzinne braki stają się elementem genezy seksualnego rozpasania. Ale właściwie trudno doszukiwać się motywów postępowania bohaterów. To osoby znikąd, spragnione wrażeń i młodzieńczego buntu, który uskuteczniają właśnie za pomocą seksu. Początkowo ma on być wyzwolony i wyprany z głębszych uczuć, ale potem prawo wieku bierze górę i koleżanki zaczynają się na siebie obrażać za przygodne sypianie z kolegą, który jednej z nich się podoba. Dzieciaki odpalają więc z rzutnika erotyczny film, puszczają w obieg narkotyki i inicjują świecką tradycję, którą nazywają „bang gang”.
Nie można zarzucić filmowi Husson jednego – estetycznie oddaje delikatnie odrealniony efekt, jaki wnoszą filtry dodawane na zdjęcia w popularnych mediach społecznościowych. Miękkie żółte światło i pastelowe odcienie wnętrz rzeczywiście odzwierciedlają postulowaną w podtytule, stylową „nowoczesność”. Podobnie muzyka, lekka, elektroniczna, nadaje niektórym sekwencjom umiejętny rytm.
Zdecydowanie gorzej jest z treścią. Monogamia i przyzwoitość to przeżytek – jak oryginalnie. Temat mógłby wydawać się całkiem poważny, ale podejście do niego niestety już nie. Wrażliwość większości bohaterów sprawia wrażenie absolutnie wymuszonej, a wyraża się zdawkowym odpowiadaniem na pytania albo zapatrzeniem się w przestrzeń przed sobą. Ot, współcześni romantycy zamknięci we własnych światach, niby beztroscy, ale przecież z problemami, wykładanymi jak niedojrzała, amatorska, pamiętnikarska proza. Reżyserka nie boi się swoich protagonistów rozbierać, podkreślając ich bezpruderyjność, nie czyni jednak z ich ciał fetyszów (nie tylko dla widza, ale dla siebie nawzajem również), choć gdy pod koniec ujawniony zostaje wiek postaci, sylwetki raz jeszcze tracą wiarygodność.
Bang Gang (2015, reż. Eva Husson)
Pojawiająca się na koniec informacja – „oparte na prawdziwych wydarzeniach” – przez sztuczność bohaterów i ich wydumane motywy niestety tylko bawi. Strzeżcie się drodzy widzowie, nie macie pojęcia, to rozgrywa się zapewne obok was! Przywoływany często w ostatnich latach przez nieskomplikowane romantyczne komedie motyw „najpierw seks, potem miłość”, traktujemy tutaj wręcz z westchnieniem, bo jego dramatyzm jest zwyczajnie wymuszony, tak jak wymuszone czy patetyczne z perspektywy czasu wydają się gimnazjalne dramaty sercowe. „Nie chodzi o to, że się bzykaliście, jesteście młodzi. Chodzi o to, jakie to puste” – brzmią podszyte głęboką życiową mądrością słowa jednego z ojców, któremu dotąd całe zajście umknęło. Film nie oskarża, ale też nie rozstrzyga żadnych moralnych kwestii, zamiast tego zostawia widza z kilkoma równie błyskotliwymi dialogami, jak powyższy.
Morał, jaki kronika seksualnych wypadków nam serwuje – nie rób tak, bo dostaniesz choroby wenerycznej albo zajdziesz w ciążę – jest subtelny niczym akapit podsumowujący w szkolnym podręczniku do wychowania do życia w rodzinie. Będziecie już grzeczni, drodzy bohaterowie? Będą – odpowiedziałaby pewnie reżyserka.
Ada Kotowska