Gdzieś wcale nie tak daleko

8dbf0065-21a2-4218-844d-6ecf3e87a590
Plemię

Holandia, Ukraina 2014
reż. Miroslav Slaboshpitsky
scen. Miroslav Slaboshpitsky
wyst.: Grigoriy Fesenko,
Yana Novikova, Alexander Panivan

Ponad dwie godziny filmu w języku migowym, bez muzyki i bez jednego słowa. Ale to nie optymistyczna opowieść o przezwyciężaniu własnego kalectwa, walce z codziennością czy próbie normalnego życia. To wycinek brutalnej rzeczywistości, w której rządzi prawo pięści.

Imiona głównych bohaterów poznać możemy jedynie ze stron internetowych, bo film Slaboshpitsky’ego nie ma napisów ani narracji z offu. Mimo to udało się wykreować czytelny ciąg zdarzeń i zróżnicowaną galerię postaci. Protagonista, Sergey, chłopak około dziewiętnastoletni, przyjeżdża do szkoły na prowincji, gdzie głuchoniemi są nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele. Od razu zostaje przez dopiero co poznanych kolegów wtajemniczony w brutalne zasady egzystencji w nowym środowisku, a biorąc pod uwagę, jak łatwo je akceptuje, poprzednie jego miejsce nie było wcale inne. Obskurne akademiki, w których mieszkają starsi i młodsi, to siedlisko twardej hierarchii wypracowanej przemocą. Aby zostać zaakceptowanym, trzeba pomyślnie przejść chrzest bojowy, a potem wciąż udowadniać swoją wartość siłą i zgodą na brutalność innych. Młodzież wieczorami wymyka się z budynku, by kraść, bić lub – w przypadku dziewcząt – uprawiać prostytucję. Robią to nie tylko za zgodą, ale również z udziałem swoich wychowawców. W czasie jednego z tych nocnych wypadów Sergey zakochuje się we współtowarzyszce, która jednak chce traktować go jako klienta.

Znaczący jest tytuł filmu. Reżyser nie pokazuje bowiem swoich bohaterów w szerokim kontekście rzeczywistości, a jedynie w zamkniętym jej fragmencie, pozbawionym złudzeń i bezwzględnym ponad miarę. Nieliczne są interakcje tych zdemoralizowanych młodych ludzi z innymi „z zewnątrz”. Mają swój własny, nieformalny kodeks praw, który egzekwują bez niczyjego nadzoru, karzą i nagradzają. Są pozbawieni autorytetów i nie kwestionują swoich działań. Terror traktują jako normalną rzecz, sposób na życie, a reżyser nie stara się zgłębiać przyczyn takiego stanu rzeczy. Nie jest to agresja sprawiająca przyjemność, rodem z Mechanicznej pomarańczy, ale agresja bez alternatywy, od której jej wykonawcy nie szukają ucieczki. Nawet miłość, chociaż ma szansę zaistnieć, jest wyzuta z romantyczności, sensualizmu, wypaczona, opiera się na pieniądzach. Przy całym nagromadzeniu negatywnych wartości udaje się jednak pokazać również bezbronność bohaterów, objawiającą się w najmniej spodziewanych momentach.

Plemię doceniono między innymi w Cannes. Miało być ukraińskim kandydatem do Oscara i szkoda, że ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo to film niedający się z niczym porównać. Dobór środków realizacyjnych jest tyleż ryzykowny, co udany – nie ma muzyki, nie ma słyszalnych rozmów, są tylko dźwięki diegetyczne, kreujące surową, nieupiększoną przestrzeń. W niesamowity sposób oddziałuje to na publiczność – słychać każde poruszenie się w fotelu, przez co odbiorca sam niejako wtapia się w świat przedstawiony. Kamera śledzi poczynania bohaterów długimi jazdami, w które nie ingeruje montaż. Precyzja inscenizacji jest doskonała, bo nie brak tu scen wstrząsających, naturalistycznych, które dalece odbiegają od tego, z czym przeważnie mamy w kinie, nawet autorskim, do czynienia. Momentami autentyczność jest tak duża, że mimowolnie kwestionuje się „udawanie” aktorów, po kolejnej próbie wyjaśnienia sobie, jak możliwym było nakręcenie podobnych scen. Brak tu nachalnej symboliki, dominuje surowość, pesymizm i szare barwy przestrzeni. Film stanowi nie tylko niezwykłe doświadczenie pod względem formalnym, ale także głęboko wgryza się w ten dla większości obcy, portretowany przez siebie świat.

Ada Kotowska