Wywiad z Januszem Korosadowiczem

Rozmowa z Januszem Korosadowiczem, dyrektorem Ogólnopolskiego Festiwalu Autorskich Filmów Animowanych, przeprowadzona z okazji Jubileuszu 20-lecia festiwalu

W latach 90. polska animacja torowała sobie zupełnie nową drogę do późniejszego sukcesu. Młodzi twórcy mierzyli się z wyzwaniami i potrzebami komercyjnego rynku filmowego, ale także z niebagatelnym dorobkiem mistrzów animacji. O młodej animacji po polskiej szkole i powstaniu Ogólnopolskiego Festiwalu Autorskich Filmów Animowanych opowiada jego pomysłodawca – Janusz Korosadowicz.

1. apel czekałaApel (1970, reż. Ryszard Czekała)

Urszula Szanduła: Panie Januszu, festiwal obchodzi w tym roku jubileusz, niebagatelny, bo dwudziesty. Zanim o tym porozmawiamy, czy mógłby Pan zdradzić, skąd pomysł na festiwal animacji filmowej?
Janusz Korosadowicz: Pomysł, jak to zwykle bywa, przyszedł sam. Jestem miłośnikiem animacji od zawsze, a po wielu latach zajmowania się upowszechnianiem kultury filmowej, pomyślałem, że brakuje nam w Polsce festiwalu poświęconego rodzimej animacji filmowej. Początki były skromne. Chciałem stworzyć młodym, amatorskim twórcom miejsce spotkania i okazję do zaprezentowania  filmów animowanych. Stąd pierwotna nazwa: Ogólnopolski Festiwal Amatorskich Filmów Animowanych.

U.S.: Jak wyglądały pierwsze edycje festiwalu?
J.K.: Przez pierwsze trzy lata (od 1993 roku) na konkurs przyjmowane były filmy studenckie oraz tak zwane filmy nieprofesjonalne. Studenci bardzo cenili sobie ten festiwal. Była to dla nich jedyna możliwość zaprezentowania szerszemu gronu odbiorców ich pierwszych dokonań. Festiwal nabierał barw i cieszył się coraz większym zainteresowaniem. Postanowiłem więc poszerzyć program o jeszcze jeden konkurs – filmów profesjonalnych. Dzięki pomocy Domu Kultury Podgórze stało się to możliwe. Pomogło również finansowo Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Moim pierwotnym pomysłem i wielkim pragnieniem było prezentowanie na festiwalu filmów będących czymś na wzór przypowiastki filozoficznej, opowieści przedstawionej za pomocą technik animacji. Wzrost zainteresowania już istniejącym festiwalem sprawił, że mogłem wrócić do tego pomysłu. Przy doborze filmów zwracaliśmy uwagę na to, czy twórca był jednocześnie na przykład scenarzystą i reżyserem. Ten wymóg dotyczył zarówno prac amatorskich, jak i profesjonalnych. Film kwalifikował się wówczas do miana autorskiego i tym samym mógł wziąć udział w konkursie. Oznaczało to konieczność zmiany nazwy na Ogólnopolski Festiwal Autorskich Filmów Animowanych.

2. strojenie instrumentów kuciaStrojenie instrumentów (2000, reż. Jerzy Kucia)

U.S.: Mówi Pan o konkursach festiwalowych. Jak wyglądają one dziś? Czy mógłby Pan przybliżyć nieco ich przebieg?
J.K.: Od 1996 roku, czyli od zmiany formuły, konkursy są trzy: dla twórców profesjonalnych, dla studentów wyższych szkół filmowych i plastycznych oraz dla twórców-amatorów. Główną nagrodą festiwalu jest Złota Kreska przyznawana w konkursie twórców profesjonalnych. Srebrna Kreska przyznawana jest za szczególne walory artystyczne oraz za wyróżniający się film o tematyce dziecięcej. Ważne jest, aby pamiętać, że animacja o tematyce przeznaczonej dla młodszego widza również może być filmem autorskim, wartościowym artystycznie.

U.S.: Wiemy już, jak wygląda OFAFA od strony formalnej, programowej, a jak odbierają ją widzowie? Czy pamięta Pan pokaz, który wywarł na Panu największe wrażenie? Film, którego nie może Pan zapomnieć?
J.K.: Jeśli chodzi o filmy konkursowe, zawsze przeżywałem pokazy mistrzów. Bardzo podobały mi się filmy Ryszarda Czekały czy Jerzego Kuci, na przykład Strojenie instrumentów (2000) tego ostatniego. Dla mnie jest to najwybitniejszy film pierwszego dziesięciolecia OFAF-y. Zapadła mi w pamięć projekcja Zbrodni i kary Piotra Dumały (2000). To były ogromne przeżycia artystyczne, ale muszę przyznać, że zupełnie oniemiałem oglądając retrospektywę filmów Ryszarda Czekały. Nieżyjący już artysta kilkukrotnie był też jurorem festiwalu. Jego filmy znałem i oglądałem wcześniej po wielokroć, ale wtedy, oglądane na dużym ekranie, zrobiły na mnie niesamowite wrażenie – zwłaszcza  Apel (1970), który wywołał we mnie swego rodzaju szok.

U.S.: Zapewne atmosfera festiwalu wpływa na odbiór dzieł filmowych. Pamięta Pan, kto najczęściej gościł na festiwalowym podium?
J.K.: Jeśli chodzi o zwycięzców to bezspornym rekordzistą OFAF-y jest Krzysztof Kiwerski, który Złotą Kreskę otrzymał trzy razy: za The Rolling Stones (2008), Level (2005) i za film Świadek (2008), a raz Srebrną Kreskę i raz Brązową. Wielka postać. Jeden z najwybitniejszych reżyserów polskiego filmu animowanego. Twórców przez OFAF-ę przewinęło się dużo. Co jest najciekawsze to to, że wielu z nich spotykaliśmy  na początku ich twórczej drogi, a później mogliśmy im na niej towarzyszyć. Byliśmy świadkami  ich  rozwoju. Dla przykładu: Robert Sowa wygrał konkurs filmem Fryzjer (1997) jeszcze jako student. Teraz jest on pracownikiem  Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Na OFAF-ie prezentowały swoje debiutanckie filmy również Joanna Jasińska czy Anna Matysik.

U.S.: OFAFA rozwijała się w czasie szybko postępujących zmian technologicznych. Czy było to zauważalne na festiwalu? Czy są zauważalne różnice między filmami analogowymi a wykonanymi innymi metodami?
J.K.: Przeżyliśmy taki przełom. I to było widoczne. Prócz filmów wykonanych metodami analogowymi, czasem wręcz chałupniczymi, zaczęły się pojawiać dzieła, do tworzenia których użyto komputera. Obserwowaliśmy, jak to się rozwija, jak zmienia się język filmu, a przede wszystkim zastanawialiśmy się, jak na to spojrzą mistrzowie kina. Nastąpił też jeszcze jeden etap transformacji – przejście z taśmy na zapis cyfrowy. Trzeba było się do tego odpowiednio przystosować. Filmów zgłaszanych do konkursu przybywa; z każdym rokiem jest ich więcej, bowiem coraz łatwiej jest zrealizować własny film i nie są już one tak kosztowne. Kryteria selekcji stały się w związku z tym bardziej wymagające.

3. zbrodnia i kara dumałaZbrodnia i kara (2000, reż. Piotr Dumała)

U.S.: Dziś OFAFA obchodzi  poważny jubileusz. Czy przez te dwadzieścia lat udało się spełnić marzenie o jedynym w swoim rodzaju festiwalu? Utrzymać główne założenia i je zrealizować?
J.K.: Moim celem było pokazać, że animacja to nie jest jedynie film dla dzieci, ale niezwykle bogaty w środki wyrazu sposób przekazania bardzo trudnych i ważnych treści. W animacji jednym ruchem pędzla można przekazać to, co w fabule wymaga 20 ujęć. To jest rzeczywiste zmaganie się twórcy z tworzywem, sztuka niebywałej wyobraźni. Chciałem tym festiwalem pokazać, że istnieje poważna animacja, również dla dorosłych. Myślę, że to się udało.

U.S.: W takim razie, co dalej z OFAF-ą? Kolejne edycje? Kolejne pomysły? Chciałby Pan kontynuować swoją pracę przy promowaniu polskiej animacji autorskiej?
J.K.: Festiwal odniósł sukces i jest rozpoznawalny na mapie filmowej Polski. Jednak mnogość imprez filmowych (także tych o podobnym charakterze) sprawia, że OFAF-ie będzie trudno utrzymać się w kalendarzu festiwalowym.  Zawsze rozpoczynałem festiwal z uśmiechem i uczuciem wdzięczności dla środowiska filmowego, twórców, producentów oraz członków Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Zawsze wspierali oni festiwal i tak będzie również w tym roku; bez ich pomocy OFAFA nigdy by się nie rozwinęła.

U.S. : Będzie Pan więc świętować dwudziestolecie festiwalu z radością?
J.K. : Oczywiście! I z nadzieją na kolejne dwadzieścia lat (śmiech).

Urszula Szanduła