Paul M.A. Linebarger (Cordwainer Smith)
Ci, którzy odchodzą z Omelas nie jest jedynym utworem Le Guin dotykającym problematyczności samej idei utopii, temat ten powraca w jej twórczości, szczególnie w innych dziełach z lat 70. Czasami stosunek autorki do marzeń o raju na ziemi jest nieporównanie mniej negatywny, zawsze ma jednak w sobie ambiwalencję.
Ta ambiwalencja wyrasta z jednej strony z wyznawanego przez Le Guin taoizmu, sceptycznego wobec wszelkich prób fundamentalnego zmieniania świata i natury ludzkiej (najpełniejszy wyraz tym taoistycznym wątpliwościom dała w powieści „Jesteśmy snem” z 1971 roku), z drugiej, z jej anarchizmu i wiary w możliwość życia na mniej materialistyczny i bardziej pokojowy sposób (szczęśliwe anarchistyczne społeczeństwo przedstawiają obsypani nagrodami „Wydziedziczeni” z 1974, pokazując jednak także jego mankamenty oraz zadając pytanie o możliwość jego przetrwania; notabene książka wprost nosi podtytuł „Ambiwalentna utopia”). W obu wspominanych utworach pojawia się wątek poświęcenia wolności i praw jednostek w imię budowania lepszego świata i społeczeństwa, co łączy je z „Ci, którzy odchodzą…”. W żadnym z nich temat ten nie jest jednak ukazany tak wprost i tak ostro jak w tym krótkim opowiadaniu.
Świat Cordwainera Smitha
Właśnie ta ostrość i jasność postawienia problemu sprawiła, że uczyniłem Ursulę Le Guin i jej utwór „patronami” mojej trzeciej linii antyutopii. Jak wspomniałem, autorka nie była jednak pierwszą, która w ramach literackiego s-f przedstawiła obraz ideału zbudowanego na krzywdzie. Na dekadę przed nią temat ten zgłębiał pisarz, którego sama Le Guin jest wielką fanką – Cordwainer Smith. Bardzo mało znany w Polsce Amerykanin należał do absolutnie najoryginalniejszych i najbardziej wizjonerskich twórców światowej fantastyki. Już w swoim „prywatnym wcieleniu” był postacią nietuzinkową: noszący prawdziwe nazwisko Paul M.A. Linebarger ceniony politolog, autor pierwszej w USA książki przedstawiającej teorię wojny psychologicznej, poliglota, sinofil, syn chrzestny Sun Jat-sena, ojca Republiki Chińskiej (i chińskiego nacjonalizmu), a według niepotwierdzonych plotek, schizofrenik wierzący, że wiedzie równoległe życie na odległej planecie. Jego proza jest jeszcze bardziej niezwykła, uderza z jednej strony głębokim humanizmem i literackim wyrafinowaniem, z drugiej dziwnością, groteską czy umownością. Te ostatnie cechy po dziś dzień sprawiają kłopot części odbiorców, zwłaszcza tych, którzy, jak Stanisław Lem krytykujący bezlitośnie utwory Smitha, chcieliby wszystko traktować dosłownie i mierzyć realistyczną miarą. Nic dziwnego, bo jego świat to świat długowieczności zapewnianej przez mleko gigantycznych zmutowanych owiec, telepatycznych fretek używanych jako broń masowego rażenia, niemieckich robotów-zabójców polujących na ludzi wśród post-atomowych ruin (ten ostatni motyw był podejrzewany o bycie głównym źródłem inspiracji Cameronowskiego „Terminatora”) i przepowiadających przyszłość komputerów do których można dotrzeć tylko przez zrujnowane autostrady wśród chmur. A wszystko to w ramach jednego uniwersum, obejmującego 14 000 lat przyszłej historii ludzkości! Ekscentryczność tej twórczości pogłębiają jeszcze wszechobecne neologizmy, gry słowne i odwołania do tradycji literackich innych niż europejska (Smith był wielkim znawcą literatury chińskiej oraz japońskiej). Ci, którzy zatrzymają się tylko na tym „efekcie obcości” stracą jednak bardzo wiele, stracą szansę zmierzenia się z pytaniami o dziwność natury ludzkiej, o sprawiedliwość, wolność, człowieczeństwo i szczęście zadanymi w sposób w jaki nie zadawał ich chyba nikt wcześniej.
Raj według Instrumentalności
W centrum uniwersum Smitha znajduje się Instrumentalność Rodzaju Ludzkiego (Instrumentality of Mankind), rząd sprawujący władzę nad rozsianą wśród gwiazd ludzkością przez ponad 10 000 lat. Rządowi temu udało się coś, co nie udało się nikomu przed nim. Stworzył spełnioną utopię, która przetrwała millenia i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało jej zagrozić. Poddani potężnej organizacji żyli czterysta lat, nie znali chorób, głodu, ubóstwa, konfliktów ani wypadków, a jeśli pracowali, to tylko dla przyjemności i uniknięcia nudy.
Ten ideał miał jednak swoją cenę, oparty był bowiem na bezwzględnym wyzysku Pod-Ludzi – zwierząt zmodyfikowanych genetycznie tak, by przypominały istoty ludzkie i dzięki temu mogły sprawniej wykonywać niewolnicze obowiązki. Mimo podobnej do homo sapiens fizyczności i praktycznie nieodróżnialnej od naszej inteligencji, stworzenia te miały status prawny przedmiotów, a ich uśmiercenie traktowane było jak wyrzucenie zepsutej rzeczy. Ludzkość nie zauważała, że, częściowo za sprawą swojego pochodzenia, naznaczającego ich takimi cechami charakteru jak psia wierność czy bydlęca spolegliwość, a częściowo w związku z ograniczoną długością życia i bardzo trudnymi warunkami swojej egzystencji, Pod-Ludzie zachowali uczucia i wartości, o których ich właściciele zapominali lub już dawno zapomnieli. Szczerość i naturalność, wyczulenie na niesprawiedliwość i krzywdę, tęsknoty metafizyczne, umiejętność cieszenia się chwilą, intensywność przeżywania zarówno cierpienia jak nadziei czy miłości, wszystko to kontrastowało ze sterylnym życiem pięknych (na etapie embrionalnym programowano ich wygląd by był jak najbliższy panującym w danym miejscu ideałom estetycznym), pozbawionych zmartwień i bezrefleksyjnych obywateli doskonałego świata.
Najważniejsze opowiadania Smitha i jego powieść „Norstrilia” opowiadają o przełomowym czasie, kiedy Instrumentalność zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że zaprowadziła nasz gatunek w ślepą uliczkę i zainicjowała program społeczny zwany Ponownym Odkryciem Człowieka. Ograniczenie długości ludzkiego życia do stu pięćdziesięciu lat, wskrzeszenie dawnych języków, zwyczajów, religii, różnic kulturowych, przywrócenie przypadku i możliwości nieszczęścia otwierało drzwi dla starych zagrożeń, jednocześnie jednak na nowo dawało ludzkości możliwość doświadczania istnienia w jego pełni, możliwość kreacji i mierzenia się z najważniejszymi egzystencjalnymi pytaniami. Sukces Ponownego Odkrycia, które istotnie wyrwało poddanych Instrumentalności z marazmu i pozwoliło im poczuć smak życia i nauczyć się odpowiedzialności opierał się jednak w dużej mierze na innym zabiegu – nadaniu równych praw Pod-Ludziom. To dzięki ich doświadczeniu i moralnej intuicji, dawni panowie w pełni docenili odzyskaną szansę poszukiwania sensu. Przede wszystkim jednak, dzięki nim zrozumieli swoje błędy i okrucieństwo, którego wcześniej w ogóle nie byli świadomi.
Kozioł ofiarny przed Girardem
Uważnym czytelnikom może się w tym miejscu nasunąć pytanie techniczne, na ile Pod-Ludzie byli fizycznie mniejszością, skoro w niemal wszystkich historycznych przypadkach liczba niewolników przewyższała (czasem dalece) liczbę panów. Smith nie podaje żadnych szacunków, ale przynajmniej na niektórych światach zmodyfikowanych zwierząt było znacznie mniej niż ludzi, wykonywały one bowiem tylko te prace, których z jakichś przyczyn nie mogły wykonywać maszyny. Wszelkie wątpliwości czy mamy do czynienia z krzywdą wobec mniejszości, a nie krzywdą wyrządzaną p r z e z uprzywilejowaną mniejszość rozwiewa „Martwa Lady z Clown Town”, jedno z najpiękniejszych opowiadań Smitha. Transpozycja męczeństwa Joanny D’Arc, nawiązująca do prześladowań pierwszych chrześcijan, ale także do Ruchu Praw Obywatelskich i innych współczesnych ruchów nonviolence, wydaje się ilustrować teorię kozła ofiarnego Renée Girarda, tyle, że została napisana w 1964 roku, osiem lat przed ukazaniem się „Sacrum i przemocy”, w którym filozof sformułował tę teorię po raz pierwszy!
D’Joan, pso-dziewczyna kierująca grupką Pod-Ludzi próbujących walczyć o swoje prawa poprzez taktykę biernego oporu, staje się kozłem ofiarnym, skazanym przez Instrumentalność na publiczną bolesną śmierć w celu zastraszenia jej pobratymców i przywrócenia społecznego porządku. Ma być tą jednostką, która „powinna zginąć by nie zginął cały naród”. Ofiara buntowniczki, która do końca mówi, że kocha swoich prześladowców, przynosi jednak inne skutki niż w girardowskim modelu i całkiem inne niż zamierzali skazujący ją władcy ludzkości. Jej cierpienie staje się dla oglądających, w tym jednej z członkiń Instrumentalności, szokiem uświadamiającym im człowieczeństwo Pod-Ludzi a także otwierającym oczy na przemoc wpisaną w istotę ich pozornie doskonałego świata. W szerokiej perspektywie okazuje się zaś prowadzić do zmiany tego świata. Kilka pokoleń później, potomek wstrząśniętej Lady Instrumentalności, wychowywany we współczuciu wobec Pod-Ludzi, zostanie ich najważniejszym sprzymierzeńcem i pomoże wprawić w ruch Ponowne Odkrycie Człowieka.
Łukasz Grela