Filmy jadą na festiwal

1Body/Ciało (2015, reż. Małgośka Szumowska)

Istnieją filmy, które bez festiwali by nie istniały i są festiwale wpędzające filmowców w konsternację. Od kilkudziesięciu lat kilkudniowe święta kina, pozujące na egalitarne, cieszące się modną estymą wydarzenia, odkrywają dla widzów nowych twórców i koncentrują na sobie uwagę najważniejszych mediów. To niemal doskonała kolaboracja.

Początek wielkości

Na całym globie, w wielkich miastach lub zupełnie nieznanych, odległych prowincjach, festiwali filmowych odbywa się podobno nawet trzy tysiące rocznie. Są wśród nich kolosy – Berlinale, Toronto, Cannes, wyświetlające filmy w salach mieszczących kilka tysięcy osób. Są też przedsięwzięcia prawie pozbawione budżetu, skupiające się na twórczości lokalnej czy wybitnie offowej. Za najstarszy uchodzi Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji, datowany na 1932 rok. Nieco młodszy jest ten w Moskwie (1935) i Cannes – chociaż po raz pierwszy nagrodę przyznano w 1939, zawieszony został na cały okres II wojny i powrócił w 1946, kiedy to debiutowało również Locarno i czeskie Karlowe Wary. Jeden ze starszych festiwali odbywa się w naszym kraju: od 1960 dawna stolica Polski szczyci się Krakowskim Festiwalem Filmowym, gdzie pierwsze nagrody, jeszcze za filmy krótkometrażowe, zdobywał sam Krzysztof Kieślowski.

Wielki twórca później zresztą kręcił najlepsze swoje dzieła specjalnie właśnie na festiwale: tak powstała trylogia Trzy kolory, gdzie Niebieski (1993) powstał z myślą o Wenecji, Biały (1994) – Berlinie, a Czerwony (1994) – Cannes. Ostatnia część przegrała w rywalizacji o główną nagrodę (co było zaskoczeniem dla wszystkich, bo prowadziła w rankingach) z mało znanym filmem jeszcze mniej znanego amerykańskiego twórcy, którego niekonwencjonalny styl podzielił jury kierowane przez Clinta Eastwooda. Mowa o… Pulp Fiction (1994, reż. Quentin Tarantino). Kieślowski przez całą swoją karierę był ulubieńcem festiwali, zdobywając nawet więcej zagranicznych niż rodzimych nominacji, czego zwieńczeniem była ta oscarowa z 1995 roku. Oczywiście, ostatnie jego filmy są „tylko” polską koprodukcją i dominuje w nich język francuski, ale sukces ma zawsze wielu ojców. Przez jakiś czas po swojej przedwczesnej śmierci Kieślowski nie miał festiwalowego spadkobiercy, ale ostatnio takim mianem zaczyna się określać Małgorzatę Szumowską. Mając dwadzieścia osiem lat, została ona najmłodszą członkinią Europejskiej Akademii Filmowej, a ostatnio ukoronowaniem jej dokonań stał się Srebrny Niedźwiedź za reżyserię filmu Body/Ciało (2015). Tym samym póki co zamyka podium polskich twórców mogących się tym trofeum pochwalić, obok właśnie Kieślowskiego i Romana Polańskiego.

2Trzy kolory: Czerwony (1994, reż. Krzysztof Kieślowski)

Popkultura na salonach

Festiwale to prestiż i artyzm z jednej strony, a targowisko próżności z drugiej. Obok warsztatów i konferencji zrzeszających intelektualną elitę filmowego świata, jest przede wszystkim czerwony dywan, na którym chce zaistnieć każda aspirująca do sławy lub już ją posiadająca gwiazda. W służbie kultury nie należy zapominać też o ogromnych zyskach, jakie wydarzenie generuje. To sprawia, że organizatorzy starają się znaleźć artystyczno-komercyjny balans w programie przedsięwzięcia. Ogromną uwagę przyciąga zawsze dyskusja wokół wyboru filmu otwarcia, który często bywa potencjalnym hollywoodzkim hitem z pierwszoligowymi aktorami, ale szanse na wygraną ma raczej niskie. I tak Cannes otwierały takie tytuły, jak Wielki Gatsby (2013, reż. Baz Luhrman), Robin Hood (2010) Ridleya Scotta czy adaptacja filmowa Kodu da Vinci (2006, reż. Ron Howard). Była też Grace księżna Monako (2014, reż. Olivier Dahan), której zresztą nawet festiwal nie pomógł – jeszcze przed nim była kilkukrotnie przemontowywana, a ostatecznie zrobiła tak złe wrażenie, że jej regularne wejście do kin stanęło pod znakiem zapytania, a w USA nie odbyło się wcale.

To się załatwi

Festiwalowi w Cannes wiele zawdzięcza nestor polskiej kinematografii, Andrzej Wajda. Jego drugi pełnometrażowy film fabularny, Kanał (1957), swoją obecną pozycję w dużej mierze zawdzięcza właśnie francuskiej imprezie. Film zawiódł oczekiwania, jakie mieli wobec niego polscy odbiorcy, ukazując zamiast historii bohaterskich powstańców w pełni chwały, pozbawionych nadziei ludzi umierających w ekskrementach. Ze względu na bardzo krótki czas dzielący fikcję i prawdziwe wydarzenia, na których bazowała, wiele recenzji było mocno krytycznych i nie zgadzało się na takie postrzeganie sprawy. Pojawiały się też oczywiście problemy z wyświetlaniem Kanału w kinach w Polsce, ale zanim przepadł zupełnie, udało się go „przemycić” do Cannes. Zdobył Srebrną Palmę, a reżyser zbierał pochwały bawiącej tam elity, która mówiła: „Jak pan to tak wspaniale wymyślił z tymi kanałami? Niebywałe!”. W głowach się nie mieściło, że to wszystko nie tak dawno działo się naprawdę. Zaledwie trzydziestoletni wówczas Wajda stał się międzynarodowym objawieniem, a recepcja jego dzieła w kraju gwałtownie się zmieniła, niemal z miejsca dostając tytuł „arcydzieła”.

3Kanał (1957, reż. Andrzej Wajda)

Nie mniej szczęścia miał Człowiek z żelaza (1981), gdzie brak dystansu czasowego między historią a filmową realizacją nie stał się już punktem sporów. Człowiek powstawał w szaleńczym tempie, bo Wajda doskonale zdawał sobie sprawę z rychłej ingerencji władzy w swój projekt. Ponoć cały czas powtarzał ekipie: „Kręćcie, kręćcie, przecież oni nam zaraz zabiorą kamery!”. Do końca nie miał pewności, czy film uda się w Cannes pokazać. Napisał nawet list, który miał zostać odczytany tamtejszej publice, gdyby do projekcji nie doszło. Festiwal już trwał, a reżyser wciąż walczył z cenzurą. Lista cięć wymaganych przez Wydział Kultury KC PZPR zdawała się nie mieć końca; początkowo twórca je zaakceptował, potem odrzucił, potem znów przytaknął pod warunkiem właśnie eksportu do Francji. Po otrzymaniu zgody zmienił niewiele, tłumacząc się ostatecznie brakiem czasu. Wydział Kultury i tak zresztą nie wróżył mu żadnego sukcesu, bo Człowiek z żelaza miał według nich „mierną wartość artystyczną i banalną dla zachodniego odbiorcy polityczną wymowę”. Po raz kolejny Wajda, choć projekcji doczekał w ostatni dzień festiwalu, był wydarzeniem. Największe światowe gwiazdy, z Jackiem Nicholsonem na czele, przechadzały się po czerwonym dywanie ze znaczkiem Solidarności przypiętym do ubrania.

4Człowiek z żelaza (1981, reż. Andrzej Wajda)

Zdobyć szczyt, a potem resztę

Późniejsza „droga do gwiazd” wielu filmów zaczyna się właśnie na festiwalach, których większość odbywa się w terminach bardzo odległych od sezonu nagród przypadającego na okres jesienno-zimowy, kiedy to rozdaje się Oscary, Złote Globy, BAFTA itd. Oprócz wspomnianego Pulp Piction, festiwalowe laury w Cannes zdobył Czas Apokalipsy (1979, reż. Francis Ford Coppola). Kilka miesięcy później oba tytuły miażdżyły konkurencję podczas wszystkich wielkich gali. Taksówkarz (1976, reż. Martin Scorsese) i Fortepian (1993, reż. Jane Campion) takiego szczęścia nie miały, ustępując produkcjom skrojonym dużo bardziej na amerykański grunt, kolejno: Rocky’emu (reż. John G. Avildsen) i Liście Schindlera (reż. Steven Spielberg). W tym roku na odbywającym się we wrześniu Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni wygrali Bogowie (reż. Łukasz Palkowski), by później stać się jednym z najczęściej oglądanych polskich filmów ostatnich lat (tylko do grudnia film obejrzało ponad dwa miliony widzów). Rok wcześniej to właśnie tam zaczęło się tournee Idy (2013, reż. Paweł Pawlikowski), później stawianej kolejno w ogniu krytyki i fontannie zachwytów, która ostatecznie stała się pierwszym polskim filmem nagrodzonym Oscarem dla produkcji zagranicznej.

Kopalnia nowości

Festiwale dają nie tylko możliwość spotkania ekranowych sław i nabycia okolicznościowych gadżetów, ale przede wszystkim dostępu do nieznanego na co dzień, a później często pomijanego w szerokiej promocji i dystrybucji, kina z całego świata. To też okazja do przetestowania trafności własnego przeczucia, gdy po jakimś czasie oglądany przez nas w okolicznościowym kinie pod gołym niebem film zaczyna rozbudzać emocje w prasie, telewizji, internecie. Pozostaje korzystać, bo sezon właśnie się rozpoczyna.

 Ada Kotowska