Last Week Tonight with John Oliver (HBO, 2014-)
Jest trzydziestosiedmioletnim Brytyjczykiem z amerykańskim paszportem, synem pary nauczycieli, kibicem Liverpoolu, Metsów i Jetsów, satyrykiem, scenarzystą i okazjonalnie aktorem. Od jakiegoś czasu również postacią mającą wpływ na politykę międzynarodowych koncernów i amerykańską legislację. Poznajcie Johna Olivera.
Gdy w kwietniu zeszłego roku Oliver startował w HBO ze swoim autorskim programem Last Week Tonight with John Oliver (w Polsce znane jako Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem) wielu dziwiło się, że władze stacji oddają miejsce w „prime time” tak mało popularnej, jak na amerykańskie warunki postaci. Niecałe dwanaście miesięcy później nikogo już nie zaskakuje informacja, że show dostaje zamówienie od razu na trzeci i czwarty sezon, każdy z większą niż dotychczasowa liczbą odcinków. Brytyjski okularnik w krótkim czasie podbił serca nie tylko amerykańskiej widowni, wprowadzając prawdziwy podmuch świeżości w gatunek satyry politycznej. Skąd on się właściwie wziął?
Od stand-upu do Daily Show
Odpowiedź jest identyczna, jak w przypadku wielu innych satyryków. John Oliver zaczynał jako artysta stand-up’owy już w czasie studiów na Uniwersytecie Cambridge, gdzie należał do grupy teatralnej Footlights (w której pierwsze kroki w karierze stawiali, m.in. John Cleese, Hugh Laurie czy Douglas Adams). Po podjęciu decyzji, że to jest kierunek, w jakim chce podążać, Oliver imał się przeróżnych zajęć, poczynając od występów scenicznych, przez gościnne występy w brytyjskiej telewizji, po… asystowanie paserowi kradzionego sprzętu kuchennego (tak przynajmniej uparcie twierdzi sam zainteresowany). Propozycja z gatunku tych nie do odrzucenia przyszła zza oceanu, od samego Jona Stewarta, legendarnego prowadzącego The Daily Show. Warto jednak podkreślić, że Oliver nigdy nie porzucił swoich stand-upowych korzeni, co zaowocowało nawet własnym programem w Comedy Central (John Oliver’s New York Stand-Up Show, 2010-2013).
John Oliver i Jon Stewart w The Daily Show (Comedy Central, 1996-)
Możliwość współpracy ze Stewartem, którego Oliver od zawsze wymieniał jako jednego ze swoich idoli, musiała być dla Brytyjczyka spełnieniem marzeń. Tym bardziej, że on sam o nią nie zabiegał. Prowadzącemu The Daily Show został bowiem polecony przez Ricky’ego Gervaisa – sęk w tym, że ten ani nie był o to proszony, ani nawet nie znał osobiście Olivera. Po prostu zobaczył go w telewizji i uznał, że to idealny kandydat. „Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz” – to powiedzenie pasuje tutaj jak ulał i odnosi się do właściwie całej kariery Olivera. Ten, po trwającej siedem lat bardzo owocnej pracy nad The Daily Show (program był w tym czasie trzykrotnie nagradzany Emmy), gdzie był zarówno jednym ze scenarzystów, jak i występował w roli brytyjskiego korespondenta, otrzymał szansę samodzielnego poprowadzenia show. Wprawdzie tylko chwilowo, w zastępstwie pracującego na planie własnego filmu Stewarta, ale jednak. W ten sposób, przez trzy miesiące 2013 roku John Oliver prowadził The Daily Show, zyskując przy tym ogólną aprobatę widzów i krytyków, którzy widzieli go nawet w roli następcy gospodarza. Pojawiły się również głosy, że CBS chce zaproponować mu prowadzenie The Late Late Show, ale z tych planów nic nie wyszło, ponieważ jako pierwsze swój ruch wykonało HBO, oferując Oliverowi autorski program.
Magiczna formuła?
To krótkie przedstawienie kariery naszego bohatera nie wyjaśnia jednak, jakim sposobem brytyjski satyryk stał się naczelnym amerykańskim prześmiewcą. Wszak Last Week Tonight na pierwszy rzut oka nie odbiega formułą od innych programów z gatunku „infotainment”. Raz w tygodniu Oliver wybiera niektóre z tematów, które pojawiały się w mediach informacyjnych w ostatnich dniach i przedstawia je na swoją modłę. Jest jednak kilka rzeczy, które w znaczący sposób odróżniają jego show od programów wspomnianego już Jona Stewarta czy Stephena Colberta (The Colbert Report, Comedy Central). Przede wszystkim, Oliver doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może rywalizować z wymienionymi wyżej gigantami rozrywki i musi zaproponować coś innego. Nadał więc swojemu programowi wyrazistą i niezmienną od samego początku formułę, wedle której program dzieli się na krótki wstęp, część właściwą i zakończenie. Pierwsza jest najbliższa klasycznym wzorcom, bo w jej skład wchodzą zwykle dwie lub trzy absurdalne historie z mijającego tygodnia, opatrzone oczywiście odautorskim komentarzem. Jednak już część środkowa to novum – Oliver wybiera bowiem jeden temat, któremu poświęca najwięcej uwagi, nie tylko prezentując materiały telewizyjne i komentując, ale również objaśniając, często naprawdę skomplikowane kwestie. Po tym najdłuższym fragmencie przychodzi jeszcze pora na zakończenie, które zwykle jest powiązane z tematem odcinka i stanowi jego swoiste podsumowanie – ale oczywiście nie w tradycyjnej formie. Wtedy bowiem Oliver przeistacza się z biernego komentatora w aktywnego prowadzącego, który na bardzo różne sposoby przedstawia swój punkt widzenia na dany temat i niejednokrotnie angażuje widzów do wyrażenia podobnego zdania.
W Last Week Tonight dzieją się różne rzeczy
Poza formułą programu, Last Week Tonight na tle konkurencji wyróżnia jeszcze zdecydowanie dobór tematów. Nie spodziewajcie się, że znajdziecie tu wybór wpadek telewizyjnych z mijającego tygodnia, czy obśmiane szczegóły z życia celebrytów. Tych elementów program Olivera jest praktycznie pozbawiony, w zamian za to sięgając po niejednokrotnie bardzo wymagające i wręcz nie przystające do satyrycznej formuły tematy. Mamy więc rzeczy interesujące miliony, jak na przykład wybory Miss Ameryki czy Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, ale obok nich pojawiają się, m. in. wybory w Indiach, drony, kredyty studenckie, łamanie praw człowieka w Ugandzie, Państwo Islamskie czy nawet kara śmierci. Pomijając fakt, że spektrum poruszanych tematów jest wręcz gigantyczne, trzeba zaznaczyć, że do każdego z nich Oliver podchodzi z jednakową starannością i precyzją. Dzięki dłuższej ilości czasu na przedstawienie danej kwestii, możliwe są dogłębne analizy i prezentacja wielu materiałów powiązanych z tematem, tak by mieć pewność, że widz dokładnie zrozumie, co prowadzący chce mu przekazać. Wcale nie będzie przesadą stwierdzenie, że niewiele poważnych programów informacyjnych poświęca jednej kwestii tyle miejsca co Oliver. Zwykle jeden materiał to przecież co najwyżej cztery-pięć minut. W Last Week Tonight ten czas wydłuża się trzykrotnie, a mowa przecież o programie satyrycznym!
Nie ma litości
Właśnie – z przedstawionych powyżej informacji może wyłaniać się obraz całkiem poważnego programu publicystycznego, tymczasem sprawa wygląda zupełnie inaczej. Last Week Tonight jest bowiem satyrą polityczną w pełnym tego słowa znaczeniu. Ostrą, brutalną, a jednocześnie bardzo zabawną i bezlitosną dla każdego swojego celu. Tutaj dochodzimy do trzeciego fundamentu, któremu show Olivera zawdzięcza swoją popularność – mianowicie stacji, na której jest emitowany. HBO nie emituje reklam, przez co nie jest związane kontraktami z żadnymi wielkimi korporacjami, a to z kolei pozwala prowadzącemu na bezlitosne punktowanie wszystkich i wszystkiego. Dodając do tego fakt, że w HBO twórcy mogą sobie pozwolić na zdecydowanie więcej niż gdzie indziej, można już wyobrazić sobie pełen obraz programu Johna Olivera. Prowadzący klnie jak szewc, oczywiście z brytyjskim akcentem, nie uznaje żadnych świętości, a za cel często obiera sobie prawdziwych gigantów czy to sceny politycznej czy finansowo-gospodarczej. Równie mocno dostaje się tu lokalnym politykom (wizerunek jednego z kandydatów do Senatu zastąpiono… męskimi genitaliami, o cenzurze nikt nawet nie myślał), co przywódcom państw. A międzynarodowe koncerny traktowane są tak ostro, jak nigdzie indziej. Przy tym wszystkim Oliver nie popada w skrajności. W każdym momencie pozostaje tym samym sympatycznym Brytyjczykiem, o wyglądzie raczej urzędnika niż bezlitosnej gwiazdy telewizji.
Z tym dosadnym hasłem skierował się Oliver w stronę prezydenta Syrii Baszszara al-Asada
Satyryk zmienia świat
Jednak fakt, że John Oliver jest już nawet kimś więcej niż gwiazdą, jest absolutnie niepodważalny. Pomijając wysoką oglądalność (ok. cztery miliony na odcinek), w Stanach wprowadzono nawet pojęcie „efektu Olivera”, dla określenia wpływu wywartego przez materiały emitowane w programie na rzeczywistość. Pomysłami Olivera zdążyły się już zainteresować władze, choćby prokurator generalny USA, który oznajmił, że prawo policji do konfiskaty mienia bez wyroku sądowego zostanie ograniczone – oczywiście po ostrej krytyce ze strony prowadzącego. Na słowa Brytyjczyka zareagował osobiście prezydent Ekwadoru Rafael Correa, który poczuł się obrażony materiałem na swój temat i poświęcił mu sporo czasu w medialnym wystąpieniu do narodu, a nawet… krytykował go na Twitterze. Przykładów można wymieniać wiele, a to ciągle nie jest jeszcze największy wpływ, jaki Last Week Tonight ma na rzeczywistość. Jak już zostało powiedziane, zakończenie każdego odcinka to zwykle apel w kierunku widowni. A ponieważ żyjemy w czasach mediów społecznościowych i Internetu, Oliver skwapliwie wykorzystuje potencjał tych narzędzi. W ten sposób udało mu powstrzymać amerykańską Federalną Komisję Komunikacji od zniesienia, tzw. 'net neutrality’, co znacznie ograniczyłoby wolność sieciową w Stanach. Jak tego dokonał? Zablokował serwery Komisji zachęcając widzów do przesyłania pełnych pretensji maili na jej adres. Sprawa stała się tak głośna, że zabrał w niej nawet głos Barack Obama. Niedawno natomiast Oliver uderzył w tytoniowego giganta – Marlboro, tworząc własną wersję 'Marlboro Mana’, maskotki firmy. W jego wydaniu nazywa się on 'Jeff the Diseased Lung’ i jest rysunkową postacią chorego płuca w kowbojskim kapeluszu. Nie muszę chyba dodawać, że już cieszy się ogromną popularnością, a hashtag #JeffWeCan opanował media społecznościowe?
John Oliver i 'Jeff the Diseased Lung’
Niezwykła pomysłowość i lekkość z jaką potrafi poruszyć nawet najtrudniejsze tematy, sprawiły, że szum wytworzony wokół niego i jego programu zadziwia chyba nawet samego Olivera. Rzeczy, o których trudno mówić nawet w telewizjach informacyjnych, udaje mu się przedstawić w sposób nie pozostawiający nikogo obojętnym. W tym prawdopodobnie tkwi największa siła Last Week Tonight, że w przeciwieństwie do innych programów satyrycznych, śmiech nie jest tutaj celem samym w sobie. Widz ma się bawić, ale po obejrzeniu poważnie zastanowić nad tym, co zobaczył, a nawet podjąć jakieś aktywne działania. Wyśmiać może każdy, żadna to sztuka, ale wyśmiać tak, by poruszyć miliony oglądających – to już wyzwanie, któremu sprostało niewielu. John Oliver jest bez wątpienia jednym z nich.
Mateusz Piesowicz