Śmiać się czy płakać? Relacja z 15. Tygodnia Kina Hiszpańskiego

naglowekBlue Lips (2014, reż. Daniela De Carlo i inni)

Między 19 marca a 2 kwietnia, fani kultury hiszpańskiej mieli nie tylko okazję chociaż przez chwilę poczuć atmosferę festiwalu filmowego w San Sebastian i zapoznać się z filmami nominowanymi w ostatnim czasie do hiszpańskiej nagrody Goya, ale mogli również przekonać się, że nadrabianie zaległości wcale nie musi być nieprzyjemne.

Po raz kolejny w siedmiu największych miastach Polski miłośnicy Hiszpanii obejrzeli obrazy, które nie pojawiły się w naszym kraju w szerszej dystrybucji kinowej. 15. Tydzień Kina Hiszpańskiego zgromadził w Kinie Pod Baranami tak wiele osób, że na życzenie widzów wybrane tytuły można było zobaczyć również dzień po zakończeniu wydarzenia. W gatunkowo i tematycznie zróżnicowanym repertuarze Tygodnia Kina Hiszpańskiego komercja mieszała się z kinem mniej popularnym, a eskapistyczny kicz ze stonowanymi rozważaniami o przemijaniu.

Śmierć w Hiszpanii

Część prezentowanych filmów, w mniejszym lub większym stopniu, dotyczyła umierania. Jedyny wyświetlany dokument, W hołdzie Bette Davis (2014), już tytułem (tłumaczonym na Ostatnie pożegnanie Bette Davis) jednoznacznie wskazuje na zawartość. Akcja filmu obejmuje pobyt amerykańskiej aktorki na MFF w San Sebastian w 1989 roku, kiedy odebrała honorową nagrodę Donostia. Podczas tej wizyty miały miejsce ostatnie publiczne wystąpienia Davis – zmarła we Francji dwa tygodnie po zakończeniu festiwalu. Reżyser przeplata wypowiedzi świadków zaistniałych wydarzeń materiałami archiwalnymi. Często przekaz opowieści rozmówców pokrywa się merytorycznie z prezentowanymi historycznymi obrazami. Powoduje to, niestety, efekt redundancji. Choć film kończy się próbą refleksji nad charakterem pamięci („Być może to wszystko to nie do końca prawda, a tylko obraz, który sobie przez lata wypracowałem”, mówi jeden z rozmówców), to jednolitość przekazu werbalnego i wizualnego neutralizuje tę myśl. Końcowy efekt lepiej opisuje tytuł polskiego dystrybutora – dokument ten jest niczym więcej, jak hołdem, w którym Davis wynoszona jest na wyżyny klasy i poświęcenia, gdyż wspaniałomyślnie nie przerwała konferencji prasowej. Niewątpliwym atutem filmu jest jednak samo pokazanie wizerunku umierającej na raka aktorki. Wstrząsający widok jej wychudzonego do reszty ciała zyskuje jeszcze na wyrazie dzięki sile, którą w magiczny wręcz sposób wykrzesuje z siebie przy fanach (jakkolwiek obraz ten może być zmanipulowany nieustającymi peanami na jej cześć).

1W hołdzie Bette Davis (2014, reż. Pedro González Bermúdez)

Śmierć jest jeszcze bardziej znacząca w Kanibalu (2013). Fabuła opiera się na codziennym życiu tytułowego mężczyzny – dystyngowanego krawca żywiącego się wyłącznie mięsem młodych kobiet. Pewnego dnia poznaje siostrę bliźniaczkę jednej ze swych ofiar i zaczyna traktować ją zupełnie inaczej, niż resztę zamordowanych, nabierając do niej stosunku z pogranicza troski i miłości. Zabójstwa i przyrządzanie ciał, ukryte w przestrzeni pozakadrowej, w naturalny sposób przywodzą na myśl zaspokajanie skrzywienia seksualnego, jednak reżyser wątek ten ciągnie drogami tak niejasnymi, że w rezultacie widz nie jest w stanie odczytać motywacji głównego bohatera. O ile sugerowanie kompleksów i traumy jest wystarczające, by przyciągnąć uwagę widza, o tyle nie jest w stanie dać mu satysfakcji z poznania historii. Nie pomaga w tym również wolne tempo filmu i scenariuszowe niedociągnięcia (m.in. w niezamierzony sposób mylony jest w dialogach czas fabularny). Nie znajduje też wystarczającego uzasadnienia uwydatniona symbolika eucharystii, która zamiast odsyłać do konkretnego znaczenia (chociażby istoty świętości ciała), pozostaje jedynie drobną kontrowersją. Dość ciekawie wypada jednak inny aspekt śmierci – zanikanie tradycji i dawnego porządku. Tytułowy krawiec podtrzymuje sztukę haute couture, odchodzącą do lamusa ze względu na popularność pogardzanych przez niego masowo produkowanych ubrań z tanich materiałów. Jednocześnie podważa znaczenie tradycji, falsyfikując na zlecenie duchownych jedną z kościelnych relikwii.

Zdecydowanie bardziej pozytywny wydźwięk ma Blue Lips (2014). Kilkoro ludzi z różnych powodów trafia na obchody świąt Sanfermines w Pampelunie, gdzie jeśli nie odnajdują sensu życia, to przynajmniej godzą się ze swoją sytuacją. W ich przeplatających się losach wiele jest jednak wątków związanych z umieraniem i przemijaniem. Widzimy zmagania ze śmiercią bliskich osób i z własną chorobą, ale też próbę zakończenia związku, chęć zerwania z rodzinną tradycją czy zakończenie z powodu kontuzji kariery gwiazdora piłki nożnej. Bohaterowie umierają i odradzają się zatem zarówno fizycznie, jak i uczuciowo. Film jest podpisany przez sześciu reżyserów, co niestety skutkuje nierównościami – tak w formie, jak w jakości. Blue Lips zdarza się bowiem popadać w złego smaku sentymentalizm, a nawet infantylizm (miłość nastolatki do starszych, obcych mężczyzn, poprzez potraktowanie tego wątku serio, ukazana jest jak dziewczęca fantazja). Niesłychanie rażą też pojawiające się na ścieżce dźwiękowej indie folkowe piosenki, nijak nie korespondujące ze stylistyką całości. Atutem jest jednak dokumentalna wartość materiału z Sanfermines, zwłaszcza ta z encierro (ucieczka ulicami miasta przed bykami). Nie można również odmówić filmowi przyjemnej, pokrzepiającej lekkości, nawet jeśli objawia się w nieco fałszywy, a nawet niemoralny sposób (np. pochwala się ucieczkę dziennikarza od narzeczonej dla nowo poznanej Hawajki).

2Kanibal (2013, reż. Manuel Martín Cuenca)

Śmiechu warte?

Mimo przewijającej się tematyki przemijania i śmierci, 15. Tydzień Kina Hiszpańskiego był nie lada gratką dla miłośników komedii. W programie znalazło się kilka odsłon tego gatunku, między innymi, romantyczna (Jak zostać Baskiem), słodko-gorzka (Carmina i amen) i komedia spowinowacona z horrorem (Wiedźmy z Zugarramurdi).

Taktyka polegająca na kontrastowym zestawieniu dwóch przeciwieństw w komediach romantycznych najczęściej sprowadza się do uwydatnienia i obśmiania stereotypowych cech męskich i żeńskich. Emilio Martinez-Lázaro, reżyser Jak zostać Baskiem (2014), idzie krok dalej, i do problemów wynikających z różnicy płci, dorzuca jeszcze te wynikające z pochodzenia bohaterów. Rafa, pewny siebie Andaluzyjczyk, stereotypowo postrzega mieszkańców z północy kraju. Traf jednak chce, że zakochuje się w niedawno porzuconej przez narzeczonego Baskijce. Kobieta pragnąc, by jej ojciec nie dowiedział się o odwołanym ślubie, namawia bohatera do udawania jej narzeczonego. Plan okazuje się jednak trudny do realizacji, bo Rafa co chwilę popełnia błędy wynikające z nieznajomości baskijskiej kultury. Żarty z różnic językowych i działalności ETA w Jak zostać Baskiem przenikają się z charakterystycznymi dla komedii romantycznej rozwiązaniami fabularnymi , które swoje apogeum osiągają w zakończeniu historii. Obraz przez dystrybutora reklamowany jest wzbudzającym duże oczekiwania i jednocześnie mętnym znaczeniowo hasłem, że żaden film w historii hiszpańskiego kina nie odniósł tak dużego sukcesu komercyjnego. Po seansie trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że filmem usatysfakcjonowani mogą być głównie miłośnicy gatunku; reszta, poszukująca ironii i politycznej niepoprawności, słysząc kolejny niewybredny żart o koktajlu Mołotowa, prawdopodobnie będzie zerkać ze zniecierpliwieniem na zegarek.

3 Wiedźmy z Zugarramuri (2013, reż. Álex de la Iglesia)

Wydaje się, że zupełnie inną taktykę obrano w Wiedźmach z Zugarramurdi (2013). Oto trzech mężczyzn i chłopiec (syn jednego z nich) uciekają taksówką z torbą pełną złotych obrączek, skradzionych właśnie ze sklepu jubilerskiego. Ostatnią stacją przed granicą z Francją jest właśnie tytułowe miasteczko Zugarramurdi, w którym bohaterowie robią sobie krótki postój, mimo ostrzeżeń przesądnego taksówkarza. Od tej pory krew leje się strumieniami a czarownice co jakiś czas dają popis swoich zdolności akrobatycznych, zaprzeczając istnieniu grawitacji. To co w podobnych filmach, komediowych horrorach, pozostawione jest sferze domysłu, tutaj często pokazane jest bez ogródek i z bliska. Pojawiają się więc odcinane palce i uszy czy nieprzystające do komediowego gatunku przedstawienia śmierci niewinnych ludzi podczas strzelaniny w centrum miasta. Álex de la Iglesia nie ucieka od kiczu, a już na pewno nie stara się go ukryć pod warstwą nieudanej satyry politycznej, tak jak zrobiono to w Jak zostać baskiem. Wydaje się, że w Wiedźmach każdy zwrot akcji potwierdza, że film nie predestynuje do bycia czymś więcej, niż obrazem klasy B lub C. Nawet żarty sytuacyjne i słowne zdają się bardziej podsycać kiczowatość filmu, niż rzeczywiście śmieszyć. I chyba tylko przyjęcie, że reżyser tę sztampowość wykorzystuje świadomie, pozwala czerpać jakąkolwiek przyjemność z seansu.

Wśród zaprezentowanych podczas Tygodnia filmów komediowych, niewątpliwą wisienką na torcie jest Carmina i amen (2014) w reżyserii Paco Leóna . W kontynuacji Wybuchowej Carminy (2012), tytułowa bohaterka zawsze z troską o najbliższych, i najczęściej z dymiącym papierosem w dłoni, mierzy się z kolejnymi problemami. Niezależnie od tego, czy jest to śmierć własnego męża, okłamywanie firmy ubezpieczeniowej czy zastraszanie kłamliwej sąsiadki, kobieta do sprawy podchodzi metodycznie, nie akceptując kompromisów i sprawnie realizując postawiony sobie cel, który dopiero w zakończeniu filmu staje się w pełni jasny. Obraz Leóna to przede wszystkim wartkie dialogi i pełnokrwiste postaci, które opowiadają Carminie wszystko to, co leży im na sercu. Ta z kolei zyskuje przychylność widowni od pierwszych minut trwania filmu, będąc zaprzeczeniem sędziwej, poważnej matrony rodu: czy pluje krwią po ataku kaszlu, czy pluje łupinami z pestek słonecznika, bez przerwy wzbudza rozbawienie widowni.

4Carmina i amen (2014, reż. Paco León)

Różnorodność – to słowo najlepiej oddaje obraz Hiszpanii, którzy tworzy się w umyśle widza po zapoznaniu z repertuarem 15. Tygodniu Kina Hiszpańskiego. I chyba właśnie ta cecha przeglądu zasługuje na największe uznanie. Chociaż artystyczna wartość niektórych obrazów jest dyskusyjna, to mieszanie gatunków i nastrojów oraz korzystanie z tradycji zarówno obcych, jak i rodzimych zdecydowanie uatrakcyjniły większość seansów. Kino hiszpańskie ma się bowiem dobrze i z powodzeniem odnajduje się w różnych klimatach. Nawet jeśli reżyserzy z tego kraju ostatnią główną nagrodę na największych festiwalach (Berlin, Cannes, Wenecja) dostali ponad trzy dekady temu, to nie spoczywają na laurach.

Monika Boguska
Jędrzej Kościński