Kraina burz
Niemcy, Węgry 2014, 105′
reż. Ádám Császi
scen. Iván Szabó, Ádám Császi
wyst. András Sütö, Ádám Varga
Kraina burz to idealnie skrojona opowieść o skomplikowanym i pełnym niedopowiedzeń procesie odkrywania własnej cielesności. To także dowód wielkiego talentu debiutującego Ádáma Császi, który doskonale portretuje nieprzyjazną wszelkiej inności węgierską prowincję.
W ostatnich latach kino gejowskie przyzwyczaja swoją wąską widownię do bardzo konkretnego typu bohatera. To młody, skryty, muskularny sportowiec (może ewentualnie wykonywać stereotypowo „męski” zawód i być, na przykład, policjantem), uciekający od przyznania się przed samym sobą do homoseksualnego pożądania. Ucieka najczęściej dosłownie, samotnie biegając w lesie lub dużo czasu spędzając na pływalni. Tytuły można mnożyć: Siła przyciągania, Boys, Płynące wieżowce, Listy od nieznajomego. W tę tendencję wpisuje się także Kraina burz, której bohater, młody Szabolcs (András Sütö), jest piłkarzem. Wyjeżdża z Węgier, żeby trenować w niemieckiej drużynie, nieoczekiwanie postanawia jednak wrócić w rodzinne strony, zamieszkać w odziedziczonym po dziadku zrujnowanym domu i zostać pszczelarzem. W remoncie pomaga mu Áron (Ádám Varga), miejscowy, którego poznaje, gdy ten stara się w nocy ukraść jego motor.
Między mężczyznami rodzi się więź zabarwiona z jednej strony przemocą, z drugiej niezwykłą czułością. Przybycie kolegi z niemieckiej drużyny Szabolcsa pozwala wykrystalizować się jego emocjom. Musi dokonać wyboru – może pozostać i znosić nieustanne upokorzenia ze strony homofobicznych mieszkańców małej wioski lub wyjechać tam, gdzie będzie bezpieczny. W jego sytuacji, podobnie jak w Za wzgórzami Cristiana Mungiu, odbija się rozdarcie pierwszego postkomunistycznego pokolenia – uciekać z transformującego się kraju czy zostać w nim i stawić czoła przerażającej mentalnej spuściźnie upadłego ustroju? Császi czerpie zresztą od rumuńskiego reżysera znacznie więcej, niż ten napędzający rozwój zdarzeń dylemat. Nie stara się wytłumaczyć intencji kierujących bohaterami, ogranicza ilość dialogów i jak prawdziwy behawiorysta skupia się na reporterskiej obserwacji codziennych rytuałów rządzących hermetyczną, zapomnianą przez świat społecznością. Budując wyraźną barierę pomiędzy odbiorcami a mroczną rzeczywistością na ekranie, rezygnuje z łatwo kierującej emocjami widza muzyki. W ciszy raz po raz bohaterowie są katowani za swoją orientację, pozbawieni nadziei, że coś mogłoby wyglądać inaczej. Ich wytrzymałość wydaje się nie mieć granic, ale bunt i sprzeciw zamieniają się z czasem w nieznośne odrętwienie.
Dopiero w finale czara goryczy się przelewa, a tłamszone emocje dają o sobie znać. Chyba tylko obecność koloru sprawia, że węgierskie bezdroża, pełne rozpadających się drewnianych chałup i ich wiecznie pijanych, brutalnych mieszkańców, nie są u Császiego tak ponure, jak w filmach Béli Tarra. Nietknięta niemal ludzką ręką przyroda zachowuje tu tę samą, hipnotyczną siłę jak u twórcy Szatańskiego tanga, pozwalając przeżyć tylko silniejszym. Kraina burz jest wspaniała i przerażająca równocześnie. Jej mieszkańcy, jak trzej pragnący siebie nawzajem bohaterowie podczas nocnej kąpieli w jeziorze, szukają ekstremalnych i pierwotnych emocji, które z czasem okazują się autodestrukcyjne.
W przeciwieństwie do wielu filmów gejowskich, w których uzyskanie seksualnej satysfakcji stanowi najwyższy cel wszystkich działań bohaterów, w przypadku Szabolcsa i Árona walka z własnym pożądaniem jest równie silna, co chęć jego zaspokojenia. Prawdziwej maestrii wymagało ukazanie budowania cielesnej bliskości między bohaterami w taki sposób, żeby uniknąć scen ukazujących zbyt dosłownie seks. Przyczyniło się do tego doskonałe wyczucie chwili podczas montażu – w momentach szczytowego napięcia erotycznego za każdym razem następuje nagłe cięcie, przypominające widzowi, że nie zawsze jego wojerystyczne pragnienie może zostać w kinie zaspokojone. To także zasługa doskonałej gry aktorskiej – gdy bohaterowie zbliżają się do siebie fizycznie, na ich twarzach pojawia się niepewność. Nie są w stanie przekroczyć granicy dzielącej wstyd od rozkoszy. Császi zwraca tym samym uwagę na chyba najgorszy aspekt życia osób homoseksualnych w konserwatywnych i zamkniętych na inność społeczeństwach. Samobójstwa wymykających się normom jednostek wynikają w nich często z poczucia obrzydzenia samym sobą. Pogarda dla inności zakorzeniona w wielu ludziach przez rodzinę i przyjaciół zwycięża z potrzebą zaakceptowania swojej odmiennej natury. Stąd tak usilne pragnienie bohaterów, by wyremontować zdemolowany dom i znaleźć w nim schronienie – zamknąć się w stworzonej na własny użytek klatce i odwrócić zasady rządzące zewnętrznym światem. Wprawiając nowe drzwi, symbolicznie odgradzające ich od reszty ludzi, Szabolcs i Áron tańczą radośnie, jakby chcieli naiwnie zapomnieć, że nikt im już nie pomoże.
Kraina burz to doskonała mieszanka chłodnej obserwacji codziennego życia ludzi i poetycko ukazanej tytułowej krainy, jaką jest depresyjna Wielka Nizina Węgierska. To jednak przede wszystkim uniwersalna historia romansu bez przyszłości, zmuszająca nas do przypomnienia sobie, jak ważna jest odwaga. Odwaga, która choć pozwala zachować godność, nie zawsze się opłaca.
Mateusz Góra