Co kryje szloch Sandry Bya

Dwa+dni+jedna+noc
Dwa dni, jedna noc
Deux jours, une nuit
Belgia, Francja, Włochy, 2014
Reż., scen. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne
zdj. Alain Marcoen
wyst. Marion Cotillard, Fabrizio Rongione, Catherine Salée, Batiste Sornin


Wyobrażając sobie realizację Dwóch dni, jednej nocy w polskich realiach, prawdopodobnie powstałaby kolejna tragedia, w rodzaju Kobiety samotnej Agnieszki Holland. Emocje widzów co najmniej kilkakrotnie przepuszczone zostałyby przez wyżymaczkę, zaś codzienny trud bohaterów filmu mieszałby się z płaczliwym monologiem i nadmiernym zażywaniem tabletek uspokajających.

Szczęśliwie, bracia Dardenne zdecydowali się ograniczyć jedynie do szlochania po kątach i wspomnianych pigułek, które chociaż dawkowane garściami, to uwiarygodniają subtelny portret chorej kobiety. Ukazali tym samym wycinek z życia Sandry, która z pomocą kochającego i wyrozumiałego męża zmaga się z depresją, walcząc jednocześnie o przywrócenie utraconego stanowiska pracy. Mimo niewątpliwej pokusy psychologizowania, chłodny rzut oka twórców na losy młodej żony i matki, kwestionuje koncepcję kina psychologicznego. Autorzy filmu rezygnują bowiem z nurzania się w wspomnieniach i uczuciach, nie penetrują jej przeszłości w poszukiwaniu przyczyn zachwiania emocjonalnego w nieudanym dzieciństwie. Nie narzucają również perspektywy samej bohaterki, przez cały czas sytuując widza na uboczu rozgrywających się drobnych dramatów.

Ten zewnętrzny punkt widzenia pozornie kłóci się z opowieścią o doświadczeniu stanów depresyjnych. Twórcy proponują jednak szczegółową analizę behawioralną, ograniczając charakterystykę bohaterki, jej emocjonalność i relacje z innymi, jedynie do szeregu drobnych słów, gestów i reakcji. Dają się one obserwować zwłaszcza podczas konfrontacji Sandry z kolejnymi współpracownikami, od których zależy jej posada. Lekko przygarbione i naprężone ciało Marion Cotillard sygnalizuje lęk i okupioną dużym kosztem, często i tak nikłą, determinację, zaś jej ból czytamy z napiętych mięśni twarzy, nerwicowych zaburzeń mowy i kompulsywnego sięgania po kolejne pigułki.

Tym sposobem autorzy filmu zadbali, aby uwadze widza nie uszła najmniejsza czynność bohaterki. W obliczu tego, że oko kamery bezustannie towarzyszy kobiecie, nie ma wątpliwości, że jej postać zagarnia całą uwagę odbiorców. Pozostali bohaterowie wypełniający świat przedstawiony, to jedynie powołane do życia cienie. Uosabiają oni nierzadko stereotypowe postawy i typy postaci, wśród których nie brakuje wielodzietnych imigrantów, czy kobiet wyzwalających się spod opresji męża-choleryka. Nawet samemu partnerowi Sandry, którego nieprzeciętnie bezkonfliktowy charakter zdaje się równoważyć płaczliwe nastroje żony, przypisana zostaje jednowymiarowa rola wspierającego i zaangażowanego męża oraz ojca.

Nie pozostawiając również miejsca na jakiekolwiek domysły czy insynuacje, bracia Dardenne oferują w zamian jedynie szereg faktów, przyczynowo skutkowych zależności oraz bezpośrednich komunikatów, które dopływają do nas wyłącznie z widzialnego i słyszalnego świata przedstawionego. Losy bohaterki nie zostają objęte komentarzem, muzyka (inaczej niż w zwiastunach) nie dodaje dramaturgii wydarzeniom, a krajobraz nie próbuje korespondować z jej trudnościami. Rzeczywistość otaczająca Sandrę pozostaje bowiem nienaruszona, nie widać w niej znamion ingerencji twórców ani piętna fabularnych tragedii, dlatego też historia Dwóch dni, jednej nocy rozgrywa się w pełnym słońcu belgijskiego lata. To ograniczenie innych niż aktorska form ekspresji, wpłynęło najpewniej na pomnażanie analogicznych scen, w których w trakcie kolejnych spotkań, podpatrujemy interakcje Sandry z kolegami z pracy. Spojrzenie z dystansu na przeżycia bohaterów pozwala dopełnić charakterystykę poszczególnych postaci, a tym samym uniknąć przesadnego dramatyzmu.

Ostatecznie jednak zostaje on zastąpiony równie drażniącą nutą egzaltacji, a zbyt nachalna obserwacja zachowań, pozwala traktować samą historię jedynie jako pretekstowy ciąg zdarzeń. Wzięte pod lupę zestawy bodźców i reakcji składające się na filmowy obraz bohaterki, finalnie tracą swą wiarygodność. W miarę upływu czasu, ulega ona niestety stopniowemu załamaniu a przejmujący portret kobiety zastępuje uproszczony szkic, który pozwala widzowi bez skrupułów zbagatelizować całą opowieść. W kilka lat wcześniejszym Milczeniu Lorny, twórcy swobodnie przeprowadzali nas przez wieloaspektową historię albańskiej emigrantki. W przypadku najnowszego filmu Braci Dardenne, utrata wiarygodnej bohaterki sprawia, że nieskomplikowany świat Dwóch dni, jednej nocy zbyt szybko może ulec rozpadowi.

Dominika Zielińska