Sherlock Holmes (2009, reż. Guy Ritchie)
Stereotypowy wizerunek Sherlocka Holmesa – prawdopodobnie najpopularniejszego detektywa wszechczasów, a z pewnością najchętniej pokazywanego na ekranie – kojarzy nam się z czapką z dwoma daszkami, kraciastą peleryną i zakrzywioną fajką. Za ową wizję, która na stałe zagościła w świadomości społeczeństwa, odpowiada nie twórca postaci, sir Arthur Conan Doyle, a ilustrator jego opowiadań.
Sidney Paget obdarzył detektywa rekwizytami, które ani raz nie pojawiają się w oryginalnych opowiadaniach. Do stereotypowego wizerunku detektywa swoje trzy grosze dołożył również pierwszy naprawdę znany aktor, który się weń wcielił – to Williamowi Gillette’owi zawdzięczamy charakterystycznie zakrzywioną fajkę typu calabash. Wizerunek Holmesa, kreowany w filmach Ritchiego jest daleki od schematycznego, jednak dużo bliższy oryginalnemu wyobrażeniu ukazanemu w czterech powieściach i pięćdziesięciu sześciu opowiadaniach, gdzie fajka Holmesa była prosta (gliniana bądź wiśniowa), płaszcz jednolity, a czapkę zastępował zwykły kapelusz.
Holmes superbohater
Poza wyglądem zewnętrznym, wielkie kontrowersje u „fanów prawdziwego Holmesa” wzbudziła jego sprawność fizyczna, wyeksponowana w obu filmach bardzo wyraźnie. Kolejny raz Ritchie walczy ze stereotypami, wydobywając z opowiadań Conan Doyle’a wątki jedynie zarysowane i czyniąc z nich – często poprzez stosowne wyolbrzymienie – prawdziwy atut swoich filmów. Mając w pamięci portret Holmesa jako flegmatycznego dżentelmena, który z fajką w ustach rozwiązuje zagadki kryminalne, praktycznie nie ruszając się z ulubionego fotela, może dziwić widziana na ekranie postać odgrywana przez Roberta Downeya Juniora. Należy jednak pamiętać, że Arthur Conan Doyle kilkukrotnie wspomina w opowiadaniach, że Holmes nie tylko uprawiał boks (opowiadanie Samotna cyklistka), ale również popularną pod koniec XIX wieku sztukę bartitsu (Pusty dom). Ritchie akcentuje te cechy, czyniąc ze swojego bohatera prawdziwego mistrza sztuk walki, jednocześnie dynamizując postać i dopasowując ją do współczesnych wyobrażeń o (super) bohaterach.
Dedukcja, drogi Watsonie
Sceny walk w dziełach Ritchiego nie tylko zapewniają sporą dawkę emocji, ale też w genialny sposób ukazują najważniejszą cechę Holmesa – zdolność dedukcji. W celu szybkiego pokonania przeciwnika detektyw przewiduje jego kolejne ruchy i analizuje własne zamiary. Niesamowity efekt wzmagają zastosowane środki filmowego wyrazu – zwolnione tempo czy głos z offu. Tak przedstawiony proces dedukcji pozwala wejść widzowi w umysł bohatera.
Sherlock Holmes (2009, reż. Guy Ritchie)
Conan Doyle narratorem swoich historii uczynił doktora Johna Watsona. To właśnie jego oczami patrzymy na Holmesa i otrzymujemy bardzo subiektywny obraz. Watson jest zafascynowany i oczarowany, wie o Holmesie to, co zobaczy i czego się od niego dowie. Tylko sporadycznie i w sposób bardzo delikatny zwraca uwagę na słabości przyjaciela, a jego wiedza na temat detektywa nie jest pełna. W filmach jest zupełnie inaczej, wizerunek bohatera jest bardziej kompletny i obiektywny, dzięki wspomnianemu wyżej wniknięciu w umysł bohatera, ale i zastosowaniu w filmach punktu widzenia oraz słyszenia samego Holmesa. Widz otrzymuje gotowy obraz. Reżyser – w przeciwieństwie do Doyle’a – zostawia niewiele miejsca dla wyobraźni.
Geniusz, ekscentryk i narkoman
Ritchie wydobywa również inne charakterystyczne cechy dziewiętnastowiecznego detektywa. Holmes jest w filmie kreowany na postrzelonego geniusza. Gra na skrzypcach została sprowadzona do smutnego brzdąkania, a uzależnienie od morfiny i kokainy zastąpione piciem płynu do operacji oka. Natomiast podobnie jak w oryginale, praca jest prawdziwym uzależnieniem Sherlocka. Brak możliwości rozwiązywania nowych zagadek kryminalnych wprawia Holmesa w stan odrętwienia i zmusza do ekscentrycznych zachowań (szalone eksperymenty, wystrzeliwanie w ścianie inicjałów królowej Anglii przy użyciu broni palnej, kilkumiesięczna izolacja w zamkniętym pokoju). Pamiętano także o zamiłowaniu Sherlocka do przebieranek i aktorstwa. Na potrzeby śledztwa detektyw zmieni się nie do poznania: zobaczymy go w roli starszej kobiety, żebraka oraz skośnookiego palacza opium. Film w ciekawy sposób wzbogaca również historię Irene Adler – szantażystki, której udało się oszukać detektywa. Prawdopodobnie jedynej kobiety, którą Holmes darzył głębszym uczuciem. Motyw romansowy ukazuje perwersyjną fascynację detektywa światem przestępczym. W tym miejscu warto byłoby również wspomnieć o homoerotycznym wątku pojawiającym się w obu filmach, jednak to temat na osobną analizę – niektórzy doszukują się w relacji Holmesa i Watsona czegoś więcej, aniżeli tylko prawdziwej, męskiej przyjaźni.
Sherlock Holmes (2009, reż. Guy Ritchie)
Wybór Roberta Downeya Juniora do roli Sherlocka Holmesa z pewnością był kontrowersyjny i miał spory wpływ na recepcję filmu. Jednak poza niepasującym wyglądem zewnętrznym trzeba przyznać, że Sherlock Ritchiego jest niekiedy nawet bardziej wierny literackiemu oryginałowi, niż wizerunki detektywa z klasycznych już adaptacji. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę nie stereotypowe wyobrażenie postaci, utarte w zbiorowej popkulturowej świadomości przez ilustracje, okładki oraz poprzednie adaptacje filmowe, a kanoniczny portret zarysowany przez Conan Doyle’a w oryginalnych opowiadaniach. Każdy miłośnik geniusza z Baker Street powinien docenić wyobrażenie proponowane przez Guya Ritchiego. Nawet jeśli sam film wydaje się zbyt nowoczesny, przygody zbyt dynamiczne, a sceny akcji zbyt częste, to kreacji postaci – może poza nieco łobuzerską aparycją – nie można wiele zarzucić.
Jan Sławiński
Tekst został pierwotnie opublikowany na Blogu Anonimowego Grzybiarza.