Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1
(The Hunger Games: Mockingjay Part 1)
USA, 2014, 122′
reż. Francis Lawrence, scen. Danny Strong,
Peter Craig, wyst.: Jennifer Lawrence,
Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Woody Harrelson,
Donald Sutherland, Philip Seymour Hoffman, Julianne Moore
Emma Thompson i Meryl Streep knują demoniczny spisek. Kristen Stewart i Lilly Collins cierpliwie stawiają czoło kolejnym przeciwnościom losu. Robert Pattinson i Jamie Campbell Bower walczą z tymi pierwszymi, a kochają te drugie. W tle zachrypłym głosem życiowe mądrości głosi Jeff Bridges. Sezon na filmy fantasy z nastolatkami w roli głównej został otwarty!
Trudno przeoczyć trend ostatnich lat na wrzucanie młodych bohaterów w wir akcji i gąszcz niebezpieczeństw. Na ekranach kin chłopcy i dziewczęta do utraty tchu walczą z potworami, spełniają swoje podniosłe przeznaczenie, składają w ofierze własne szczęście i namiętnie kochają. Oczywiście w tej wyliczance nie mogłoby zabraknąć tragicznego trójkąta miłosnego. Myśleliście, że okres dojrzewania bywa wyboisty? Dodajmy do tego bycie obiektem westchnień najlepszego przyjaciela i rodzonego brata/ wilkołaka i wampira/ rebelianta i torturowanego zakładnika , a będziemy mieli ogólny ogląd na „trudne dorastanie” w pojęciu twórców filmów oraz książek dla nastolatków.
Katniss Everdeen nie jest żadnym wyjątkiem. Podejmując wątki urwane w Igrzyskach śmierci: W pierścieniu ognia, nowy film umieszcza ją w ogromnym, podziemnym kompleksie militarnym, gdzie ku swojemu zaskoczeniu odkrywa, że stanowi łakomy kąsek dla planujących przewrót rebeliantów. Okazane przez nią w czasie igrzysk nieposłuszeństwo względem władz, łamanie chyba każdej z istniejących zasad i taranująca wszelkie przeszkody odwaga, wskrzesiły iskrę rewolucji. Bohaterkę nieuchronnie czeka podjęcie decyzji, czy chce zostać twarzą rebelii i przyjąć całą odpowiedzialność z tym związaną. Na tym jednak nie koniec. Znękana dziewczyna musi znaleźć także sposób na uratowanie z rąk wroga nieustannie zaprzątającego jej myśli Peety, co dodatkowo komplikuje odczuwana przez nią pewna czułość do ukochanego z czasu poprzedzającego jeszcze brutalne rozgrywki trybutów. Trójkąt miłosny jest finalnym składnikiem przepisu na tę wprost idealną spiralę gwałtownych emocji.
Przez większość czasu nie widzimy pełnych przepychu i ekstrawagancji ulic Kapitolu, lecz razem z rebeliantami siedzimy w podziemnym bunkrze. Wszyscy bez wyjątku, łącznie nawet z mającą dużą słabość do tęczowych barw i piętrowych peruk Effie, chodzą tu w burych kombinezonach, jedzą wspólnie w ponurej stołówce i mieszkają w ascetycznych celach wyposażonych jedynie w łóżka, stół i kilka krzeseł. Skojarzenie z matrixowym Syjonem jest chyba nieuniknione. Ukryty pod ziemią wojskowy kompleks to miasto wyzwolonych z okowów macierzy ludzi, Morfeusz i Prezydent Alma Coin nawołują skandujące tłumy do przeciwstawienia się wszechwładnemu ciemiężcy, a nadlatujące szybowce wroga nie są niczym innym jak atakującymi Syjon Strażnikami. U rodzeństwa Wachowskich losy świata spoczywają w rękach szlachetnego Neo. Mieszkańcy 13 Dystryktu nie są jednak wcale gorsi. Też naleźli sobie swojego „chosen one” i to na dodatek o niebo lepiej zagranego.
W toczonej przez nich walce chwyta się nie za broń, lecz kamerę, a łuk i strzały granej przez Jeniffer Lawrence Katniss schodzą na dalszy plan zastąpione przez jej aktorstwo. Skompletowana grupa speców od wizerunku maluje, czesze, ubiera i uczy przemów bohaterkę, która ma stać się uosobieniem kosogłosa nawołującego ludzi do buntu przeciwko opresyjnej władzy i wyzwolenia z niewoli własnego narodu. Na powierzchni przelewana jest krew, a pod ziemią odbywają się propagandowe podchody. Sceny epickich walk i zapierających dech w piersiach efektów specjalnych rozgrywają się poza granicami kinowego ekranu, a ich miejsce zajmuje obmyślanie PR-owej taktyki i realizacja szeregu „propagit”. Ciekawie jest poznawać mechanizmy propagandy od podszewki, wybierać dla Katniss odpowiedni strój bojowy, nastrojowy plener i efektowny okrzyk nieustraszonej wojowniczki. Wraz z nią jesteśmy pouczani co zagrzewa do walki, a co zdusi rebelię w zarodku. Wspólnie poznajemy wartość dobrego jingla i chwytliwej melodii. Tak, to wszystko jest bardzo ciekawe. Jednak gdy już po raz trzeci słyszymy „trzeba o tym opowiedzieć ludziom”, ciężko powstrzymać jęk rozpaczy.
Sama bohaterka wyraźnie targana jest podobnymi uczuciami. Z opadającymi na twarz włosami na przemian płacze, melancholijnie turla między palcami perłę podarowaną jej przez Peetę i zlana potem rzuca się po łóżku, śniąc (wzruszające) koszmary. Ja wiem, ona dużo przeszła. Martwi się o rodzinę. Tęskni za bliskim jej chłopakiem. Czuje się bezsilna w obliczu całej machiny wojny. Boi się, że zostanie zwykłym narzędziem w rękach rebeliantów. Nie wie, komu może zaufać. Ja to wszystko rozumiem. Nie rozumiem za to, to dlaczego od razu musi stawać się rozdygotaną i zagubioną Bellą Swan prosto z serii Zmierzch. Dlaczego koniecznie powinna wpasowywać się w wyświechtane przez lata istnienia naszej kultury stereotypy, które każą kobiecie przedkładać bezpieczeństwo najbliższych ponad dobro choćby całego narodu. Dlaczego ta jedyna w swoim rodzaju iskra, zadziorna buta nagle w niej zgasła. Nasuwa się mroczne podejrzenie, że tak jak Prezydent Snow jest złym bratem bliźniakiem Świętego Mikołaja, tak i jej miejsce zajęła markotna siostra bliźniaczka.
Wszystko rozgrywa się przy akompaniamencie wzniosłych chórów i płaczliwego zawodzenia skrzypiec. Bez wątpienia jest to sprawdzony chwyt, co chyba najdobitniej udowodnił Władca pierścieni, ale kolejne rozterki bohaterki połączone z natchnionymi melodiami wraz z każdą minutą filmu niebezpiecznie zbliżają się do progu tolerancji przeciętnego widza. „Kiedy Katniss was naprawdę poruszyła?” – pyta podczas PR-owej burzy mózgów Haymitch. Stosowniejsze wydaje się jednak pytanie, ile razy może to jeszcze zrobić. Odpowiedź przyniesie kolejna część.
Alicja Mazurkiewicz