Dzikość dysfunkcyjnych

Mama (Mommy, re+-. Xavier Dolan, 2014)

Mama
(Mommy)
Kanada 2014, 140’
reż. i scen. Xavier Dolan,
zdj. André Turpin, muz. Noia,
wyst.: Antoine Olivier-Pilon,
Anne Dorval, Suzanne Clément

Nadeszła długo oczekiwana premiera najnowszej produkcji czołowego hipstera kanadyjskiego kina, Xaviera Dolana. Ulubieniec Cannes i najbardziej obecnie rozpoznawalny produkt eksportowy quebeckiej kinematografii w Mamie pozostaje wierny swojemu stylistycznemu i tematycznemu uniwersum. Bardziej niż kiedykolwiek przesyca go przy tym żywo korespondującą z patologicznym rysem jego bohaterów popkulturową, wręcz kampową jakością.

Mama zbudowana jest na schemacie doskonale znanym z poprzednich filmów Dolana – mamy tu więc emocjonalny trójkąt, w którym pierwsze skrzypce gra relacja matczyno-synowska, świat zewnętrzny zawężony do kilku ulic, domu i supermarketu, a w tle złotobrązową, montrealską jesień. Mimo licznych podobieństw, balansujących na pograniczu autorskości i autocytatu, najnowsze dzieło dwudziestopięcioletniego reżysera pod wieloma względami odbiega jednak od jego dotychczasowego dorobku.

Cierpiący na ADHD, kilkunastoletni Steve (w roli pierwszoplanowej wyjątkowo nie Dolan, ale debiutujący Antoine Olivier-Pilon) po pobycie w zakładzie resocjalizacyjnym, do którego trafia na skutek wypadku wywołanego w ataku furii, wraca pod dach swojej ekscentrycznej matki, Diane (wspaniała Anne Dorval). Kiedy ta pochłonięta jest szukaniem pracy, Steve’a uczy w domu tajemnicza sąsiadka z naprzeciwka, Kyla (Suzanne Clément). Ona również odbiega od stereotypu matki z przedmieścia: do niedawna nauczycielka, odkąd cierpi na problemy z mową, całe dnie spędza w domu, wyglądając tęsknie przez okno i przemykając jak cień obok męża i córki. Do Steve’a i Diane zbliży się co najmniej tak bardzo, jak oddaliła się od własnej rodziny. I choć porzekadło głosi, że dwa (a co dopiero trzy) błędy nie dadzą racji, to specyficzne trio dysfunkcyjnych urządzi sobie własną, niekonwencjonalną autoterapię.

Kiedy zakładowa pielęgniarka poddaje w wątpliwość sens samotnego wychowywania chłopca przez Diane, radząc jej oddać syna do państwowej placówki, kobieta odpowiada przekornie: ,,sceptycy się zdziwią’’. Hasłem tym można by z powodzeniem reklamować Mamę – Steve i Diane okazują się bowiem parą wybuchową i euforyczną, tak daleką od wiktymizacji, jak to tylko możliwe. Ta zaskakująca niesztampowość i nieprzewidywalność bohaterów Mamy, spektakularnie zagranych przez aktorskie trio, wynosi ich do rangi najmocniejszej strony filmu. Postaci Dolana nie domagają się niczyjego współczucia – są dynamiczne, upadają i podnoszą się, walczą ze sobą i za siebie, a pomiędzy jednym i drugim znajdą jeszcze czas na spontaniczny taniec w kuchni do przeboju Céline Dion. I choć nie brak w filmie gorzkich, emocjonalnie brutalnych momentów, to równoważą je chwile równie ekstremalnej, dziecięcej beztroski. W Mamie mamy bowiem do czynienia przede wszystkim z afirmacją wolności – w podejmowaniu decyzji na temat własnego życia, sposobów doświadczania osobistego dramatu i radzenia sobie z bólem. I właśnie ta dzika ekspresja indywidualizmu jest tym, co w filmie Dolana najbardziej chwyta za serce.

Atmosferę rebelii podkreślają rozmaite zabiegi formalne: eksplozja kolorów, posteryzacja obrazu, zabawa formatem ekranu, obfitująca w klasykę popu (od Eminema i Dido po Lanę del Rey) ścieżka dźwiękowa, piękne, teledyskowe sekwencje montażowe i malownicze slow motion. Można by powiedzieć, że jeżeli jest to zmierzanie ku realizatorskiej dojrzałości, to takiej, która przejawia się w przesadzie i zabawie własnym stylem. Kiedy bowiem zestawi się Mamę z poprzednimi filmami Dolana, wszystko wydaje się tu podniesione do kwadratu: uczuciowy masochizm i dysfunkcyjność bohaterów (każdy jest na bakier ze swoją społeczną rolą, każdemu jakiś ekscentryzm lub defekt – czy to ADHD, czy problemy z artykulacją, czy uraz psychiczny – uniemożliwia ,,przezroczyste’’ funkcjonowanie w świecie), wybujałość formy, tempo dialogów. Za pomocą tej podniesionej temperatury filmu Dolanowi udaje się wykreować wrażenie wyjaskrawionego odbioru świata, jaki charakteryzuje jego cierpiącego na kliniczną nadpobudliwość protagonistę. Widz zostaje więc szybko wessany w aberracyjny wizerunek rzeczywistości, który na przemian irytuje i zniewala swoim popowym urokiem.

Talent Dolana do wygrywania wszystkich możliwych rodzajów subtelności w relacji obrazu z dźwiękiem oraz jego estetyczna wrażliwość są bezdyskusyjne. Komasacja audiowizualnych atrakcji w Mamie zbliża ją jednak raczej do genialnego wideoklipu, niż udanej pełnometrażowej fabuły. Rozwój stylu Dolana (zahaczający momentami o własną celebrację) zdaje się bowiem przede wszystkim formalny, podczas gdy historia, którą opowiada, jest ciągle ta sama. Mama to w istocie mniej gniewne i bardziej kombinowane wizualnie Zabiłem moją matkę z elementami Wyśnionych miłości – pozbawione już jednak uroku świeżości. Czas pokaże, czy Dolan ma jeszcze do zaoferowania coś ponad to, co w ciągu ostatnich pięciu lat przerobił już na pięć sposobów.

Ada Minge

Film zainaugurował 5. Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja w Łodzi (9-12 października 2014).