BEZPIECZNA (SERIALOWA) JESIEŃ

gotham-castGotham (2014-, Bruno Heller)

Można to już ogłosić – jesień w pełni i bynajmniej nie jest to powód do niepokoju. Przynajmniej nie w tym przypadku. Nie chodzi bowiem o jesień atmosferyczną, lecz serialową, która mozolnie rozkręcała się za oceanem od początku września, by niedawno zaatakować większą dawką premier i wznowień. Choć za nami dopiero kilka z nich, już teraz warto pokusić się o pierwsze wnioski. Zwłaszcza, że nowymi produkcjami pochwalili się amerykańscy giganci – ABC, CBS i FOX.

SIEROTA PO BATMANIE?

Zaczniemy od tego ostatniego, ponieważ to właśnie FOX-owi przypadła w udziale najbardziej oczekiwana premiera tej jesieni. Gotham autorstwa Bruno Hellera (twórca Rzymu i Mentalisty) zamówione zostało już rok temu, od razu jako cały sezon i od tego czasu zainteresowanie serialem stopniowo rosło. Pokaz pilotowego odcinka na tegorocznym Comic-Conie przyjęto z wielkim entuzjazmem, a kilkanaście dni przed jego emisją w telewizji, krytycy z Television Critics Association uznali Gotham za najbardziej obiecujący nowy serial. W przypadku tak wielkich oczekiwań nietrudno o rozczarowanie – można wymienić wiele przykładów starszych produkcji, które nie spełniały pokładanych w nich nadziei. Wydaje się jednak, że dzieło Hellera jest na dobrej drodze, by nie zostać jedną z nich.

Tytułem wyjaśnienia: Gotham jest pierwszą produkcją FOX-a czerpiącą z komiksowego uniwersum DC, a konkretnie z jego najpopularniejszej składowej, czyli świata Batmana. Nietoperza tu jednak nie uświadczymy, ponieważ serial opowiada historię rozgrywającą się przed jego pojawieniem się na scenie. Głównym bohaterem jest, znany skądinąd, James Gordon (Ben McKenzie). Jeszcze nie komisarz, a początkujący detektyw w policji Gotham City, który stopniowo poznaje realia miejsca, do którego trafił. Te, jak łatwo się domyślić, nie sprzyjają jego idealistycznym poglądom na temat pracy stróża prawa. Wszechobecna korupcja, brutalność i brak poszanowania dla elementarnych zasad. Z tymi problemami Gordon będzie się musiał mierzyć już od swojej pierwszej sprawy – zabójstwa Thomasa i Marthy Wayne’ów, które spróbuje rozwikłać wspólnie ze swoim partnerem, Harvey’em Bullockiem (Donal Logue). Tajemnica tego morderstwa stanowić ma kręgosłup całej historii, w której spotkamy postaci dobrze znane z kart komiksów i ich ekranizacji. Oczywiście wszyscy będą odpowiednio odmłodzeni. Już w pierwszym odcinku poznajemy nieletniego Bruce’a Wayne’a i kilku złoczyńców, którzy w przyszłości sterroryzują Gotham City, a z czasem można spodziewać się kolejnych znajomych twarzy.

GOTHAM: Ben McKenzie as Detective James Gordon in the "The Balloonman" episode of GOTHAM airing Monday, Oct. 6 (8:00-9:00 PM ET/PT) on FOX. ©2014 Fox Broadcasting Co. Cr: Jessica Miglio/FOX
Gotham (2014-, Bruno Heller)

To rozwiązanie jest niewątpliwą zaletą serialu i rzeczą wyróżniającą go spośród tłumu innych produkcji. Gdyby się bowiem przyjrzeć dokładniej, Gotham pozbawione komiksowej otoczki byłoby niczym innym, jak tylko kolejnym kryminalnym proceduralem. Również motyw młodego naiwnego detektywa i jego doświadczonego, zgorzkniałego partnera nie należy do odkrywczych. Jeśli jednak wszystko rozgrywa się w komiksowych realiach i z udziałem znanych widzom postaci, całość sprawia wrażenie czegoś do tej pory nieznanego. A że to sztuczne wrażenie, to już mało istotne. Nie o odkrywanie Ameryki tutaj przecież chodzi. Już od pilotowego odcinka, twórcy Gotham jasno dają do zrozumienia, że ponad nowatorskie rozwiązania fabularne stawiają czystą przyjemność oglądania. Tej jest natomiast naprawdę sporo. Aktorzy wydają się dobrze obsadzeni, wśród bohaterów trudno wskazać pozbawione ikry postaci, a relacje między nimi, choć często sztampowe, przedstawione są zręcznie i bez popadania w banał. Do tego dochodzi tytułowe Gotham City. Choć znamy je z bardzo wyrazistych wizji Burtona i Nolana, twórcom serialu udaje się stworzyć coś własnego. Z pewną dozą ostrożności zaryzykowałbym stwierdzenie, że to właśnie miasto i jego stopniowa ewolucja w miejsce działań Batmana, może stanowić najmocniejszy punkt produkcji FOX-a. Zobaczymy w jakim kierunku Gotham podąży dalej – fundamenty zdają się być mocne.

ZABILI GO I UCIEKŁ

Skoro wspomniałem o proceduralu, to pozostańmy w tym klimacie. Forever od ABC, to jeszcze bardziej typowy przedstawiciel tego gatunku niż Gotham. Główny bohater – dr Henry Morgan (Ioan Gruffudd), jest koronerem, który od razu nasuwa skojarzenia z pewnym detektywem spod 221B, Baker Street. Błyskawicznie zauważa niedostrzegalne dla innych drobiazgi, odpowiednio kojarzy fakty i wyciąga z nich niezwykle trafne konkluzje. Przy tym jest wygadany, chwilami może nieco ironiczny, ale niepozbawiony łobuzerskiego uroku, doprawionego nutą nieco staroświeckiej rycerskości. By dopełnić obraz całości, powiedzmy jeszcze, że ma wiernego asystenta i mówi z brytyjskim akcentem. Znajdzie się również miejsce dla nieco nieufnej wobec bohatera policjantki. Schemat na schemacie, schematem pogania? Tak, gdyby nie fakt, że rzeczony doktor jest nieśmiertelny i od dwustu lat umiera na różne sposoby, tylko po to, by niedługo później wrócić do świata żywych. W porządku, ale przecież ten motyw również nie jest niczym oryginalnym. Wszak procedurale z wątkiem fantastycznym nie należą do najnowszych odkryć w telewizji. Ma więc Forever wszystko, aby stać się potencjalnym niewypałem. Skoro jest tak źle, to czemu jest tak dobrze?

f978d70c7b5f4dd7cdaf4365d20d3395Forever (2014-, Matt Miller)

Nie da się ukryć, że serial autorstwa Matta Millera (wcześniej pracował m.in. przy Chucku) nie oferuje absolutnie nic zaskakującego. Motyw fantastyczny nie ma tu nic do rzeczy, bo poza nim fabuła jest do bólu standardowa: zabójstwo → śledztwo → rozwiązanie. Teoretycznie powinno to od produkcji odrzucić przy pierwszej okazji. Tak się jednak nie dzieje, bo twórca Forever doskonale zdaje sobie sprawę ze słabych stron swojego dzieła i potrafi je bardzo umiejętnie przekuć w atuty. Już od pierwszych scen pilotowego odcinka zdajemy sobie sprawę, że w tym serialu niczego nie należy traktować poważnie. Ani niezwykłych „umiejętności” głównego bohatera, ani rozwiązywanych przez niego zagadek. Z ekranu wręcz bije dystans wobec opowiadanej historii. Właściwie każda scena jest jednocześnie mrugnięciem oka w stronę widzów: „Nie bierzcie tego na serio!”. Teoretycznie to ta sama półka co Gotham – czysta rozrywka. W praktyce nie ma czego porównywać, bo Forever nie daje nawet pół powodu, by doszukiwać się w nim czegoś ponad beztroską zabawą. Świetnie wpisuje się w ten schemat Gruffudd, który zdaje się uśmiechać nawet gdy tego nie robi, równie dobrze pasują wstawki z przeszłości bohatera, a nawet sposób, w jaki powraca do życia po kolejnym zgonie (nie zdradzam – to trzeba zobaczyć). Trudno powiedzieć jak długo ten entuzjazm się utrzyma, jeśli nie zostanie podparty solidnym scenariuszem, ale póki co, narzekanie nie ma najmniejszego sensu.

KOBIETA SWOICH CZASÓW

Najwyższa pora oderwać się od procedurali i spojrzeć w kierunku wielkiej polityki. Taką bowiem serwuje nam CBS w serialu Madam Secretary. Jak nietrudno się domyślić, główną bohaterką jest świeżo nominowana Sekretarz Stanu USA – Elizabeth McCord (Tea Leoni), która w kryzysowej sytuacji musi porzucić ciepłą posadkę na uniwersytecie, bo kraj wzywa. Na tym właściwie można zakończyć opis fabuły, bo reszta nie odrywa się od schematu. Pani Sekretarz przybywa z prowincji, musi więc zapracować sobie na szacunek ze strony zarówno podwładnych, jak i przełożonego. Szybko sprawia sobie wrogów, ale jeszcze szybciej zjednuje przyjaciół, a może tak się tylko wydaje? W końcu wielka polityka to sieć spisków…

Trzeba przyznać, że nie brzmi to szczególnie zajmująco i taki też był pilot tego serialu. Sprawnie opowiedziany, bez większych przestojów, zgrabnie lawirujący między poszczególnymi, na pozór zupełnie do siebie nie przystającymi, aspektami pracy Pani Sekretarz. Brakowało jednak w tym wszystkim pazura, który wydaje się niezbędnym elementem każdego serialu politycznego. Owszem, bohaterce rzucano kłody pod nogi, ale jeśli tak to wygląda w rzeczywistości, to trudno nazwać politykę brudną grą. Oczywiście to dopiero początek, a są przesłanki wskazujące na to, że zagrywki staną się znacznie „ostrzejsze”, ale na razie jest zdecydowanie za grzecznie.

madam-secretary-tea-leoni-ftrMadam Secretary (2014, Babara Hall)

Tym za co można pochwalić serial, jest na pewno świetnie zarysowany portret głównej bohaterki. Elizabeth McCord to wręcz modelowy przykład współczesnej kobiety-polityk. Potrafiącej osiągnąć zadowalający ją kompromis, jak trzeba to również agresywnymi metodami, zdecydowanie stawiającej na swoim, nawet kosztem narażenia się najbliższemu środowisku. Odnajdującej się i za biurkiem, i w napiętych stosunkach międzynarodowych, i gdy trzeba zadbać o własny wizerunek. Nietrudno zgadnąć, na jakich postaciach mogła się wzorować twórczyni serialu Barbara Hall (niektórzy zdążyli już nawet nazwać Madam Secretary „początkiem kampanii prezydenckiej Hillary Clinton”) i wydaje się, że udało jej się zachować bardzo delikatną równowagę pomiędzy oddaniem rzeczywistości, a oddaniem hołdu. Nawet sceny rodzinne wypadają zaskakująco dobrze, unikając stawiania bohaterce pomnika. Jeśli dodamy do tego bardzo wyrazistą rolę Tei Leoni, ostatecznie wyłoni się obraz serialu niewątpliwie mającego potencjał, ale potrzebującego większej odwagi w scenariuszu, aby przetrwać w serialowym świecie, równie brutalnym, co ten polityczny.

Wielkie stacje zaczynają jesienny sezon w bardzo podobnym stylu – stawiając przede wszystkim na bezpieczne i już sprawdzone patenty, bez szaleństw i eksperymentów. Choć można by narzekać na pewną powtarzalność, nie sposób odmówić im racji. Wszystkie wymienione wyżej seriale miały wszak oglądalność bliską (Gotham, Forever), lub przekraczającą (Madam Secretary) dziesięć milionów widzów i wysokie ratingi. O ile więc nie dojdzie do jakiejś katastrofy, żaden nie powinien mieć problemu z utrzymaniem się w ramówce, a kto wie, może z czasem doczekamy się w nich jakiejś nowej jakości?

Mateusz Piesowicz