POWSTAŁEŚ? LEPIEJ PADNIJ

maxresdefault
Powstanie Warszawskie

Polska 2014, 85’, pomysł Jan Komasa,
scen. Joanna Pawluśkiewicz, Jan Ołdakowski,
Piotr Śliwowski, prod. Jan Ołdakowski,
Piotr Śliwowski, muz. Bartosz Chajdecki,
głosów użyczyli: Michał Żurawski, Maciej
Nawrocki, Mirosław Zbrojewicz, Agnieszka
Kunikowska, Ewa Kania, Jacek Czyż

Jan Komasa to kolejny po Robercie Glińskim polski reżyser, który odkrył powstanie warszawskie. Rozkochał się w nim do tego stopnia, że postanowił zafundować nam nawet nie jeden, a dwa filmy o tej samej tematyce. Powstanie Warszawskie (2014), reklamowane jako pierwszy na świecie dramat wojenny non-fiction, w całości zostało zmontowane z materiałów archiwalnych, które dotąd można było oglądać przy nielicznych okazjach, z fatalnie zachowanych taśm. Twórcy postawili sobie za zadanie ofiarować Kronikom Powstańczym drugie życie. Szkoda, że udało im się to jedynie połowicznie.

Film przenosi nas w czasy, gdy Warszawa była Paryżem Północy, mężczyźni honorowi, a kobiety zawsze eleganckie. Skupia się nie tyle na szczegółowym odtworzeniu przebiegu walk, ile na ukazaniu znojnej rzeczywistości walczącej Warszawy. Niestety twórcy nie zaufali wrażliwości i inteligencji widzów, i postanowili wzbogacić nagrania dokumentalne o fikcyjną historię dwóch braci – starszego Karola i młodszego Witka – działających w filmowej komórce AK. Ich wątek w całości rozgrywa się na poziomie dialogu, w przestrzeni pozakadrowej; stają się naszymi przewodnikami po ginącym mieście.

Seans Powstania to bez wątpienia miła odskocznia dla oka, przyzwyczajonego do wycyzelowanego, szerokokątnego obrazu współczesnych filmów. Rzadko już dziś wykorzystywany format 4:3, charakterystyczne ziarno, chwilami niestabilny obraz zachowują dokumentalny charakter zdjęć, zaś odtworzony przez Piotra Sobocińskiego Jra. kolor rzeczywiście daje im drugie życie. Powstańcy nie są już cieniami z zamierzchłej przeszłości, ale prawdziwymi ludźmi z własną historią, troskami, radościami. I za to twórcom należy się chapeau bas. Nie przecenili także roli dźwięku. To, co widzimy na ekranie, wiarygodnie uzupełniają odgłosy wybuchów, wystrzałów, gwizdów i świstów… ale całą tę pieczołowicie zbudowaną wiarygodność – dosłownie – unicestwiają dialogi.

Odtworzenie rozmów powstańców (do czego zatrudniono nawet specjalistów od czytania z ruchu warg) jest w pełni uzasadnione, wręcz chwalebne. Zdaje się jednak, że momentami mówili oni nudno, albo może też Joanna Pawluśkiewicz i Paweł Sufin, autorzy dialogów, mieli do powiedzenia coś ciekawszego. W niektórych scenach rezygnowali bowiem z rzeczywistych wypowiedzi powstańców, i nie zważając na fakt, że dźwięk nijak zgrywa się z ruchem warg, wkładali im w usta zupełnie inne kwestie. Kwestie, dodajmy, powierzchowne i tautologiczne. Karol i Witek w swoich wypowiedziach nie wychodzą poza opisanie tego, co już i tak widać na ekranie, czy mało zaskakujących stwierdzeń, że tęsknią, że smutno, że mama czeka, że trzeba walczyć. Wskutek tego dialogi, które powinny subtelnie łączyć całość jak fastryga, przypominają raczej parodie filmów z serwisu YouTube. Bywa nawet, że przejmują niemalże cały ciężar prowadzenia filmu, do tego stopnia, iż zapominamy, że na ekranie widzimy nie aktorów, ale prawdziwych ludzi, z których wielu nie przeżyło najbliższego miesiąca. Jak się zatem zdaje, pomysł był chybiony od początku – za reżyserię dubbingu odpowiedzialna była Miriam Aleksandrowicz, i jeśli jej nie udało się przekuć go w złoto, to nie udałoby się to nikomu.

Gdyby jednak zignorować kwestię sfery audio, to jak banalnie by to nie zabrzmiało, Powstanie Warszawskie faktycznie pozwala zetknąć się z prawdziwym życiem. Wyjątkowo mamy szansę zobaczyć nie tylko walki, wybuchy i poległych, ale zwykłe życie młodych ludzi, w którym liczy się, że ktoś poczęstował papierosem, przybił piątkę, czy przyniósł na gruzy pomidorówkę. Film doskonale oddaje ulotny nastrój sierpnia 1944 roku. Jak pod lupą widać jak pobudzenie, nadzieja, ale też i pewna beztroska pierwszych dni stopniowo przeradzają się w niemą rozpacz, zdumienie. Kiedy patrzy się na tych młodych ludzi śmiejących się do kamery, trudno oceniać ich postawę. Ale Powstanie tego od widza nie wymaga, nie opowiada się po żadnej ze stron.

Film budzi ambiwalentne odczucia. Komasa nie ocala od zapomnienia, ale z pewnością uaktualnia wymowę Kronik Powstańczych. Wygląda pięknie. Obrazy, które widać na ekranie mówią same za siebie. Często niestety nie do końca wiadomo o czym, bo zagłuszają je dialogi. Jednak jak mawiają klasycy, szkoły i tak pójdą. Tylko czy uda się do współczesnych nastolatków dotrzeć i przekazać im o co tak naprawdę walczyli wówczas ich rówieśnicy? Z pewnością nie. Film razi nadmiernym melodramatyzmem, brak w nim napięcia, jest zachowawczy, a półtorej godziny seansu boleśnie się dłuży. Dlatego w ogólnej ocenie Powstanie Warszawskie maluje się jedynie jako ambitna porażka.

Tymczasem przed nami kolejny film Komasy o tej samej tematyce – Miasto 44. Pozostaje liczyć, że ten projekt będzie bardziej przemyślany. A wybierającym się do kina na Powstanie Warszawskie mogę tylko poradzić, żeby zabrali ze sobą słuchawki i własną muzykę.

Iga Lipińska