KLOACZNE LOVE STORY

05_gora_1Wilgotne miejsca
Feuchtgebiete

Niemcy 2013 , 109′
reż. David Wnendt, scen. Claus Falkenberg,
David Wnendt, zdj. Jakub Bejnarowicz,
muz. Enis Rotthoff, wyst. Carla Juri,
Christoph Letkowski, Meret Becker, Axel Milberg

Drodzy Czytelnicy,

tegoroczna edycja festiwalu Off Plus Camera już za nami. Przez krakowskie kina studyjne przetoczyły się tłumy widzów, Benedict Cumberbatch wyjechał odciskając swoje dłonie w betonie, a Robin Campillo zgarnął 100.000 dolarów.

Festiwal to efemeryczny twór, który trwa, a potem znika wraz z większością wyświetlanych na nim filmów. To, co po nim pozostaje to produkcje, które wejdą do polskiej dystrybucji. Na pewno wkrótce, bo już 30 maja, zobaczymy na dużym ekranie zwycięski Eastern Boys. Nie zapowiada się jednak na to, żeby do polskich kin zawitały, przynajmniej w najbliższej przyszłości, najbardziej poruszające mnie filmy: Something Must Break, czy Blind.

Wpadnie za to Helen, główna bohaterka Wilgotnych miejsc. Miejmy nadzieję, że skłoni Was, tak jak i skłoniła mnie, do otwarcia się na własne ciało. Zamiast relacji z OPC proponuję Wam recenzję filmu Davida Wnendta. Premiera już 6 czerwca!

05_gora_2

Helen, odkąd tylko pamięta, lubi jeździć na deskorolce i ma hemoroidy. Tego widz dowiaduje się w pierwszej kolejności. Z czasem okazuje się jednak, że pod maską zbuntowanej dziewczyny, dla której nie istnieje żadne tabu, skrywa się idealistka, marząca o wielkiej miłości. I choć Wilgotne miejsca to w gruncie rzeczy sentymentalna opowieść o dojrzewaniu, potrafi zawstydzić widzów i zdemaskować sposób, w jaki komedie romantyczne marginalizują temat cielesności.

Helen nie może pogodzić się z rozwodem rodziców, którzy w jej opinii powinni nadal być razem. Swój bunt wyraża w nietypowy sposób. Brodzenie w kałuży moczu, czy czyszczenie własnymi pośladkami brudnej deski klozetowej w publicznej toalecie to jedynie kilka zajęć, jakim oddaje się z radością i pozornie dziecinną naiwnością. Gdy przypadkowo zacina się podczas golenia odbytu, trafia do szpitala. Tam postanawia upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – pogodzić rodziców i znaleźć miłość swojego życia.

Helen ma filmową starszą siostrę. David Wnendt celowo tworzy swoją bohaterkę na wzór Amelii z kultowego już filmu Jean-Pierre’a Jeuneta. Obie są ousiderkami i żyją w świecie wyobraźni, co zaskakująco dobrze im się udaje. Stają się także osią całej opowieści. Skrajnie subiektywna narracja w obu przypadkach powoduje, że jakiekolwiek wrażenie realizmu zostaje wzięte w nawias. Nawet inne postaci nie są ukazane jako jednostki istniejące autonomicznie, ale wypadkowa cech przypisana im przez bohaterki. Wszystko staje się zapisem ich wewnętrznych przeżyć i rozmyślań, a one same nawet na chwilę nie znikają z ekranu. Różnica pomiędzy Helen a Amelią tkwi w osobowości i to właśnie ta różnica jest nieustannie ogrywana przez Carlę Juri, dysponującą tym samym dziewczęcym czarem, co Audrey Tautou. Z bezpretensjonalnym urokiem aktorka wkłada sobie rękę do majtek, żuje zaschniętą spermę zamiast gumy i wyrzuca z siebie nieustannie przekleństwa. Postać Amelii zachwycała wiarą w to, co nienowoczesne, nostalgią za światem odchodzącym do lamusa. Helen nie tylko obnaża naiwność takiego myślenia, ale także bezlitośnie je wyśmiewa. Jest samolubna i wulgarna. Szuka jednak dokładnie tego samego, co Amelia – wielkiej miłości.

Helen jest silną kobietą. Wnendt podobnie jak w swoim poprzednim filmie, ukazującym przemianę młodej neonazistki, nie rezygnuje z przedstawienia charakterystycznej i samodzielnej bohaterki. To ona zaczyna flirtować z nieśmiałym pielęgniarzem i owija sobie wokół palca zdezorientowanego ojca. Po jej stronie leży inicjatywa i w pełni potrafi to wykorzystać. Wilgotne miejsca wpisują się tym samym w coraz popularniejszy trend ukazywania w kinie nieuprzedmiotowionej kobiecej seksualności. W tym wypadku jednak, inaczej, niż w Młodej i pięknej François Ozona, czy Nimfomance Larsa von Triera, nie tyle seks jest tematem historii, co miłość. Ostatecznie to klasycznie opowiedziane love story z wątkiem melodramatycznym będącym motorem historii. Zmianie ulega jednak spojrzenie na relację między kobietą a mężczyzną, która nie jest już nacechowana jakąkolwiek nierównością.

Helen mogłaby jeść przy jednym stole z bohaterami filmów Dušana Makavejeva, bo jest człowiekiem z krwi i kości. Choć film Wnendta z pewnością nie osiąga poziomu artystycznego dzieł mistrza, to jednak widoczne jest w nim podobne myślenie o ciele. To wyzwanie rzucone sposobowi ukazywania człowieka w kinie, sugerującym, że można oddzielić emocje i przeżycia od tego, co czysto biologiczne. Helen eksploruje zakamarki własnego ciała przekraczając tabu, jakim jest objęte. Podobnie, jak bohaterowie Słodkiego filmu Makvejeva wypróżniający się podczas posiłku na stół, ona także szuka granic swojej osobowości we wszystkim, co skrajne. Wnendt w komiczny i obrzydliwy sposób przypomina widzom, że rola ciała, nawet w jego najbardziej odrażających aspektach, jest niezwykle ważna w kształtowaniu nas samych i nie możemy od tego uciekać.

Helen jednak przede wszystkim zabawia widzów. Kpiąc z religii, dobrego wychowania i pruderyjności, ironiczne komentuje hipokryzję społecznego systemu wartości. Wnendt szuka sposobu obrazowania, który pasowałby do ukazania tak nowoczesnej bohaterki. Pomaga mu w tym muzyka Enisa Rotthoffa nadająca filmowi dynamiczny rytm, który jest idealną podstawą dla budowania teledyskowych sekwencji, stanowiących najczęściej wspomnienia z czasów, gdy bohaterka była dzieckiem. To w nich najczęściej zawarta jest refleksja o dojrzewaniu Helen w atmosferze fałszu. Wilgotne miejsca to zaproszenie do brutalnego odarcia współczesnej kultury ze wszelkich konwenansów przy czym, jak się okazuje, można nieźle się bawić.

Mateusz Góra