Tramwaj zwany pożądaniem (1951, reż. Elia Kazan)
W 1923 roku czterech synów pochodzącego z Makowa (województwo mazowieckie) Jacka Wonsala, założyło wytwórnię, która dzisiaj jest jednym z największych konglomeratów mediowych na świecie. Każda okazja jest dobra, żeby odświeżyć sobie klasyki kina, a już na pewno wystarczającym pretekstem jest ponad 90-letnie istnienie wytwórni, bez której, jak mówi autor książki Pollywood, filmy byłyby o wiele dłużej nieme i czarno-białe.
Mianem wehikułu magicznego słusznie określili kino Adam Garbicz i Jacek Klinowski. Film, jako medium niezwykle elastyczne, uwzględniając przemiany polityczne, ekonomiczne, zmiany upodobań i gustów, problemy raz naświetla stronniczo i tendencyjnie, a czasem wprost przeciwnie – bezstronnie, ogarniając szeroką perspektywę zjawisk. Zawsze jednak zetknięcie współczesnych widzów z obrazami powstałymi w warunkach innych, niż aktualna społeczna świadomość kulturowa stanowi świetny pretekst do zastanowienia się nad ich współczesną recepcją. Jak odebrane zostały klasyki prezentowane w ramach Przeglądu Arcydzieł Kina Amerykańskiego?
Stwierdzenie, że 2001: Odyseja Kosmiczna (1968) na dużym ekranie może tylko zyskać, nie będzie dla nikogo zaskoczeniem. Ponad dwugodzinny film Kubricka już od pierwszych nut kompozycji Straussa skupił całą uwagę widowni. Równie pozytywnie odebrane zostały Co się zdarzyło Baby Jane (1962), Mechaniczna Pomarańcza (1971) i Deszczowa Piosenka (1952). Dwa dni z rzędu w tej samej kinowej sali usłyszeć można było słynne Singin’ in the Rain. Piosenka w wykonaniu Malcolma McDowella podkreśliła bezmyślny przejaw agresji w scenie, która mimo upływu lat nadal pozostaje brutalna. Dzień później te same słowa Arthura Freeda stały się pretekstem dla Gene’a Kelly’ego do tańca wśród kałuż Los Angeles. Wnioskując po reakcjach publiczności, historia o epoce przełomu dźwiękowego po sześćdziesięciu latach wciąż śmieszy i rozczula. Jednak nie wszystkie filmy prezentowane podczas przeglądu wzbudziły u widzów emocje podobne do tych, które mogła odczuwać widownia w dniu ich premiery.
Horror, gatunek rozmiłowany zwłaszcza w historiach o nawiedzonych domach i opętaniach przez diabła, najczęściej wywołuje u widzów ambiwalentne reakcje. Atmosfera grozy, raz rozmyta przez chichoty widowni, często znika bezpowrotnie. Filmowy demon, pozbawiony swojego najważniejszego atrybutu – umiejętności wzbudzania strachu – pozostaje całkowicie bezbronny, gdy kolejne, „przerażające” sceny wzbudzają już tylko politowanie. Podobnie było podczas seansu Egzorcysty (1973). Zasłużona renoma klasyka wcale nie chroni przed krytycznym odbiorem; nawet jeśli to nie dzieło się zestarzało (chwyty użyte w Egzorcyście powielane są filmach do dzisiaj) to zmieniła się widownia, bo na przestrzeni lat w horrorze mogła zobaczyć już prawie wszystko. Zupełnie inaczej sprawy mają się z Tramwajem zwanym pożądaniem (1951).
Film Elii Kazana zgromadził największą widownię; chętni do obejrzenia adaptacji sztuki Tennessee’go Williamsa wypełnili całą salę. Niepokój związany z napiętymi stosunkami między Blanche a Stanleyem zastąpiony został przez sprzyjającą niewybrednym komentarzom atmosferę rozluźnienia. Parskanie śmiechem w najmniej odpowiednich momentach nadało klaustrofobicznemu mieszkaniu Kowalskich cech sitcomowej scenerii, całkowicie rujnując klimat filmu. Rozweselenie będące reakcją na wykrzykiwane przez Marlona Brando słowa Hey Stella mogłoby sugerować, że za całą sytuację należy winić technikę aktorską wywiedzioną z Actors Studio. Ale dwa dni wcześniej, w Buntowniku bez powodu (1955), na tym samym ekranie upust gwałtownym emocjom dawał inny wyznawca Metody, a widzowie dla ekspresji Jamesa Deana byli dużo bardziej wyrozumiali niż dla teatralnych ruchów Vivien Leigh i wyrazistej kreacji Marlona Brando.
Na tle filmów przeglądu to Tramwaj zwany pożądaniem i Egzorcysta okazały się produkcjami najbardziej anachronicznymi. O ile współczesna recepcja filmu Williama Friedkina nie jest zaskoczeniem, to trudno określić przyczynę niecodziennego odbioru Tramwaju… I chociaż część widowni pewnie usprawiedliwiłaby swoją reakcję winy upatrując w sztuce Williamsa, reżyserskiej wizji Kazana i grze aktorów, to bardziej skłaniałabym się jednak ku innej odpowiedzi: może magia wspomnianego wcześniej wehikułu nie jest dla wszystkich.
Monika Boguska
Przegląd Arcydzieła Kina Amerykańskiego. 90 lat Warner Bros.,
odbył się w dniach 14-24 marca w Kinie pod Baranami.