W 1969 okrzyknięto go Frankiem Zappą lub Georgem Harrisonem animacji. Malarz, rzeźbiarz, poeta, geniusz, rewolucjonista. Z drugiej strony narkoman, alkoholik, hipis, żebrak. Człowiek o ogromnym ego i jeszcze większym talencie, sympatyczny jąkała z nieodłączną laseczką i papierosem. W latach 60. i 70. klasyk animacji, potem przez ponad dwie dekady zupełnie zapomniany. Życiorys kanadyjskiego twórcy, Ryana Larkina, to gotowy materiał na scenariusz.
Ryan Larkin przyszedł na świat w czerwcu 1943 roku w Montrealu, jako drugi syn mechanika lotniczego. Miłość jego ojca do samolotów była tak ogromna, że dom, który wybudował dla swojej rodziny, usytuował na końcu pasa startowego lotniska Dorval (dziś Montreal-Pierre Elliott Trudeau International) tak, by móc słyszeć ryk silników maszyn przelatujących zaledwie trzydzieści metrów ponad dachem budynku. Oboje rodziców Larkina miało problem z alkoholem, do tego ojciec często bywał agresywny w stosunku do dzieci. Prawdopodobnie właśnie z tego względu między rodzeństwem zawiązała się szczególna więź. Dla młodego Ryana straszy brat był idolem, w wielu późniejszych wywiadach opisywał go jednym słowem – cool. Podziwiał go, wszędzie chodzili razem, zazdrościł mu wiecznie otaczającego go wianuszka dziewcząt.
Z bratem wiąże się także historia ogromnej tragedii, która prawdopodobnie w największym stopniu zdeterminowała losy Larkina – gdy miał piętnaście lat wybrał się z bratem nad rzekę. Obserwował, jak ten wypływa na środek rwącej wody i jak łódź nagle zaczyna tonąć. Ryan, który nigdy w życiu nie nauczył się już pływać, stał bezradnie na brzegu, patrząc jak woda pochłania najbliższą mu osobę, jego bohatera. Wielokrotnie potem przyznawał, że wydarzenie to naznaczyło go w pewien sposób, pozostawiło w nim jakąś bliznę.
Również w okresie wczesnej młodości można się doszukiwać przyczyn skłonności Larkina do używek – poza tym, że jego rodzice nadużywali alkoholu, także on sam bardzo szybko się uzależnił, a to za sprawą recepty przepisanej mu przez lekarza. Słabowitemu dziesięciolatkowi (!) zalecono picie codziennie pinty (czyli ponad pół litra) ciemnego piwa dla poprawy zdrowia. Nie trzeba chyba dodawać, że wkrótce chłopiec zaczął zwiększać zalecane dawki.
Jako nastolatek Larkin uczęszczał do szkoły artystycznej założonej przy Montreal Museum of Fine Arts, gdzie uczył się pod okiem samego Arthura Lismera, kanadyjskiego malarza angielskiego pochodzenia, członka Grupy Siedmiu (formacji zrzeszającej kanadyjskich malarzy-pejzażystów). Możliwe, że to właśnie od swego pierwszego mistrza Larkin zaczerpnął charakterystyczne jasne kolory, zamiłowanie do uproszczonych form i specyficzne stylizacje. Ponadto już wtedy wykazywał nieprzeciętny talent i dobre oko do rysowania ludzi, sylwetek, poszczególnych faz ruchu.
W 1962 roku rozpoczął pracę dla National Film Board of Canada, gdzie od razu wpadł w oko samemu Normanowi McLarenowi. McLaren nie tylko uczył go animacji i, widząc ogromny talent młodego twórcy, przestrzegał przed pokusami szybko odniesionego sukcesu – na gruncie prywatnym zostali kochankami. Umożliwił mu on także stworzenie pierwszych dwóch filmów krótkometrażowych. I tak w 1966 roku powstaje najpierw Fletnia Pana, zainspirowana kompozycją Syrinx Claude’a Debussy’ego napisaną na flet solo, a kilka miesięcy później eksperymentalny Krajobraz miasta, nagrodzony na niemalże wszystkich ważnych festiwalach. Oba w całości narysowane odręcznie węglem.
Ryan Larkin stojący przed swoim muralem w głównej siedzibie National Film Board of Canada
Pierwsze sukcesy nadały tempo karierze Larkina. Wkrótce przystąpił do realizacji Przechadzki (1969). Pomysł był genialny w swojej prostocie – film miał stanowić niejako studium sposobów chodzenia różnych ludzi. Za cel artysta postawił sobie odejście od dotychczasowej techniki rysowania. Praca nad pięciominutowym dziełem zajęła dwa lata. Czas ten Larkin poświęcił analizowaniu ruchu i zachowań poszczególnych ludzi, w tym samego siebie (w swoim studio porozstawiał lustra, by móc się obserwować) oraz doskonaleniu japońskiego stylu malarstwa suiboku-ga. Tradycyjnie był to styl monochromatyczny, do malowania używano czarnego tuszu, czerpał z kaligrafii. Larkin złamał te zasady. Nie tylko chętnie wykorzystywał kolor, ale zrezygnował też z prostych linii i konturów na rzecz rozmytych, pulsujących sylwetek. Tym samym zdradził niesamowite wyczucie barw i szczególną ekspresję. Przechadzkę nominowano do Oscara, i pomimo że przegrała (z edukacyjnym filmem Disneya It’s Tough to Be a Bird!), to na stałe weszła do kanonu światowej animacji. Larkin stał się sławny.
Po powrocie ze Stanów Larkin (z polecenia NFB) zaczął prowadzić w szkole artystycznej w Vancouver warsztaty z animacji. Osobiście nadzorował projekty wszystkich studentów. Tak poznał grupę młodych ludzi dorabiających w wolnym czasie jako uliczni grajkowie. Ich muzyka stanowiła ogniskową moich abstrakcyjnych rysunków – powiedział potem. W ten sposób zrodził się pomysł na Muzykę uliczną (1972), film będący animowaną, barwną ilustracją dźwięków. Zarazem to najbardziej złożone dzieło artysty. Trwa blisko dziewięć minut i można je podzielić na kilka segmentów, z których każdy odpowiada tempu danego fragmentu utworu muzycznego. Po raz kolejny także Larkin eksploruje nowe techniki animacji – wykorzystuje rzeczywiste nagrania muzyków występujących na ulicy, rysuje, szkicuje, cieniuje, maluje akwarelami. Oczywiście wszystko odręcznie. Muzykę uliczną doceniono na wielu festiwalach, między innymi w Melbourne i Berlinie. Film ugruntował także pozycję Larkina jako animatora i stanowił kodę młodzieńczego etapu życia artysty. Nie stworzył on już żadnego filmu autorskiego aż do 2002 roku.
Od początku lat 70. Larkin zaczął się pogrążać. Zafascynowany ruchem hipisowskim zapuścił włosy i zaczął eksperymentować z narkotykami (głównie kokainą), co nałożyło się na jego wcześniejsze uzależnienie od alkoholu. Już kończąc Muzykę uliczną twierdził, że skończyły mu się pomysły. Pracował dla innych twórców, parał się też animacją komercyjną. W wielu źródłach można znaleźć informacje, że Larkin cierpiał na blokadę twórczą. Winą za niemożność ukończenia poszczególnych projektów obarczył narkotyki, twierdząc jednak, że nie spowodowały one u niego blokady twórczej – wręcz przeciwnie. Kiedy zażywasz kokainę genialne pomysły pojawiają się co trzy i pół minuty. Nigdy nie masz dość czasu, by skończyć tę myśl i przelać ją na papier, zanim kolejny świetny pomysł się pojawi. Byłem przytłoczony. Dlatego przestałem robić filmy. Po prostu już nie byłem w tym dobry. O przyczynach swojego upadku szerzej mówi w dokumencie Alter Egos (2004) Laurence Green: Kiedy stałem się sławny z trudnością opanowywałem swoje ego. Zrobiłem z siebie głupka. Chciałem rozwiązać problemy psychologiczne za pomocą kokainy. Nie radziłem sobie też ze swoimi skłonnościami [homoseksualizmem – przyp. red.]. […] powinienem był robić zajmujące, zabawne, piękne filmy animowane. Ponadto Larkin zmagał się z presją i oczekiwaniami, by stworzył kolejne arcydzieło na miarę Przechadzki. To oraz rozczarowanie prawdziwym obliczem przemysłu filmowego zniechęciło go do dalszej pracy.
W 1975 roku Larkin został wyznaczony przez NFB do stworzenia muralu w sali wejściowej ich głównej siedziby. Namalował obraz o wymiarach około 6m x 4,5m, przedstawiający masturbującego się nastoletniego chłopca. Według artysty miał to być satyryczny komentarz na temat postrzegania męskości. Zarząd NFB jednak nie zrozumiał jego intencji i dzieło szybko usunięto z widoku. I tak w 1978 roku Larkin zamyka kolejny etap swojego życia – rzuca pracę w National Film Board of Canada.
Początkowo zakładał, że uda mu się utrzymać z malarstwa i tworzenia komercyjnych animacji. Niestety używki pokrzyżowały jego plany. Zerwał kontakt z rodzicami, a by kupować kolejne działki kokainy i alkohol, stopniowo wyprzedał wszystkie swoje prace od rzeźb, przez rysunki aż po wstępne szkice filmów animowanych. To jednak nie wystarczyło i Larkin szybko wylądował na ulicy, stając się bywalcem miejscowych knajpek i lokalną atrakcją – ostatecznie nie codziennie spotyka się człowieka nominowanego do Oscara, który prosi o drobne. Zyskał nawet miano nieoficjalnego odźwiernego restauracji Schwartz’s. Za kilka drobnych udawał mima, tańczył bądź na szybko portretował gości w swoim zeszycie (nawet żyjąc na ulicy stale odwiedzał biblioteki, galerie i muzea, nie rozstawał się także ze swym szkicownikiem). Żartował, że żebranie to jego popisowy performance. To praca jak każda inna… Musisz być na miejscu na czas. Musisz być odpowiednio ubrany. I musisz być miły dla swoich klientów.
O Ryanie Larkinie przypomniano sobie po 22 latach. W 2000 roku Chris Robinson (dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Filmów Animowanych w Ottawie) usłyszał jak jego koleżanka z pracy, Lesya Fesiak mówi, że jej znajomy spotkał na ulicy żebrzącego Larkina. Pojechali do Montrealu, odszukali go i zaproponowali mu obiad. W trakcie posiłku Larkin opowiedział im swoją historię. Po powrocie do Ottawy Robinson zasugerował spotkanie z Larkinem Chrisowi Landrethowi, jednemu z jurorów festiwalu. Gdy inny z członków jury się wykruszył, Landreth zaproponował, by wolne miejsce zajął Larkin. Robinson przystał na tę propozycję, a Landreth osobiście przywiózł Larkina z Montrealu do Ottawy. Jak się okazało, żaden z jurorów nie znał Larkina ani jego filmów. Gdy pod koniec festiwalu ten wyświetlił Fletnię Pana, Przechadzkę i Muzykę uliczną, Landreth był zachwycony. Zaproponował Larkinowi współpracę, a ten się zgodził.
Kilka miesięcy później przystąpili do nagrywania wywiadów. Landreth zebrał blisko dwadzieścia godzin materiału, ale nie był z niego do końca zadowolony. Ponownie spotkał się z Larkinem, by tym razem zapytać o jego alkoholizm. Larkin zareagował agresywnie i to stało się fundamentem całego filmu. Ryan był gotowy w 2004 roku. Krótkometrażówkę zrealizowano w formie animowanego dokumentu, to znaczy rzeczywiste wywiady z Larkinem, jego dziewczyną i współpracownikami obudowano animacją w konwencji realizmu psychologicznego (bohaterowie filmu są niekompletni, wybrakowani, każde ważkie wydarzenie z ich życia odbiera im cząstkę fizyczności).
Film nominowano do Oscara. W noc rozdania nagród Larkin jak zwykle zasiadł w ulubionym barze Copacabana, by, popijając piwo i brandy, śledzić transmisję. Tłumnie stawili się także jego przyjaciele i fani. Gdy Ryan wygrał, wszyscy oszaleli ze szczęścia, bohatera wieczoru ukoronowano plastikową tiarą i wręczono mu papierowy kwiat. Krzyki zagłuszyły słowa Landretha i Larkin nie usłyszał jak ten mówił ze statuetką w ręce: wygrałem dzięki łasce i skromności jednego gościa, który właśnie siedzi i ogląda mnie w Montrealu. Ryanie Larkin, to tobie dedykuję tę nagrodę.
W tym czasie Larkin już od trzech lat pracował nad swoim nowym filmem animowanym Trochę drobnych (2008). Znowu zrobiło się o nim głośno. Jego filmy wydano na DVD, zrealizowano o nim dwa dokumenty – Laurence Green nakręciła Alter Egos (2004), telewizja CTV Ryan’s Renassaince (2011). W grudniu 2006 roku dołączył do składu kreatywnego kanadyjskiego MTV, dla którego zrobił pięć kilkunastosekundowych zajawek programów. Jak zwykle wszystkie rysowane ręcznie. W jednym z wywiadów przyznał, że porzucił większość z nałogów, by móc skupić się na swojej pracy i filmach animowanych. Zmarł w lutym 2007 roku na raka płuc.
Nigdy nie przestał żebrać. Nawet po sukcesie Ryana i gdy rozpoczął pracę na etacie dla MTV. Dziennikarza miejscowej gazety, który rozmawiał z nim po rozdaniu Oscarów, po skończonym wywiadzie zapytał o to samo, o co pytał wszystkich – By the way, do you have any spare change?
Jego ostatni film ukończono już po jego śmierci. Kiedy dziś ogląda się Trochę drobnych zdumiewa fakt, że pomimo iż Larkin nie pracował przez tyle lat i nie śledził wiodących trendów w animacji, to film ten jest na wskroś współczesny. Larkin wyzbył się charakterystycznej maniery dominującej w latach 60. i 70., ale nie zgubił po drodze swojego stylu.
Ryan Larkin był człowiekiem kontrastów. Współczesnym Rimbaud. Jego szczęściem i pechem można by obdzielić dziesięciu innych ludzi. Gdy poznaje się jego historię, od razu narzuca się pytanie – dlaczego o nim zapomniano? Dlaczego tak łatwo z niego zrezygnowano? Dlaczego on sam tak łatwo się poddał? Może gdyby udało się dotrzeć do niego wcześniej stworzyłby więcej niż tylko pięć filmów? Trzeba jednak pamiętać, że sam wybrał swoją ścieżkę. W jednym z ostatnich wywiadów mówił: Jestem szczęśliwy. Nigdy nie zmagałem się z niczym innym jak z samym życiem.
Iga Lipińska