Sierpień w hrabstwie Osage
(August: Osage County)
USA 2013, 130’
reż. John Wells, scen. Tracy Letts,
zdj. Adriano Goldman,
muz. Gustavo Santaolalla,
wyst. Meryl Streep, Julia Roberts,
Ewan McGregor, Julianne Nicholson,
Juliette Lewis, Margo Martindale,
Chris Cooper, Abigail Breslin,
Benedict Cumberbatch, Sam Shepard.
Sierpień w hrabstwie Osage aż ugina się od poczucia winy: tej osobistej i zbiorowej. Przypowieść Wellsa i Lettsa to kolejny rozdział penetracji amerykańskiego sumienia, tym razem oparty na zasadzie pars pro toto: patologizacja rodziny jest tu silnie spleciona z narodowym grzechem pierworodnym – eksterminacją Indian.
Kiedy pisarz Beverly Weston (Sam Shepard), mieszkający samotnie z chorą na raka, nafaszerowaną lekami Violet (Meryl Streep), pewnego ranka wychodzi z domu i znika bez śladu, do rodzinnego domostwa Westonów w hrabstwie Osage w Oklahomie z różnych stron zjeżdżają pozostali członkowie rodziny. W ciągu kilku kolejnych dni spędzonych pod wspólnym dachem na jaw wychodzą rodzinne sekrety i latami tłamszone roszczenia.
Film otwiera scena, w której Beverly (jeszcze przed swoim zniknięciem) zatrudnia do pomocy indiańską służącą – Johnnę z plemienia Czejenów. To ona będzie świadkiem spektakularnego, emocjonalnego kataklizmu, jaki przetoczy się niebawem przez dom WASP-ów. I tylko w jednym momencie czynnie zaingeruje w jego przebieg: stając w obronie nastoletniej Jean (Abigail Breslin). Postać Johnny raczej nie została powołana po to, żeby zwalczyć stereotyp biernego Indianina poprzez nadanie bohaterce podmiotowości i większej mocy sprawczej – wręcz przeciwnie, ma być tego stereotypu odbiciem. Johnna to celowo wprowadzony do filmu archetyp Indianina-obserwatora historii, ale jednocześnie pierwotnej, nieskażonej wrażliwości. To na jej kolanach przyjdzie złożyć głowę Violet, kiedy skłócona przez nią rodzina już się rozjedzie. Rdzenność jest w filmie utożsamiona z dobrocią instynktów; ciepłem i wyrozumiałością, które nasuwają skojarzenia nie tylko z wycofaniem, ale i z wybaczeniem.
Chociaż Johnna ze względu na swoją bierność równie dobrze mogłaby być zbiorową halucynacją Westonów, to świadomość jej obecności nadaje ton całej opowieści i w pewien sposób nasuwa jej interpretację. Podobnie jak silnie wyeksponowane w filmie genius loci, na które składa się bagaż znaczeniowy krajobrazu, urywana narracja o niechlubnej rodzinnej przeszłości i natywistyczna retoryka. Wszystkie te elementy przyczyniają się do wykreowania w filmie atmosfery fatum. Za to powybijaliśmy Indian? – pyta cynicznie Barbara (Julia Roberts), jadąc przez wyschnięte prerie Oklahomy. Niczym w greckiej tragedii, wydaje się, że degeneracja rodziny Westonów – jako pokłosie klątwy ciążącej na mieszkańcach ziemi, na której rozegrał się i wciąż rozgrywa dramat Indian – została już dawno przesądzona. To na tych ziemiach utworzono w 1830 roku Terytorium Indiańskie, na które siłą przesiedlano rdzennych mieszkańców Ameryki. W czasie exodusu na 1600-kilometrowym Szlaku Łez z głodu i zimna zmarły ich tysiące. Ci, którzy przeżyli, zastali na miejscu ziemię niezdatną do uprawy i konieczność konkurowania o żywność z wojowniczymi Indianami prerii oraz białymi osadnikami, którzy przybywali tu wbrew zakazowi. Takie były początki idei indiańskich rezerwatów. Hrabstwo Osage, do którego zjeżdżają Westonowie, z terytorium grzechu przeistacza się w arenę pokuty: Midwest? Proszę cię. To są Równiny… Stan umysłu. Duchowa zgryzota, jak blues.
Otwarta przestrzeń prerii zostaje w filmie zderzona z domową klaustrofobią, rozsadzaną przez toksyczne emocje, których głównym źródłem jest ikona dysfunkcyjnego matriarchatu – Violet – tyranizująca całą rodzinę pod pretekstem dążenia do prawdy. Jej słowa, że prawda niektórych zraża wpisują się w rozliczeniowy klimat filmu Wellsa, podobnie jak przywołany pod postacią Violet motyw zachłanności i chciwości – głównych motorów ludobójstwa.
Sierpień w hrabstwie Osage, jako adaptacja sztuki, stwarza idealne warunki do koncertu osobowości aktorskich, w którym główne skrzypce grają silne postaci kobiece. Role Violet i jej córek: cynicznej Barbary (Julia Roberts), głupawej Karen (Juliette Lewis) oraz wycofanej Ivy (Julianne Nicholson) to wyśmienite kreacje aktorskie, z których każda operuje na innej skali i za pomocą innych środków wyrazu. Dotrzymują im kroku równie wyraziste, choć krócej obecne na ekranie postaci męskie: zwłaszcza Chris Cooper i Benedict Cumberbatch.
Kumulacja następujących po sobie emocjonalnych wstrząsów, przeniesiona na filmowy grunt, skutkuje wprawdzie momentami efektem szarży, jednak nie zmienia to faktu, że Sierpień w hrabstwie Osage to przede wszystkim znakomicie zagrane i realistyczne kino. Porywające dialogi, umiejętne operowanie na przemian otwartą i zamkniętą przestrzenią oraz wrażliwość na sytuacyjne detale to jego niezaprzeczalne walory. Cała struktura jest osobliwą mieszanką współczucia, nienawiści, country i obezwładniającego upału.
Najbardziej fascynująco wypada jednak dokonane przez Wellsa oryginalne połączenie dramatu rodzinnego z kinem rozliczeniowym. Sierpień w hrabstwie Osage to przede wszystkim film głęboko etyczny, w którym traumy amerykańskiego sumienia ubrane są w dużo bardziej dyskretną, ale nie mniej sugestywną niż w epickim Zniewolonym retorykę.
Ada Minge