JAZDA BEZ TRZYMANKI

SLeepyHollowRatingsSleepy Hollow (2013-…, Alex Kurtzman, Roberto Orci, Len Wiseman, Phillip Iscove)

Do Sleepy Hollow, jednej z premier, które ubiegłej jesieni zaserwowała widzom stacja FOX, podchodziłem bardzo sceptycznie. Zaufania nie wzbudzały zarówno osoby twórców, specjalizujących się do tej pory głównie w nie najwyższych lotów blockbusterach, jak i tematyka serialu. Ekranizacja XIX-wiecznego opowiadania i przeniesienie jego bohatera do współczesnych Stanów Zjednoczonych zdawały się być potencjalnym źródłem wpadek i rozczarowań. Zakończona niedawno emisja pierwszego sezonu udowodniła, że po raz kolejny zabrakło mi wiary w amerykańską telewizję.

W opublikowanej w 1820 roku Legendzie o Sennej Kotlinie (oryg. The Legend of Sleepy Hollow) autorstwa Washingtona Irvinga powołana do życia została postać, po którą filmowcy sięgać mieli w przyszłości wielokrotnie. Chodzi oczywiście o Jeźdźca Bez Głowy. Upiór – w oryginale będący duchem heskiego żołnierza – stracił swą, jakże istotną część ciała, podczas amerykańskiej wojny o niepodległość, gdy trafiła go zabłąkana kula armatnia. Odtąd pojawiał się pod postacią bezgłowego jeźdźca na koniu, strasząc mieszkańców Sleepy Hollow w stanie Nowy Jork. Bohater ten, choć wywodzi się z ledwie kilkustronicowego opowiadania, doczekał się wielu ekranowych wcieleń, na czele z tym przedstawionym przez Tim Burtona w filmie Jeździec bez głowy z 1999 roku. Od tego czasu jednak słuch o Jeźdźcu zaginął. Trzeba było czternastu lat, aby filmowcy przypomnieli sobie o potencjale drzemiącym w tej postaci. Zrobili to Alex Kurtzman i Roberto Orci, scenarzyści i producenci tyleż popularni, co nieprzewidywalni. O ile na wielkim ekranie szło im różnie (są odpowiedzialni zarówno za rebooty Star Treka, jak i dwie części Transformers Michaela Baya), o tyle w telewizji radzili sobie do tej pory co najmniej nieźle (Fringe: Na granicy światów, Hawaii 5.0). Gdy dołączył do nich Len Wiseman, twórca serii Underworld, wiadomym stało się, że dzieło tej ekipy nie będzie wielkim artystycznym sukcesem, ale przy odrobinie szczęścia może zagwarantować niezłą rozrywkę.

Zaczynając przygodę ze Sleepy Hollow trzeba być świadomym tego, że twórcy serialu potraktowali oryginał bardzo swobodnie i zaczerpnęli z niego tylko imiona niektórych bohaterów oraz oczywiście postać Jeźdźca. Akcja została przeniesiona do współczesności i osadzona w tytułowym miasteczku, którym wstrząsnęło makabryczne morderstwo oficera policji. Jego młoda protegowana – Porucznik Abigail Mills, choć nie dowierzała swoim oczom, twierdzi, że za zbrodnią stał uzbrojony w olbrzymi topór, bezgłowy człowiek. Jej słowa potwierdza niejaki Ichabod Crane. Nie byłoby w tym może nic przesadnie dziwnego, gdyby nie to, że bohater jest XVIII-wiecznym żołnierzem z armii Jerzego Waszyngtona, który w niewyjaśniony sposób przeniósł się do naszych czasów. Jest jeszcze jeden istotny szczegół – zna on bezgłowego osobnika, bo sam go tej głowy pozbawił, na krótko przed dokonaniem żywota. Nietrudno się domyślić, że te wyjaśnienia nie przypadają do gustu miejscowej policji, która uznaje Crane’a za głównego podejrzanego. Mające jednak wkrótce nastąpić wydarzenia, w znacznym stopniu zmienią postrzeganie rzeczywistości przez mieszkańców Sleepy Hollow, a z Porucznik Mills i amerykańskiego rewolucjonisty uczynią bardzo specyficzny duet.

Trudno jest zamknąć Sleepy Hollow w sztywnych ramach gatunkowych. Twórcy puścili wodze własnej wyobraźni i sprezentowali nam mieszankę kryminału, horroru, dramatu, komedii i filmu kostiumowego. Od samego początku jesteśmy świadkami szalonego balansowania na granicy poszczególnych stylów, co nadaje ekranowym wydarzeniom niezwykłej dynamiki. Już pierwszy odcinek, który rozpoczyna się w miarę spokojnie, by z każdą minutą stopniowo zwiększać tempo, a kończyć na prędkości podobnej rollercosterom, dostarcza więcej wrażeń niż kilka innych seriali razem wziętych. Widać, że scenarzyści postanowili od razu zapewnić widzom maksimum atrakcji i tym przyciągnąć ich przed telewizory. Ten ryzykowny ruch się jednak opłacił, bo sceptyczne opinie, których przed premierą nie brakowało, nagle zniknęły, zastąpione przez głosy entuzjazmu. Szczególne wrażenie zrobił niespotykany nigdzie indziej klimat, będący wypadkową baśniowości, atmosfery rodem z horroru i typowej małomiasteczkowej senności. W połączeniu z akcją godną najlepszych blockbusterów, sprawia on, że od ekranu naprawdę nie można oderwać wzroku.

Myliłby się jednak ten, kto by przypuszczał, że tempo spada w kolejnych odcinkach. Wręcz przeciwnie. Twórcy nieustannie je podkręcają, sięgając po elementy pochodzące z tak odległych źródeł, że dopasowanie ich do siebie wydaje się zadaniem karkołomnym. Czego tu nie ma! Biblijna apokalipsa, wiedźmy, folklor, masoneria, demony, amerykańska mitologia, czyściec, szpital psychiatryczny i wiele innych wątków miesza się tu i kotłuje, tworząc całość jednocześnie absurdalną i zaskakująco łatwo przyswajalną. Nie spotkałem się jeszcze z serialem fantastycznym, w którym przełknąłbym wszystko, co zaserwują mi twórcy bez mrugnięcia okiem. Tutaj nie miałem najmniejszego problemu, bo przyjemność płynąca z oglądania rekompensowała wszystko. W razie gdyby ktoś jednak poczuł się przytłoczony ilością fabularnych zawiłości, Sleepy Hollow oferuje wytchnienie w postaci odcinków pomyślanych jako zamknięta całość, a odwołujących się do klasycznych motywów horrorowych. Szczególnie ten z nawiedzonym domem, w którym odnajdziemy wszelkie możliwe klasyki gatunku (skrzypiące drzwi, przemykające po ścianach cienie, itp.), robi bardzo dobre wrażenie. Mimo, że wszystko to już znamy i widzieliśmy setki razy, nie ma mowy o uczuciu znużenia, bo twórcy znają się na swoim fachu na tyle dobrze, że zgrane motywy wygrywają w sposób przemyślany i odpowiednio zaskakujący.

Prawdziwą siłę Sleepy Hollow widać jednak nie w elementach budzących dreszczyk przerażenia, a w tych mających rozładować napięcie. Zuchwały pomysł by połączyć grozę z komedią jest kolejną granicą, którą twórcy serialu śmiało przekraczają i robią to w imponującym stylu. Głównym źródłem komizmu jest oczywiście zderzenie Ichaboda i jego poglądów sprzed ponad dwustu lat ze współczesnością. Jednak zamiast iść na łatwiznę i postawić na humor sytuacyjny, serial oferuje nam piekielnie inteligentny dowcip będący jednocześnie subtelnym kuksańcem wymierzonym w rzeczywistość, w której żyjemy. Poczynając od oczywistych aluzji do równouprawnienia płci, a kończąc na krytyce korporacji. Perełek takich jak zdziwienie bohatera na fakt, że Starbucks znajduje się na każdej ulicy, odnajdziemy w każdym odcinku kilka – więcej jednak nie zdradzę, by nie psuć przyjemności. Z samego zderzenia mentalności XVIII-wiecznej z dzisiejszą niewiele by jednak było, gdyby nie świetny dobór odtwórców głównych ról. Między Tomem Misonem (Ichabod), a Nicole Beharie (Abbie) związuje się wyraźna chemia. Choć tę parę dzieli bardzo wiele, stworzyli ekranowy duet, który świetnie się uzupełnia. Jego nieprzystosowanie i częsta bezradność wobec świata, w którym musi funkcjonować, kontrastuje z jej pewnością siebie, dystansem i skłonnością do racjonalizowania rzeczywistości. Efekt końcowy w postaci autentycznie ukazanej przyjaźni pomiędzy nowożytnym idealistą, a współczesną policjantką jest więcej niż zadowalający.

Zaryzykuję tezę, że Sleepy Hollow jest najbardziej pozytywną niespodzianką ostatniego serialowego sezonu. Gdybym miał wymienić jeden fakt na jej potwierdzenie byłaby to bezpretensjonalność, którą produkcja FOX-a wręcz bije po oczach. Serial ten nie rości sobie prawa do bycia telewizyjnym arcydziełem, nie zdobywa nagród, właściwie dość niepostrzeżenie przemknął przez ekrany. Mimo to, oglądanie go sprawia olbrzymią przyjemność. Tylko tyle i aż tyle. Trzynaście odcinków mija w błyskawicznym tempie, a zakończenie sprawia, że cierpliwość widzów zostaje wystawiona na ogromną próbę w oczekiwaniu na kontynuację (będzie jeszcze w tym roku). Czyż nie tego właśnie oczekujemy od seriali?

Mateusz Piesowicz