"RZECZY, KTÓRE POSIADASZ, W KOŃCU ZACZYNAJĄ POSIADAĆ CIEBIE"

idio-cityIdiokracja (2006, Mike Judge)

Wchodzisz do sklepu i już doskonale wiesz co chcesz kupić. Wbrew pozorom nie wynika to z twojego fenomenalnego zorganizowania, lecz z faktu, że wcześniej obejrzałeś w swoim telewizorze milion reklam, przerywanych od czasu do czasu jakimś filmem. Zastanowiłeś się kiedyś, jak wiele z tych produktów jest Ci faktycznie „absolutnie niezbędnych”?

Trudno jest powiedzieć cokolwiek o konsumpcjonizmie w kontekście XXI wieku, by nie trącić banałem. Dlaczego? Ponieważ tak wielu próbowało zmierzyć się z tym tematem. Mamy mnóstwo teorii i haseł w stylu: „mieć czy być”. Zewsząd atakują nas artykuły i porady o tym jak żyć. W tym natłoku pseudointelektualnych informacji, przestajemy myśleć samodzielnie i automatycznie poddajemy się kolejnym instrukcjom. „Tak, ta komoda będzie pasowała do tych zasłonek… tak, mam już buty, teraz OBOWIĄZKOWO torebka… nie, nieważne, że lodówka jest pełna, w telewizji polecali ten nowy serek…”. Przestajemy myśleć o swoich potrzebach, pozwalając wielkim korporacjom decydować za nas.

Kino na przestrzeni swego istnienia zaproponowało nam niezliczoną ilość przeróżnych wizji przyszłości. Od ataku kosmitów począwszy, na zagładzie nuklearnej skończywszy. Jednak w 2006 roku Mike Judge zaproponował nam zupełnie inną koncepcję – Idiokrację. W ramach eksperymentu naukowego pewien przypadkowo wybrany żołnierz i równie przypadkowo dobrana prostytutka zostają zahibernowani. I prawie jak w Seksmisji – planowany rok zmienia się w 500 lat. Po przebudzeniu okażą się najmądrzejszymi ludźmi na całej Ziemi, która zmieniła się tymczasem w ogromne wysypisko śmieci. Film nie należy do wybitnych, ale z pewnością zachęca do refleksji. Świat Idiokracji zdaje się ostatnią fazą konsumpcjonizmu. Obecnie jesteśmy na etapie szalonego kupowania produktów, które nie są nikomu do szczęścia potrzebne. Wszystko to powoduje nie tylko niepomierne ilości odpadów, ale przede wszystkim jest dowodem na łatwość manipulowania populacją. Efekt stopniowego obniżania IQ jest także w tym filmie logicznie wytłumaczony. Małżeństwo osób inteligentnych bezustannie waha się, czy nastał już odpowiedni moment na potomstwo. Rozważają sytuację ekonomiczną, chcą poświęcić się karierze, są wiecznie niegotowi, a koniec końców jedno z nich umiera. Inaczej wygląda sytuacja u ludzi z niższych warstw społecznych. Nie poświęcają oni ani chwili na tego typu dywagacje i wydają na świat kilkanaścioro dzieci. Taki schemat, powielając się przez lata, doprowadza w końcu, 500 lat później, do obniżenia średniego IQ kilkukrotnie. W efekcie zyskujemy świat pełen śmieci, napojów energetycznych zamiast wody w kranie, telewizorów z ekranem podzielonym na 10 jednocześnie pokazywanych programów, gdzie najbardziej oczekiwanym show dnia są różne sposoby uszkodzenia przyrodzenia; w kinie zaś  film obsypany nagrodami Akademii – półtorej godziny wpatrywania się w pośladki i zaśmiewania, jednocześnie dławiąc się popcornem.

garbageIdiokracja (2006, Mike Judge)

Niestety, nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, by regulować i kontrolować reklamy w telewizji. Korporacje zatrudniają psychologów, by jak najskuteczniej zabawić się z odbiorcą, sprawiając, żeby kupił WSZYSTKO, nawet jeśli 80% produktów nigdy nie zostanie użyta i skończy na bezgranicznej hałdzie śmietniska. Nikt jednak nie wpadł na pomysł, by zatrudnić psychologów, którzy kontrolowaliby tę zabawę, którzy dbaliby o to, by manipulacja była trzymana w ryzach (chociaż tyle). Powinien powstać talk-show, w którym zamiast żalić się na swoje problemy albo prowadzić kolejną bezowocną dysputę z politykami, ktoś zająłby się otwieraniem oczu społeczeństwu, wystawiając na światło dzienne wszystkie mechanizmy, które tak skutecznie nami kierują. Niestety, nikt się tego nie podejmie, bo wszystkie firmy usługowe straciłyby na tym fortuny. Lepiej więc zainwestować tę fortunę w montowanie klapek na oczach i z radością na twarzy liczyć kolejne miliony zarobione na ludzkiej głupocie. Nie czarujmy się, każdy z nas ulega magii reklamy. „Ten proszek jest najlepszy do białego, ale tamten lepiej sprawdza się do tłustych plam. Och, a ten dezodorant działa 72 godziny, zatem od dziś możesz się myć rzadziej!” Najważniejsze jednak jest to, by z tym walczyć. Nie podoba nam się idea propagandy. Znamy ją i ze Wschodu, i z Zachodu. Ale pozwalamy, by ta niewinna, niegroźna forma manipulacji nami zawładnęła. Może w Idiokracji nie to jest przyczyną ostatecznej tragedii świata, ale jakże wyraźnie widzimy jej wpływ. Najpełniej i najtrafniej zaprezentował ten mechanizm Chuck Palahniuk w książce Fight Club, która została efektownie przeniesiona na ekran przez Davida Finchera w 1999 roku. Edward Norton poddaje się niepisanym regułom obowiązującym w społeczeństwie, by jako szary, niczym nie odznaczający się obywatel, żyć zgodnie z reklamami i katalogami. Kupujesz meble. Mówisz sobie: to jest ostatnia kanapa, jakiej będę potrzebował w życiu. Kupujesz kanapę, potem przez parę lat jesteś zadowolony, że cokolwiek będzie się działo złego, masz przynajmniej rozwiązaną sprawę kanapy. Potem idealne łóżko. Zasłony. Dywan. A potem jesteś uwięziony w swoim uroczym gniazdku i stajesz się własnością rzeczy, które kiedyś były twoją własnością. Dopiero pojawienie się Tylera Durdena wywraca świat bohatera do góry nogami. Tyler mówi: „Nie potrzebujesz tego!” i podpala mieszkanie narratora. Dopiero straciwszy w s z y s t k o, uświadamia on sobie, że nie stracił n i c. To tylko przedmioty. To my przypisujemy im nieadekwatną wartość, bo tak nas nauczono. Poddajemy się temu, bo… bo przecież wszyscy tak robią! Reklama sprawia, że ci ludzie uganiają się za samochodami i ciuchami, których nie potrzebują. Całe pokolenia wykonywały znienawidzoną pracę po to, żeby móc kupić rzeczy, które nie są im naprawdę potrzebne.

Żyjemy w dobie wszechobecnych gadżetów, które nagle są dostępne dla każdego, których ceny bezustannie spadają. Każdy z nas posiada telefon i komputer. Nieważne, że telefon pełni dziś rolę jednocześnie aparatu, komputera, nawigacji, odtwarzacza muzyki i filmów oraz zapewnia dostęp do Internetu. Nieważne! Bo i tak nadal potrzebujesz jeszcze aparatu cyfrowego, iPoda, tabletu, nawigacji… Najbardziej fenomenalnym wynalazkiem jest według mnie tablet – ani laptop, ani telefon. Więc po co i w jakim celu? Oczywiście nie ma nic złego w ułatwianiu sobie codzienności. Ale rozejrzyj się, spójrz na swoje mieszkanie… Twoja praca to nie ty. Ilość pieniędzy, jaką masz w banku, to nie ty. Samochód, jakim jeździsz, to też nie jesteś ty. Ani zawartość portfela. Ani nawet twoje pieprzone portki. Jesteś rozśpiewanym, roztańczonym odpadkiem tego świata.

Aga Kaczmarek
(cytaty pochodzą z filmu/książki pt. „Fight Club”)