"Anioł w szafie" Różewicza po 25 latach

Warszawa, PKiN

Schyłek oblężonego miasta

 

Istnieją filmy, które kosmiczny rozmach końca świata ograniczają do wąskiego grona bohaterów kameralnego dramatu. W filmie Stanisława Różewicza Anioł w szafie (1987) dyskretny wymiar apokalipsy związany jest z prywatną historią, a jednocześnie daje przyczynek do raportu na temat kondycji społeczeństwa schyłku PRL-u.

Jerzy Trela i Maria Czubasiewicz

Jerzy Trela i Maria Czubasiewicz

Główny bohater filmu, Jan, to everyman (taką interpretację postaci sugeruje oszczędna i introwertyczna gra Jerzego Treli), na co dzień doświadczający szarej rzeczywistości schyłkowego okresu komunistycznego państwa. Z zawodu dźwiękowiec, poniekąd artysta (tak pogardliwie określany jest przez dzielnicowych pijaczków), wyróżnia się jednak specyficzną wrażliwością na bodźce zewnętrzne. Chociaż nie od razu i nie w pełni świadomie (początkowo pozostaje jedynie na poziomie zmysłowej percepcji), wydaje się słyszeć i postrzegać więcej niż inni, a stan ten napełnia go niepokojem.

***

Do głębszej refleksji zmuszają go dopiero sygnały (na poziomie dosłownym jako zakłócenia w rejestrowanym na planie dźwięku), które dźwiękowiec odbiera podczas swojej pracy nad filmem. Bohater powoli zaczyna rozumieć, że znak wysyła doń własna przeszłość. Wyrzut sumienia, związany z popełnionym przez niego kiedyś grzechem zaniechania, pełni w filmie Anioł w szafie funkcję pretekstu do analizy postawy całego społeczeństwa końca lat osiemdziesiątych. W myśli diagnozy, jaką stawia Różewicz (a która koresponduje z wszelkimi badaniami na temat nastrojów społecznych tego okresu), w czasach po karnawale „Solidarności”, to właśnie solidarność przez małe „s” jest wartością, której brak przynosi najbardziej destrukcyjne skutki.

Estetyczną dominantą Anioła w szafie jest dynamika rozkładu. Wraz z pogrążaniem się w depresji Jana, poszerzona zostaje perspektywa obserwacyjna widza, który poznać ma zarówno mroki przeszłości głównego bohatera, jak i charakterystykę kultury, w jakiej funkcjonuje całe społeczeństwo. Fundamentalną jej cechą – jak przekonuje Różewicz – jest oderwanie od tradycyjnych ideałów. Monety z wizerunkiem papieża mają wartość jedynie merkantylną, a podupadający dworek może być tylko „obiektem zabytkowym” lub filmową dekoracją. W najbardziej eksplicytny sposób ocena kondycji ówczesnego społeczeństwa zostaje wyrażona w scenie rozmowy z bibliotekarką. Starsza kobieta, która wspomina niszczejące w jej bibliotece zbiory książek, wygłasza do Jana pełną goryczy filipikę: „Teraz każdy myśli tylko o sobie. Prawdziwych Polaków coraz mniej”. W tej samej scenie fotografia męża bibliotekarki, zawieszona na ścianie (niemal jak święty obrazek) zdaje się przypominać o przedwojennym etosie obywatela, przeciwstawiając go współcześnie obowiązującej małostkowości i interesowności postaw. Wszelako bierność i wycofanie starszej kobiety wcale nie wskazują na aktywną, twórczą siłę reprezentowanych przez nią poglądów, a przeciwnie, zwraca uwagę ich nieprzystawalność do problemów współczesności.

Plakat do filmu autorstwa Mieczysława Wasilewskiego

Plakat autorstwa Mieczysława Wasilewskiego

Znamienne, że tłem wewnętrznego rozkładu społeczeństwa jest wszechobecna „bylejakość” zewnętrznych przejawów życia społecznego. Uobecnioną ją w filmowej rzeczywistości w dwojaki sposób. Po pierwsze, jako stan zawieszenia, w którym egzystują bohaterowie (niedający się ukończyć film, przełożony ślub, niezałatwiona przez koleżankę żony Jana sprawa, zebrania, których uczestnicy „nagadali się tylko”), po drugie zaś – poprzez wprowadzone do świata przedstawionego przykłady kiczu (telewizyjny program o kulturystach, sztuczna biżuteria et cetera). Wszechogarniająca tandeta zainfekowała również dźwiękową sferę świata przedstawionego (trywialna piosenka śpiewana przez naiwną Jolę (Agnieszka Jasińska), wannabe czasów PRL-u, ale również marnej jakości muzyka dobiegająca z odbiorników RTV).

Słynne zdjęcie Chrisa Niedenthala - obraz nastrojów lat 80.

Słynne zdjęcie Chrisa Niedenthala – obraz nastrojów lat 80.

Osobny status przynależy scenom „wyobrażonym” przez głównego bohatera, tym bardziej, że przywołują one również temat rozkładu, a nawet apokalipsy. Wraz z rozwojem opowiadania, retrospekcje tragicznych wydarzeń sprzed lat obsesyjnie powracają do Jana z coraz większą wyrazistością, najczęściej prowokowane przez bodźce dźwiękowe. Równocześnie pojawiają się elementy symboliczne – na przykład jeźdźcy apokalipsy przejeżdżający całkiem spokojnie brzegiem lasu, niewidziani przez nikogo poza Janem (imię ewangelisty!). Ten złowieszczy motyw dopełnia obrazu zmierzchu PRL-u, świata w powolnym rozkładzie, w stanie permanentnej apokalipsy, pozbawionej jednakże dramatycznych wydarzeń i brzmienia anielskich trąb.

***

W wizyjnym zakończeniu Anioła w szafie główni bohaterowie gromadzą się w miejscu zbrodni, w pobliżu ciała ofiary. Oniryczny obraz nie ujawnia sprawcy morderstwa, co w pewnym sensie przenosi winę na wszystkich zgromadzonych. Odpowiedzialność spada więc na całe społeczeństwo, którego głównym grzechem jest zaniechanie oraz obojętność. W ostatnich sekundach filmu, gdy przycicha patetyczna i złowieszcza muzyka Satanowskiego, słychać głos nocnego ptaka, którego dźwiękowiec Jan wciąż poszukiwał. W momencie uświadomienia własnej winy, bohater wreszcie dociera do zagadki swojej tożsamości. Takie odkrycie może spełniać rolę oczyszczającą, ale ostatnia scena filmu jest raczej pytaniem o sumienny rachunek z przeszłością niż pragmatyczną, psychoanalityczną odpowiedzią na duchowy kryzys.

Krzysztof Siwoń