Najlepsi z najlepszych 2021: część pierwsza

Karolina Szuba:

Gunda (Wiktor Kossakowski, 2020)

W top moich ulubionych filmów, które miały swoją premierę w roku 2021 w Polsce z pewnością znajduje się Gunda w reżyserii Wiktora Kossakowskiego. Samo dzieło udało mi się zobaczyć jeszcze w 2020, ale uważam, że jest ono dla mnie tak ważnym filmem, że musi się pojawić w zestawieniu najlepszych produkcji 2021 roku. Gunda w bardzo oryginalny sposób przedstawia życie zwierząt hodowlanych. Przez cały film kamera śledzi głównych bohaterów, którymi są świnie, krowy i kury, przyjmuje ich perspektywę i ukazuje nam ich codzienne życie. Autor rezygnuje nie tylko z dźwięków niediegetycznych, ale również z dźwięków czy komentarza zwierząt ludzkich. Całkowicie więc skupiamy się na zwierzętach pozaludzkich oraz na odgłosach natury, które są specjalnie wyolbrzymione. Czarno-biały obraz, długie ujęcia z jednej strony czynią film bardziej artystycznym z drugiej skupiają uwagę widza na innej perspektywie, innym sposobie opowiedzenia historii. Dzieło to uważam, za jedno z najlepiej ukazujących perspektywę animal studies, takie któremu udało znaleźć się oryginalną formę opowiadania historii zwierząt pozaludzkich, zostawiającym refleksje o wspólnym życiu, różnicach, ale i podobieństwach gatunkowych, problemach współczesnego świata oraz nadziei.

Dom Gucci (House of Gucci, Ridley Scott, 2021)

Moim największym filmowym zawodem 2021 jest seans Domu Gucci Ridleya Scotta. Od razu zaznaczę, że nie jest to może najgorszy film jaki miałam okazję obejrzeć, jednak z pewnością miałam co do niego wyższe oczekiwania, które całkowicie zawiódł. Jedną z najbardziej nieudanych rzeczy w tym filmie z pewnością był brak rytmu, przerywana fabuła, która jeszcze przed połową projekcji zaczynała nużyć widza. Trudno było też wyczuć cały styl opowieści, nadal nie wiem, czy Scott próbował opowiedzieć przerysowaną historię, czy jednak, tak jakby wskazywały niektóre sceny (zwłaszcza dramatyczne spowolnienia), chciał ukazać prawdziwą i poważną opowieść o rodzinnych zdradach i zemście. Muzyka, brzmiąca jak z generatora typowych brzmień z lat 70. i 80. bardzo często przeszkadzała we wczuwaniu się w tragiczne sytuacje. Jednym z większych plusów filmu są jego aktorzy, zwłaszcza grająca Patrizie Reggiani Lady Gaga, która jest najjaśniej świecącym elementem produkcji. Pomimo starań Lady Gagi i reszty ekipy, włoski akcent (też bardzo niekonsekwentnie pojawiający się lub nie w danych scenach) odbierał im bardzo wiele z gry. Mam wrażenie, że Adam Driver bardzo męczył się z samym akcentem, przez co wypadł dość średnio. Ostatecznie dostaliśmy więc dzieło, które nie wiedziało w jaką stronę pójść, wymęczyło swoich aktorów oraz nie przedstawiło żadnej ciekawszej historii związku Maurizia i Patrizi  lub upadku samego domu Gucci i przemienieniu go w spółkę niezwiązaną już z rodzinna tradycją.

Marta Snoch:

Ludzki głos (The Human Voice, Pedro Almodovar, 2020)

Ponowne otwarcie kin wiosną 2021 roku już na zawsze będzie mi się kojarzyć z twarzą Tildy Swinton w jaskrawoczerwonym golfie. Film, który wyciągnął mnie z bezpiecznego domu prosto do sali kinowej. Bo czy kuszący mariaż nazwisk Swinton, Almodovar i Cocteau mógłby nie zadziałać? Muza Jarmana i Guadagnino po raz pierwszy u hiszpańskiego reżysera, w dodatku w roli, którą wcześniej odgrywały Anna Magnani i Ingrid Bergman. Monodram o samotności, porzuceniu, miłości, którego echa pojawiały się już u Almodovara w Kobietach na skraju załamania nerwowego i Wszystko o mojej matce. Główna bohaterka zamknięta w czterech ścianach mieszkania o niesamowitych almodovarowskich kolorach, czekająca niczym w sztuce Becketta na swojego Godota. Ukochanego, oprawcę, wybawiciela. A także właściciela psa, który jest jedynym towarzyszem kobiety w tej dojmującej samotności. Ludzki głos to krótki metraż, trochę pozostawiający niedosyt, ale jednocześnie chyba najlepszy komentarz do pandemicznej rzeczywistości jaki na razie dało kino. Wszystko podszyte typową dla hiszpańskiego reżysera groteską i przesadą, które albo się kocha, albo ich nienawidzi.

Licorice Pizza (Paul Thomas Anderson, 2021)

Rok 2021 był rokiem zarówno rozczarowań (Kurier Francuski…), jak i miłych zaskoczeń (Spencer, Being the Ricardos). Ale przede wszystkim rokiem wielkich premier – widowisk, które totalnie satysfakcjonowały po długim okresie oczekiwania i przypomniały po co warto chodzić do kina jak Diuna, Ostatnia noc w Soho czy Nie czas umierać.  Ale jednym z najbardziej oczekiwanych filmów był dla mnie Licorice Pizza, który pojawił się w Polsce w ostatni dzień roku. Intrygujący tytuł, debiutujący w aktorskich rolach Alana Haim i Cooper Hoffmann i akcja osadzona w latach 70., które kino po prostu kocha. Nietrudno było zauroczyć się tym filmem, zwłaszcza, że Paul Thomas Anderson nietypowe historie miłosne opowiada po mistrzowsku. Dodatkowo otoczone rojem wciągających anegdot, jakie wydarzyć się mogą tylko w Kalifornii – kaskaderskie wyczyny gwiazdora wzorowanego na Williamie Holdenie (Sean Penn), wzlot i upadek handlu łóżkami wodnymi czy sam środek kryzysu paliwowego podczas którego chłopak Barbry Streisand i furiat (Bradley Cooper) próbuje dotrzeć na randkę z gwiazdą. Jeśli Wada ukryta Andersona była niczym nieskrępowanym psychodelicznym odlotem, to Licorice Pizza jest jak zbiór dobrze znanych analogowych fotografii przesiąkniętych kalifornijskim słońcem, które chce się oglądać w nieskończoność.

Sceny z życia małżeńskiego (Scenes from a Marriage, Hagai Levi, 2021)

Serial zdaniem niektórych zupełnie niepotrzebny, a wręcz zakrawający na zamach na świętość. Choć nie jestem miłośniczką kolejnych remake’ów jakimi raz po raz karmi się kino, Sceny z życia małżeńskiego dokonały praktycznie niemożliwego. Oddały hołd szwedzkiemu reżyserowi, przypominając dobitnie, co stanowiło podstawę jego twórczości, zanim jeszcze nazwisko Bergman stało się symbolem europejskiego kina ze wszystkimi jego zaletami i przywarami. Magnetyzujące aktorstwo i intymne, często przerażające historie o piekle jakie jest sobie w stanie zgotować dwójka ludzi. W pięciu odcinkach Mira (Jessica Chastain) i Jonathan (Oscar Isaak) stworzyli najbardziej realną i gorzką parę ostatnich lat, przy której Scarlett Johansson i Adam Driver w Historii małżeńskiej wydają się dwójką o anielskich charakterach. Sceny z życia małżeńskiego, chociaż uatrakcyjnione przyjemnymi dla oka wnętrzami i pociągającą parą protagonistów, gdy już sięgają do najbardziej mrocznych pokładów emocji dławią w gardle i nie pozwalają oddychać.

Najgorszy film 2021:

Narcyz i Złotousty (Narziss und Goldmund, Stefan Ruzowitzky, 2020)

Film, który mógłby służyć za modelowy przykład jak zmasakrować literacką klasykę. Osadzona w średniowieczu książka Hermana Hessego, poetycko-filozoficzna opowieść o dwóch przyjaciołach i dwóch zupełnie różnych postawach życiowych została przerobiona na opowiastkę z gatunku tych które masowo produkuje niemiecka telewizja by puścić w poniedziałkowe popołudnie. Fabuła spłycona i uzupełniona o wątpliwe atrakcje, błędy historyczne w scenografii i kostiumach, które w zasadzie nie powinny mieć miejsca – wszystko tylko podkreślające ogólną bylejakość tej produkcji, którą co szczególnie smutne, wyreżyserował autor oscarowych Fałszerzy. Brak pomysłu jak przełożyć Hessego na język kina i brak chęci by uczynić z tego filmu, coś więcej niż ciąg kolorowych obrazów.

Bonusową nagrodę dla największego marnotrawcy aktorskich znakomitości otrzymuje Ridley Scott. Jodie Comer, Lady Gaga, Al. Pacino, Jeremy Irons, Adam Driver – plejada gwiazd, ale nawet oni nie byli w stanie uratować Domu Gucci i Ostatniego pojedynku.

Źródła zdjęć:

Zdj 1 – oficjalne materiały prasowe Gutek Film

Zdj 2 – oficjalne materiały prasowe Gutek Film

Zdj 3 – oficjalne materiały promocyjne HBO Polska