Ostatnia wieczerza

Na Noże 1

(Na noże, reż. Rian Johnson)

Okres świąteczny to czas, kiedy szybko przypominamy sobie, że rodzinne spotkania niekoniecznie należą do tych najłatwiejszych. Na pierwszy rzut oka wszyscy wesolutko podśpiewują kolędy, aż dojdzie do jakiegoś zwarcia między kuzynem trzeciego stopnia a ciotką ze Stanów. W Na noże podobna atmosfera panuje na 85 urodzinach mistrza kryminałów, Harlana Thrombeya.

W uroczystości bierze udział cała rodzina, a także gospodyni i osobista pielęgniarka solenizanta. Zanim podany zostanie tort już dojdzie do pierwszych scysji. Ktoś więc wyjdzie z domu, trzaskając drzwiami, ktoś inny odpali cichaczem skręta. Jednym słowem, typowe rodzinne get-together. Wszelkie animozje dałoby się prawdopodobnie zamieść pod dywan, gdyby nie dramatyczny finał wieczoru – wstrząsająca (choć niezwykle estetyczna) śmierć gospodarza. Dlatego też do posiadłości Thrombeyów przybywa grupa detektywów, aby ustalić okoliczności zgonu. Zdaje się bowiem, jakby całe owo tragiczne zajście było żywcem wyjęte z jednej z powieści kryminalnych Harlana (Christopher Plummer).

Jest więc wielkie trio: trup, podejrzani i detektywi. Rian Johnson stara się jednak wyłamać z konwencji typowego whodunnit. Mroczną scenerię zastępuje baśniową, andersonowską estetyką. Z kolei bohaterowie to autoironiczne, chodzące klisze: majętnego ojca, pustej synowej, wyrodnego syna, dobrej pielęgniarki. Wszystkie te zabiegi bronią się ze względu na samoświadomość filmu – Johnson postanawia wyśmiać tradycyjne techniki „docierania do prawdy”. Stosuje on pewne środki, które rozsadzają konstrukcję kryminału od środka, jak chociażby prorocze wymioty pielęgniarki Harlana, Marta (Ana de Armas), która po każdym kłamstwie dostaje natychmiastowych torsji. Z kolei pozorne rewelacje detektywistyczne – weźmy tajemnicze ślady w błocie – zamiast pomagać w rozwikłaniu zagadki, stanowią przyczynek do kolejnego gagu.

Jest także i on – Blanc, Benoit Blanc (Daniel Craig), który w groteskowej opowieści czuje się jak pączek w maśle. Sam stanowi postmodernistyczny zlepek wyobrażeń o detektywach. Wyjęty po trosze z powieści kryminalnych Agathy Christie, Blanc jest podrasowaną wersją Herculesa Poirot – taką z iPhonem w jednej i „Tęczą grawitacji” w drugiej dłoni. Podejrzewając, że wszyscy uczestnicy imprezy urodzinowej w mniejszym lub większym stopniu zamieszani są w śmierć Harlana Thrombeya, nakazuje im zostać na terenie posiadłości do czasu zakończenia dochodzenia. Niewiele czasu musi upłynąć, aby rodzina zaczęła dusić się we własnym sosie i rzucać oskarżenia, co Blanc trafnie podsumowuje: „Kiedy ludzie są zdesperowani, wyciągają noże”. Noże zostały wyjęte już dużo wcześniej, pytanie jednak brzmi, kto tu komu wbija je w plecy?

Na Noże 2

(Na noże, reż. Rian Johnson)

Na noże weszło do kin niecały miesiąc temu i już zdążyło obrosnąć legendą – niejednokrotnie padają słowa sugerujące, że jest to najlepsza komedia kryminalna od lat. O ile nie sposób przyczepić się do filmu Johnsona od strony komediowej, o tyle kryminał tu kuleje. Może problem polega na tym, że reżyser próbuje wrzucić za dużo grzybów do jednego barszczu. Starając się oszołomić widza feerią błyskotliwych rozwiązań, przeplata kryminalny pastisz z konfliktem klasowym, dorzucając do tego pościgi i wybuchy, aby na końcu pouczyć, że dobro popłaca. Zamiast więc subtelnie mrugać w stronę widza, niekiedy zatraca się w mnogości swych pomysłów, przez co ostatecznie nie trudno jest przewidzieć kolejne elementy układanki. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to kawał niezwykle zabawnego i bezbłędnie zagranego filmu.

Ciekawiej od kryminalnej intrygi prezentują się wątki klasowe. W swoich opowieściach członkowie rodziny nieustannie zmieniają narodowość pielęgniarki Harlana. Ta informacja podawana jest w formie komediowej, jednak Marta szybciej z Kubanki stanie się Portorykanką, niż rodzina Thrombeyów oduczy się swojej ignorancji. Ich tolerancja dla wykształconej i uprzejmej pracownicy jest całkowicie wyuczona, co doskonale ukazuje scena odczytania testamentu. Gdy okaże się, że jest on dla niej niezwykle korzystny, szybko straci wszystkich sprzymierzeńców, pojawi się nawet groźba ekstradycji jej rodziny. Przypomina to schemat łatwy do zaobserwowania w krajach wieloetnicznych – fasadowa tolerancja względem mniejszości narodowych znika w chwili, gdy ktoś próbuje wdrapać się na inny szczebel piramidy klasowej.

W Na Noże Johnson udowadnia, że radzi sobie nie tylko z kpiną, ale także z bardziej poważnymi tematami. Widz może wyjść z kina lekko oszołomiony rozbuchaną kreatywnością twórców i zadać sobie pytanie: czy ten film wie, jakim filmem chciałby być? Wątpię jednak, aby ktokolwiek poprosił o zwrot pieniędzy za bilet.

Barbara Marmuszewska