Kim jest Marcin?

Hardkor Disko

(Hardkor Disko, reż. Krzysztof Skonieczny)

Wszystko zaczyna się od kaczki dziwaczki. Taka to dziwna postać, nieprzystająca do towarzystwa, wytykana palcami. “A niech tę kaczkę gęś kopnie!” – teatralnie deklamuje w pierwszych minutach “Hardkor disko” mała dziewczynka. Główny bohater reżyserskiego debiutu Krzysztofa Skoniecznego trochę jest taką kaczką. Obcą, dziwną, dziką.

Marcin, wspomniany już główny bohater, wychodzi z lasu, przeskakuje płot, idzie mostem, dociera do opuszczonego wesołego miasteczka. Od początku ma nóż w dłoni. Jest samotny, spokojny wśród natury. Potem jedzie do miasta. Do Warszawy przyjeżdża by udać się do mieszkania Wróblewskich. Skupiony, ze swoistą żądzą krwi w oczach zdziwi się gdy drzwi otworzy mu młoda Ola. Nie tak miało być – Marcin przyjechał do jej rodziców, nie wiedział o jej istnieniu. Dziewczyna intryguje go – jej zawadiacka, pewna siebie postawa imponuje Marcinowi a ciepłą, letnią noc pełną alkoholu, narkotyków, muzyki, tańca i hedonizmu kończy z Olą w łóżku. Budzi się jednak sam a w kuchni już czekają na niego rodzice dziewczyny. Niejednego taka sytuacja wprawiłaby w spazmy zażenowania, ale Wróblewscy są na tyle nowocześni, otwarci i “cool”, że zapraszają Marcina na wspólne śniadanie, mimochodem dzieląc się z nieznajomym opowieściami ze swojego życia. Mówią o marzeniach, które zostały porzucone na rzecz dorobienia się i wartościach, które sprzedali w zamian za luksusowe mieszkanie i dostatnie życie. To tego świata Marcin chce się pozbyć, w końcu przyjechał tu by zabić rodziców Oli.

Hardkor disko” w polskim społeczeństwie został zrozumiany raczej opacznie. Niedopowiedzenia, które są przecież podstawą scenariusza odebrane zostały jako przerost formy nad treścią. Ale przecież Skonieczny daje widzowi pełne pole do interpretacji, podrzuca tropy według których można konstruować swoje wytłumaczenie zachowania Marcina, podsuwa pewne symbole, nigdy jednak nie podając gotowego rozwiązania. Najczęstszym tropem interpretacyjnym jest chyba pomysł, że Marcin jest synem rodziców Oli, którego z jakiegoś powodu porzucili przed jej narodzeniem. Wszystko by się tu zgadzało, w końcu chłopak zwraca się do do ojca Oli per “tato”. Zemsta za porzucenie byłaby zatem wytłumaczalnym motywem, niejako wyjaśniającym tajemniczą symbolikę filmu. Myślę jednak, że Skoniecznemu chodziło o coś więcej. Premiera “Hardkor disko” wyprzedziła o kilkanaście miesięcy pewien przewrót w społeczeństwie polskim, który nastąpił z końcem 2015 roku. Ówczesna zmiana obozu rządzącego jest podobna do tej, jakiej dokonuje Marcin. Nagła, zaskakująca, szybka. Po latach zachwytu nad kapitalizmem, wielkomiejskim dobrobytem do głosu doszli ludzie dotąd marginalizowani – ta część polskiego społeczeństwa (w tym Marcin), która domagała się znaczącej zmiany.

Hardkor Disko 2

(Hardkor Disko, reż. Krzysztof Skonieczny)

Marcin należy do pokolenia, którego rodzice wchodzili w dorosłe życie we wczesnych latach 90. Złoty okres tych lat, kiedy możliwości wyrastały jak grzyby po deszczu i każdy mógł zostać tym, kim chciał bezpowrotnie minął. Beneficjenci epoki transformacji stali się celem, a właściwie drogą do celu pokolenia młodych. Marcin idzie po swoje – ma dość obłudy, pozornej idylli, jest przedstawicielem pokolenia h a r d k o r, dla którego jedynym wyjściem jest rewolucja, a nie radosne dźwięki d i s c o, do których jego rodzice tańczyli w latach 90. To jedyny sposób by zobaczyć czy po zniszczeniu zastanego stanu rzeczy może narodzić się coś nowego. “Hardkor disko” to społecznie zaangażowane kino oferujące nowe spojrzenie na konflikt międzypokoleniowy i choć film Skoniecznego nie jest bez wad (przewidywalność, pretensjonalne dialogi), nie można mu odebrać siły rażenia.

Marcina często obserwujemy zza jego pleców, podążamy jego krokami po magnetycznie wyglądającej Warszawie. Poszatkowane, szybkie ujęcia z imprez przeplatają się z długimi, statycznymi scenami morderstw, które niejako zmuszają widza do doświadczenia “kary”, którą główny bohater wyrządza Wróblewskim. Niebiesko-szare, ponure zdjęcia Kacpra Fertacza, docenionego na festiwalu filmowym w Gdyni nagrodą dla najlepszego operatora, pomagają Skoniecznemu opowiedzieć tę historię obrazami, a nie dialogami, podczas gdy muzyka, choć momentami zbyt dosadna, trafnie oddaje klimat pulsującej Warszawy.

Samo miasto odgrywa tu ważną rolę – jest przecież katalizatorem postępującego rozwoju. W jednej ze scen Marcin patrzy na szklane wieżowce, tętniące życiem ulice Warszawy, w końcu znalazł się w miejscu Wróblewskich – to, co oni osiągnęli może należeć do niego. Ale taka Warszawa go nie interesuje. Marcin nie będzie jak ci, których zabił – poszuka własnej ścieżki. Być może znów wróci do samotności, do dzieciństwa, gdzie historie o gęsiach, które wykopały kaczkę dziwaczkę były tylko niewinną bajką. Być może wróci do opuszczonego wesołego miasteczka, straconego dzieciństwa i samotności, z której próbował się uwolnić.

Jakub Wanat