(Szatańskie tango, reż. Béla Tarr)
Co może zdziałać kino powolne w starciu z kinem szybkim, które nie tylko zdominowało nasze umysły, ale także dosłownie je zmieniło? Dlaczego slow cinema męczy współczesnego widza? Czy nuda może przerodzić się we frustrację i jaką perspektywę na te zagadnienia rzuca psychologia poznawcza i teoria umysłu?
Rozważania o przyczynach zmęczenia slow cinema poprzedzę nakreśleniem kontekstu oraz scharakteryzowaniem współczesnego widza jako osoby o plastycznym umyśle, jest to bowiem punkt wyjścia hipotezy, którą postawiłam. Obracać się będziemy w obrębie jednego z trzech najistotniejszych paradygmatów neuronauki poznawczej – tak zwanego embodied-embedded mind, czyli umysłu ucieleśnionego i osadzonego w kulturze i interakcjach społecznych. Paradygmat ten jest zespolony z podejściem kognitywistycznym, ukazuje bio-psycho-egzystencję człowieka. Najprościej mówiąc: uznaje, że na umysłowość wpływa masa czynników – od procesów motorycznych po – co nas interesuje w szczególności – uczestnictwo w kulturze.
Proponuję eksperyment: proszę włączyć kilkuletniemu dziecku “Bolka i Lolka” albo “Reksia”. Co się stanie? Najprawdopodobniej zacznie się niecierpliwić. Ja sama męczę się ślamazarnymi ruchami i powolną akcją. Ale już osoby ze starszych pokoleń nie podzielają takiego odczucia. Trudno się im jednak dziwić – filmy, które ma okazję oglądać „przeciętny”, młody widz są na każdej płaszczyźnie coraz bardziej zdynamizowane. Na dowód wystarczy prześledzić zmianę średniego czasu ujęcia na przestrzeni lat (12 sek. w roku 1930 i 2,5 sek. w 2010). Nie pozostaje to bez echa dla kształtu naszej umysłowości, która wymaga coraz więcej bodźców, a jednocześnie coraz krócej potrafi utrzymać uwagę. Wynika z tego zależność podobna do słynnego pytania: “co było pierwsze – jajko czy kura?”.W tym przypadku jajkiem jest format mediów (w którym zawiera się nie tylko kino mainstreamowe, ale też np. reklamy), a kurą format umysłowości. Blockbustery działają na zasadzie minimum wysiłku, maksimum zysku do tego stopnia, że pogrążyły to, co wydawało się być potęgą kina jako X muzy – syntezę sztuk. W przeciwieństwie do malarstwa czy muzyki, film to forma, w której możliwa jest komunikacja z odbiorcą poprzez dźwięk i obraz jednocześnie, jednak cały potencjał spala się, gdy wykorzystuje się to do absolutnego ułatwienia percepcji, chcąc by jeden kanał przekazu wzmacniał drugi, dzięki czemu dochodzi do takich absurdów, jak np. scena z Rose Tico w Gwiezdnych Wojnach: Ostatni Jedi, w której twórcy uznali, że nie wystarczy pokazać jak to pewien klub nie jest straszny i szemrany; musiała to podsumować mowa bohaterki pt. “jakże to miejsce nie jest straszne i szemrane”. Nie jest to jednak działanie do końca bezzasadne stricte poznawczo – Czesław Nosal wskazuje, że w perspektywie zalewu informacyjnego odbiorca broni się, zapamiętując coraz mniej informacji. Przeciętny zjadacz popcornu kieruje się tzw. mentalnością prawego kciuka – ma być szybko, prosto i jednoznacznie.
Dla tak sformatowanej umysłowości o znacznie podwyższonym progu pobudliwości, kino slow to prawdziwa udręka, powodująca nie tylko nudę, ale też frustrację (chcielibyśmy ten ruch “przyśpieszyć”) oraz zmęczenie właśnie. Dla umysłu karmionego szybkością, podążanie za ruchem powolnym jest nużące. Mimo że pasjonaci „kina-trwania” sprzeciwiają się takim stwierdzeniom, z perspektywy poznawczej slow to w istocie podejście retro, chociaż radykalizacja tej konwencji każe klasyfikować kino kontemplacji jako progresywne, a od strony percepcji – jako wyzwanie (o czym wprost mówią niektórzy twórcy, jak choćby Lav Diaz). Można zaryzykować stwierdzenie, że artysta staje się w tym momencie badaczem nudy i zmęczenia.
(Kobieta, która odeszła, reż. Lav Diaz)
Zmęczenia, które pojawia się z jeszcze jednego powodu. Jak możemy wyczytać w Kognitywnej teorii filmu, widz na bieżąco stwarza reprezentacje umysłowe informacji filmowej w tzw. modelu sytuacyjnym, gdzie łączy momentalny stan prezentowanej opowieści i jej dotychczasowy rozwój i na tej podstawie nieustannie przewiduje przebieg zdarzeń. Ma również do dyspozycji trzy rodzaje wiedzy, które wspierają model sytuacyjny: wiedzę fabularną (czyli wiedzę o typowych fabułach, gatunkach), ogólną wiedzę o świecie (w tym skrypty, kładące nacisk na związki przyczynowo-skutkowe) oraz wiedzę o filmowych formach przedstawienia (czyli to, jak konkretne zdarzenia fabularne zazwyczaj są przedstawiane). W związku z tym automatycznie staramy się przewidzieć przyszłą ścieżkę fabularną, a jak wiadomo slow cinema w dużej mierze bazuje na antynarracji – zamiast opowiadania stawia na pokazywanie, a forma góruje nad treścią. Nasza wiedza jest zatem bezużyteczna, a momentalna konieczność nadbudowania nowej może być męcząca. Slow cinema nie pasuje do schematu i w tym zakresie jest przewrotnie nie-nudne, lecz to wymaga od widza wysiłku. Walka z tendencją do doszukiwania się historii raczej utrudnia to, co w idei kina powolnego jest tak istotne – czyste, niemal fenomenologiczne doświadczenie temporalne.
Twórcy, którzy starają oddać na ekranie wrażenie czasu rzeczywistego – Tsai Ming-Iiang, Lav Diaz, Aleksander Sokurow – igrają ze wspomnianą wiedzą ogólną o świecie widza, pozwalającej w montażu logicznie skracać pewne czynności w klasycznych filmach fabularnych. Sztandarowym przykładem takiego zabiegu są wszelkiej maści sceny erotyczne; forma przedstawienia ogranicza się do ukazania pocałunku, a następnie “przeskakujemy” do leżących nago bohaterów. Bazowanie w filmie na czasie rzeczywistym dla mózgu może być czymś podobnym do zabronienia sprawnej montażystce używania skrótów klawiszowych. Prowadzi do frustracji i zmęczenia, bo widz wie, że sam może zrobić to szybciej. To nie jest więc tak, że “twórcy poprzez spowolnienie oczyszczają naszą percepcję”.
Kontrargumentem wobec przytoczonych przeze mnie zarzutów może być efekt nowości obcowania ze slow cinema. Gdy Beeban Kidron w ramach projektu “Filmclub” prezentowała dzieciom klasyki pokroju Czarnoksiężnika z Oz, czyli jednak filmy o znacznie wolniejszym tempie, niż widuje się dzisiaj w mainstreamie, wzbudziły niemałe poruszenie dzięki temu, że taka forma opowiadania była dla młodych widzów nowa. Z drugiej jednak strony efekt nowości nie działa długo i słabnie z każdym kolejnym powtórzeniem.
Oczywiście na odbiór dzieła filmowego składa się jeszcze wiele pozapoznawczych czynników, jak choćby nastrój, jednak wobec tych wszystkich argumentów nie mogę zgodzić się z Martą Stańczyk, piszącą:
“Mimo że na obrzeżach kina wolnego rytmu od początku funkcjonowali artyści związani z video-artem – jak James Benning czy Sharon Lockhart – to zaangażowanie przez Luwr Tsai Ming-Iianga i Aleksandra Sokurowa jest niepokojącym sygnałem oderwania slow cinema od jego najistotniejszego wyznacznika – doświadczenia. W galerii bowiem trwanie sprowadzone zostaje do idei trwania”.
Ryzykując łatkę kalibana slow cinema, stwierdzam, że to właśnie idea i jej rozważanie jest dla mnie o wiele ciekawsze, niż samo oglądanie filmów, wydłużonych do granic możliwości, tak samo jak wpatrywanie się w pisuar jest dużo mniej zajmujące, niż dyskutowanie o sztuce ready-made. Chcę również zaznaczyć, że nie była moim celem ocena, czy doświadczenie zmęczenia w kinie kontemplacyjnym jest dobre czy złe, uznając zwłaszcza, że nuda i zmęczenie są niemal cechami tego “nurtu”. Chciałam jedynie zarysować naukowe wyjaśnienie oraz wskazać kolejną płaszczyznę, na której kino jako sztuka i psychologia jako nauka mogą wzajemnie na siebie oddziaływać i przenikać. Mimo wszystko, kto nie zasnął na Szatańskim tangu nich pierwszy rzuci kamień.
Dagmara Cioska
Bibliografia:
-
Carr Nicholas, Płytki umysł: jak Internet wpływa na nasz mózg, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2013
-
Dennett Daniel, Natura umysłów, Wydawnictwo CIS, Warszawa 1997
-
Ostaszewski Jacek (red.), Kognitywna teoria filmu. Antologia przekładów, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków 1999
-
Nęcka Edward, Jarosław Orzechowski, Błażej Szymura, Psychologia poznawcza, Wydawnictwo Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej “Academica”: Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008
-
Stańczyk Marta, Czas w kinie. Doświadczenie temporalne w slow cinema, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019
-
Sztuka Maria, Wszechmocny prawy kciuk (nt. badań pod kierownictwem Małgorzaty Górnik-Durose), Gazeta Uniwersytecka UŚ nr 2 (212), Katowice 2013