Przepraszam, że przeszkadzam (2019, reż. Boots Riley)
Nic nie jest za darmo, a dobrymi chęciami rodziny nie wykarmisz. Kasa musi się zgadzać, nawet jeśli oznacza to zaprzedanie duszy amoralnej korporacji i pożegnanie z własnymi ideałami. Dzień jak co dzień w kochanym kapitalizmie.
Ze sfałszowaną nagrodą dla pracownika miesiąca pod pachą i zmyślonym CV w ręce, Cassius “Cash” Green (Lakeith Stanfield) szuka pracy. Na co dzień mieszka w garażu wujka na przedmieściach Oakland, jeździ starym rzęchem i boi się końca świata, więc wizja finansowej niezależności brzmi wyjątkowo kusząco. Wydaje się, że los w końcu uśmiecha się do Casha, gdy jego umiejętność wciskania kitu staje się przepustką do nowej kariery – w zawodzie telemarketera wszystkie chwyty są dozwolone, a gładkie kłamstwa zawsze w cenie. Wyjątkowy talent do przybierania “białego głosu” na czas rozmowy telefonicznej sprawia, że Cash szybko pnie się po szczeblach kariery i wkrótce wjeżdża szczerozłotą windą na wyższe piętro korporacyjnego Mordoru, zostawiając w dole niewypłacalnego pracodawcę, strajkujących związkowców i dawnych przyjaciół.
Gra toczy się o coraz wyższe stawki, a na jaw wychodzą nieczyste zagrania grubych ryb. Szef całego tego bałaganu, Steve Lift (Armie Hammer), wciąga kokę na śniadanie, w południe wyzyskuje swoich pracowników do granic możliwości, a wieczorami urządza dzikie orgie. Każdy, nawet najbardziej nikczemny plan usprawiedliwia chęcią większego zysku, a zaślepione pieniądzem społeczeństwo przyjmuje jego pomysły jak nowe objawienie. Tylko Cassius, który przypadkiem trafia do tego świata zdegenerowanego blichtru, nie potrafi już dłużej milczeć.
Nie ma sensu się oszukiwać – Boots Riley nigdy nie słynął z subtelności przekazu, więc po jego filmowym debiucie również nie należy spodziewać się cudów. Twórca zaangażowany, który działa w świecie polityki od ponad trzech dekad, nigdy nie próbował oddzielać jej od swojej sztuki. Już albumy wydawane z grupą The Coup nosiły wyraźne znamiona socjalistycznych przekonań rapera-aktywisty: w jednym z teledysków pojawia się jako przywiązany do krzyża Strach na Wróble rodem z “Czarnoksiężnika z krainy Oz” i ostrzega wyzyskiwaczy przed czekająca na nich gilotyną. Nie powinno więc dziwić, że również filmowa przypowieść o zgrozie kapitalizmu w wykonaniu Rileya nie stroni od mocnych środków wyrazu i wbija widzom pożądany przekaz do głów z delikatnością kija bejsbolowego. Nie oznacza to jednak, że “Przepraszam, że przeszkadzam” ogląda się bez przyjemności. Wręcz przeciwnie, wystarczy otwarta głowa i trochę dobrej woli, by zanurzyć się w absurdalnym świecie antykapitalistycznej satyry i całkiem dobrze się tam bawić.
Przepraszam, że przeszkadzam (2019, reż. Boots Riley)
“Przepraszam, że przeszkadzam” to wariacja na temat Stanów Zjednoczonych, której siła leży w tym, że nie jest wcale odległa od rzeczywistości. Można bowiem odnieść wrażenie, że zaledwie krok dzieli nas od totalnego ogłupienia i masowego szaleństwa na punkcie brutalnych programów telewizyjnych, w których w imię rozrywki i oglądalności uczestnicy okładają się nawzajem pięściami. Boots Riley zastanawia się, jak w dobie viralowych filmików mogą do głosu dojść aktywiści i zachęca widzów, by spróbowali samodzielnego myślenia. Podobno ma przyszłość.
Reżyser mierzy wysoko i stawia sobie bez mała górnolotne cele. Gdyby nie innowacyjna forma, retoryczne grzeszki byłyby o wiele trudniejsze do przyjęcia. Na szczęście Boots Riley ujmuje ambitne dążenia w nawias ironii, mając świadomość, że bez niej film stałby się zaledwie propagandową, antykapitalistyczną papką.
Wymykająca się prawom logiki komediowa akcja toczy się jednak wartko, a widz nie ma czasu jej kwestionować. Rytm wyznaczają kolejne rapowane wersy, feeria barw sączy się z ekranu, a kostiumy mówią wszystko o postaciach, zanim te zdążą otworzyć usta. Wybuchowa mieszanka niepokornych rozwiązań służy Rileyowi, jak we wcześniejszych latach muzyka, by jasno przedstawić zarzuty wobec amerykańskiego społeczeństwa. Reżyserowi wyraźnie nie podoba się to, jak został urządzony jego kraj, zwraca więc ostrze satyry przeciw tym, którzy jego zdaniem ponoszą za to odpowiedzialność.
Jak zwykle bywa w przypadku mocno zaangażowanych filmów, “Przepraszam, że przeszkadzam” nie jest lekturą dla każdego. Jeśli jednak nie reagujecie alergicznie na mocne polityczne przesłanie ubrane w komediowe szaty, dajcie się porwać na szaloną przejażdżkę opłotkami Oakland. Nie pożałujecie.
Małgorzata Mączko
Przepraszam, że przeszkadzam (Sorry to Bother You)
USA 2018, 111’
reż. i scen. Boots Riley, zdj. Doug Emmett, prod. Significant Productions, MACRO, Cinereach, wyst. Lakeith Stanfield, Tessa Thompson, Jermaine Fowler, Steven Yeun, Armie Hammer