Ośmiorniczka

201914539_2Eliza i Marcela  (2019, reż. Isabel Coixet)

Najnowszy film Isabel Coixet przenosi widownię w czasy, gdy związki homoseksualne były w Europie prawnie zakazane, edukacja dla dziewcząt stanowiła fanaberię, a kino jako narracyjne medium dopiero rozwijało się, opowiadając ckliwe, melodramatyczne historyjki.

„Eliza i Marcela” miał być kinem społecznym, wyrażającym wsparcie dla legalizacji związków jednopłciowych. Coixet przeniosła na ekran prawdziwą, niesamowitą historię dwóch kobiet, które dzięki intrydze wzięły nielegalnie ślub kościelny w Hiszpanii początku na XX wieku. Elisa (Natalia de Molina) i Marcela (Greta Fernández) poznały się jako nastolatki w szkole prowadzonej przez siostry zakonne. Wspierając się razem w niesprzyjających dla dziewcząt warunkach dorastania patriarchalnego, katolickiego świata, szybko się w sobie zakochują. Po kilkuletniej rozłące spowodowanej wysłaniem Marceli do szkoły z internatem, kobiety postanawiają zamieszkać razem, ku zgorszeniu mieszkańców małego miasteczka, w którym obie uczą. By zostać zaakceptowanymi przez społeczeństwo, Elisa usuwa się w cień, by powrócić w przebraniu mężczyzny, podając się za swojego kuzyna. Dzięki tej maskaradzie, kobietom udaje się zawrzeć kościelny związek małżeński, co będzie pierwszym z wielu desperackich kroków, by mogły one w spokoju wieść razem życie.

Na konferencji prasowej po premierze filmu, Coixet opowiadała o „Elizie i Marceli” jako o swym passion project, nad którym pracowała przez dziesięć lat, a którego nikt nie chciał sfinansować. Ciężko jednak uwierzyć w słowa hiszpańskiej artystki, patrząc na melodramat wyreżyserowany tak ciężką ręką oraz o scenariuszu pozbawionym wyrazu i uczuć. Przez bałagan narracyjny z dziwaczną ramą i nadmiarem niepotrzebnych wątków oraz ledwie zarysowane portrety bohaterów, którzy są równie skomplikowani jak paleta kolorystyczna filmu, immersja widza w prawie dwugodzinny obraz okazuje się niemożliwa. Relacja bohaterek składa się niemal wyłącznie ze zdarzeń dramatycznych, pozostawiając codzienność ich relacji w elipsie. Ich dialogi sprowadzają się w większości do sentymentalnych, wyświechtanych zdań-frazesów, które swoje największe stężenie pretensji i ckliwości osiągają w okropnej sekwencji deklamowania listów w kierunku kamery, gdy zostają one rozdzielone przez wyjazd Marceli. Gdy kobiety są znowu razem, następujące po sobie sceny ukrywania ich związku i rosnącej wobec nich nietolerancji okazują się tylko kolejnymi znanymi tropami do odhaczenia. Griffith robił to lepiej już 100 lat temu.

201914539_3Eliza i Marcela  (2019, reż. Isabel Coixet)

Obok narracyjnego chaosu, Coixet wprowadza do swojego filmu skansenowość formy – czarno-białe zdjęcia, miękki montaż a’la diafragma iris czy obniżenie jakości obrazu przez cyfrową ziarnistość – najmocniejsze formalne podkreślenia w dziele Hiszpanki wydają się właściwie nieuzasadnione. Nie wprowadzają do „Elizy i Marceli” sentymentalnej tęsknoty za przeszłością, nie odwołują się do dawnej kultury filmowej, w końcu nie ewokują żadnych oczywistych intertekstualnych tropów. Wyglądały one raczej jako pewnego rodzaju atrakcjony dla znudzonej festiwalowej publiczności. Chwyt, dzięki któremu formaliści mogliby skategoryzować film Coixet jako sztukę.

Jedyne, co tak naprawdę wyróżnia się w „Elizie i Marceli” to nieliczne, acz odważne sceny erotyczne między głównymi bohaterkami, posługującymi się nietypowymi erotycznymi rekwizytami. W scenie wspólnego spaceru po plaży, stanowiący pierwszą chwilę wolności od bezustannej patriarchalnej opresji, na piasku można dostrzec wodorosty, zaś w tle suszą się złowione przez rybaków ośmiornice. Oba te detale powrócą w scenach lesbijskiego seksu, z jednej strony dostarczając bohaterkom nowych, ekstremalnych sensualnych doświadczeń w cieniu społecznej dezaprobaty, z drugiej odnosząc się bezpośrednio do pierwszych wspólnych szczęśliwych chwil.

Problemy filmu Coixet najlepiej obrazują jego napisy końcowe, w czasie których został zawarty pokaz slajdów ze ślubów par lesbijskich udzielonych w Hiszpanii. Nowy film reżyserki miał być hymnem na cześć homoseksualnej miłości i manifestem buntu wobec braku możliwości zalegalizowania jednopłciowego związku, jednak swoją przaśnością przypomina weselny akompaniament kapeli disco-polo. I tak jak ten gatunek muzyczny, film Coixet nie jest ani dość przystępny, by przekonać swych przeciwników, ani dość estetycznie przekonujący, by znaleźć poklask u własnych popleczników.

Bartosz Tesarz

Elisa i Marcela
Hiszpania 2019
reż. Isabel Coixet, scen. Isabel Coixet, Narciso de Gabriel, zdj. Jennifer Cox, prod. Lanube Películas, Axencia Galega das Industrias Culturais (AGADIC), Institut Catalŕ de les Empreses Culturals (ICEC), wyst. Natalia de Molina, Greta Fernández.