Climax (2018, reż. Gaspar Noe)
W swojej twórczości Gaspar Noé od lat konsekwentnie dąży do jak najgłębszego, zmysłowego poruszenia widzów. Stosuje w tym celu cały wachlarz zabiegów, wśród których starannie dobrana muzyka zajmuje kluczowe miejsce.
Żaden z niego enfant, lecz wciąż bywa uparcie terrible. Noé w liczbie osób opuszczających pokazy jego filmów rywalizować może jedynie z Larsem von Trierem, a brak żywej, negatywnej reakcji ze strony widzów uznaje za zły znak. Po zeszłorocznej canneńskiej premierze „Climaxu” zastanawiał się w wywiadach, co zrobił tym razem nie tak, że nie zniechęcił do swojego dzieła większej części publiczności. Choć jedynym pewnikiem w twórczości reżysera wydaje się być przede wszystkim niezmienna chęć szokowania i gorszenia, to w rzeczywistości jest on artystą bardzo konsekwentnym, krążącym od lat wokół tych samych tematów i rozwiązań inscenizacyjnych.
Największą fascynację Noé stanowią stany graniczne, do jakich potrafią doprowadzić substancje psychoaktywne, alkohol lub ekstremalnie silne emocje. Bohaterowie jego filmów często i chętnie eksperymentują z używkami, a sceny narkotycznych tripów, totalnych odlotów i nagłych zjazdów wyznaczają rytm prawie wszystkich pełnometrażowych fabuł reżysera. Oglądając jego filmy można odnieść wrażenie, że Noé za punkt honoru stawia sobie wprowadzenie widza w trans podobny do tego, w jakim pogrążają się jego bohaterowie. By uzyskać najlepszy efekt, twórca ucieka się do rozwiązań wizualnych i audialnych, które mają wpłynąć na zmysły odbiorcy i dosłownie zawrócić mu w głowie. Niespokojna praca kamery, feeria barw, ulubiona przez reżysera pulsująca czerwień czy efekty rodem z Windows Media Playera z wczesnych lat 2000 (halucynacje we „Wkraczając w pustkę”) to najczęstsze chwyty, które stosuje Noé, by grać ze wzrokiem widza.
Enter the Void (2009, reż. Gaspar Noe)
Równie dużą wagę reżyser przykłada do strony dźwiękowej swoich dzieł. Jego wybory muzyczne są eklektyczne, lecz zawsze przemyślane i służące jeszcze większemu zaangażowaniu zmysłowemu widza. Noé dążąc do spełniania swoich artystycznych wizji nie boi się mieszać różnych rodzajów muzyki i sprawnie lawiruje między skrajnie odmiennymi gatunkami i twórcami.
Cele reżysera realizują się najpełniej, gdy współpracuje z kompozytorem, Thomasem Bangalterem. Francuski muzyk, na co dzień kryjący twarz pod robotyczną maską jako jedna druga duetu Daft Punk, po raz pierwszy pracował z Noé przy filmie „Nieodwracalne” (2002). Reżyser chętnie przytacza anegdotę o początkach ich kooperacji: z Bangalterem było łatwo się dogadać, bo jego solowe kawałki nie ukazywały się nakładem żadnej z dużych wytwórni. Wystarczyło zatem ładnie poprosić, a muzyk zgodził się na wykorzystanie gotowych kompozycji w filmie, a nawet zaproponował, że może stworzyć kilka nowych utworów. W ten sposób cały soundtrack drugiego pełnometrażowego filmu Noé wyszedł spod ręki Bangaltera.
Bez udziału Francuza „Nieodwracalne” byłoby zupełnie innym dziełem, a i kolejne filmy Gaspara Noé mogłyby brzmieć inaczej. Panowie połączyli bowiem siły jeszcze dwukrotnie: we „Wkraczając w pustkę” Noé mógł dowolnie miksować dostarczone przez Bangaltera ścieżki, a „Climax” okraszono napisanym specjalnie na potrzeby tego filmu utworem „Sangria”.
Kompozytor doskonale rozumie artystyczne dążenia reżysera, co słychać już w ich pierwszym wspólnym filmie, którego istotą jest bezmyślna, przerażającą brutalność. Noé testuje wytrzymałość widzów, prezentując odwróconą chronologicznie historię narastającej przemocy. Film otwiera zatem okrutne morderstwo, a centralny punkt dzieła stanowi długa, trudna w odbiorze scena gwałtu. Finał przynosi natomiast obraz letniej popołudniowej sielanki, któremu towarzyszy niekomfortowa świadomość okrucieństwa, jakie wkrótce spotka bohaterów. To wszystko rozgrywa się w rytm utworów Bangaltera, spośród których jeden wyróżnia wyjątkowa moc oddziaływania na słuchaczy. „Rectum” rozbrzmiewa w początkowej części filmu, gdy bohaterowie szukają zemsty na gwałcicielu, którego spodziewają się znaleźć w szemranym klubie. Chaotyczna, wirująca kamera i czerwone światło – tak charakterystyczne dla filmów Noé – spotykają się tutaj z pulsującą, drażniącą muzyką, która zdaje się wwiercać w mózg odbiorcy. Dzieje się tak za sprawą użytej przez Bangaltera niskiej częstotliwości dźwięku na poziomie 27 Hz. Jest ona używana przez policję do rozpraszania agresywnych tłumów i wywołuje u słyszących ją osób reakcję fizyczną – ból głowy, a nawet mdłości. Utwór „Rectum” w połączeniu z intensywnością strony wizualnej sprawia, że publiczność w kinie nie może pozostać obojętna – w Cannes widzowie opuszczali salę masowo.
Jest to skrajny przykład tego, do czego zdolny jest duet Bangalter-Noé. Choć pozostałe utwory powstałe w wyniku współpracy twórców nie sięgają już po środki wpływające bezpośrednio na samopoczucie widzów, to i tak dążą do oddania stanu szaleństwa wywołanego używkami. Również najnowsza „Sangria” wpisuje się w ten trend i nic nie wskazuje, by Noé miał w najbliższym czasie zmienić twórcze zainteresowania.
Reżyser ma jednak także drugie, nieco poważniejsze oblicze, które dochodzi do głosu przy doborze muzyki mającej podkreślić wagę emocjonalną wybranych scen. Nie zawsze się ono ujawnia, jak chociażby w „Climaxie”, którego soundtrack składa się wyłącznie z muzyki współczesnej. We wcześniejszych filmach reżysera zdarzało się jednak wielokrotnie, że sięgał on po muzykę klasyczną, by niejako uszlachetnić poszczególne sceny. W efekcie na ścieżkach dźwiękowych jego dzieł dochodzi do nieoczekiwanych połączeń, takich jak we „Wkraczając z pustkę”: utwór „Muthafunker” spotyka się tam z „Salve Regina” i Bachem.
Nieodwracalne (2002, reż. Gaspar Noe)
Symptomatyczny wydaje się znów przykład zaczerpnięty z filmu „Nieodwracalne”. Dzieło, które otwierała muzyka Bangaltera zamyka bowiem fragment „VII Symfonii” Beethovena. W rozmowie w ramach Red Bull Music Academy Noé przyznawał, że skoro wielu reżyserów sięga po utwory Bacha lub Beethovena dla uwznioślenia swoich filmów, to on również może spróbować takiego rozwiązania. Rosnąca w siłę muzyka orkiestrowa, towarzysząca odpoczynkowi bohaterki w parku, celowo kładzie się cieniem na całej scenie, odzierając ją z pozytywnych odczuć i ostatecznie przygnębiając widza. Noé nie byłby sobą, gdyby pozostawił Beethovena w formie niezmienionej, dlatego też w ostatnich sekundach przechodzi on w szumiący dźwięk, przygotowany przez Bangaltera. W połączeniu w migoczącym, białym tłem, miał w zamyśle reżysera zapowiadać narkotyczne wizje z „Wkraczając w pustkę”, o których realizacji już wtedy marzył.
Noé porusza się w swoich dziełach między dwoma skrajnymi muzycznymi rejestrami: od techno do muzyki klasycznej, od Bangaltera do Beethovena. Eklektyczne ścieżki dźwiękowe są znakiem rozpoznawczym jego twórczości w takim samym stopniu, jak stała tematyka dzieł oraz rozwiązania wizualne, do których reżyser bezustannie powraca. Jest on twórcą w pełni świadomym siły oddziaływania na widza, jaką może uzyskać łącząc w przemyślany sposób poszczególne warstwy dzieła i czyniąc swoje filmy doświadczeniem niemal narkotycznym. Na temat samego twórcy krążą różne opinie, lecz trzeba przyznać mu jedno – w tym szaleństwie jest metoda.
Małgorzata Mączko