Z perspektywy Paryża (2017, reż. Jean-Paul Civeyrac)
„Tak samo jak najprawdziwszym i najgłębszym tematem wszelkiego malarstwa jest samo malarstwo, tak najprawdziwszym i najgłębszym tematem kina nie może być nic innego jak samo kino”. Tak w 1947 roku napisał Jean Epstein – impresjonista, a zarazem jeden z największych „poetów ekranu” filmu niemego.
Cytat ten jest szczególnie znamienny w kontekście francuskiego kina, być może najbardziej rewolucyjnego w całej historii sztuki ruchomych obrazów. Wystarczy przywołać nazwiska Godarda i Truffaut, aby zrozumieć istotę słów Epsteina. Obcując z filmami nowofalowców, trudno nie dostrzec tej obsesyjnej fascynacji samymi możliwościami kina. Bunt młodocianych krytyków oraz późniejszych reżyserów wobec skostniałych tradycji kina do dzisiaj pozostaje bodaj najszczerszym wyrazem miłości do sztuki filmowej. Nic zatem dziwnego, że pomimo upływu ponad połowy wieku Nowa Fala nadal żyje w świadomości artystycznej, szczególnie reżyserów francuskich, jako ten esencjonalny nurt dla sztuki filmowej. Dowodem wciąż gorącego nowofalowego uczucia jest „Z perspektywy Paryża”, najnowszy film Jeana-Paula Civeyrac.
Przywołany kontekst historyczny jest dosyć istotny dla utworu Civeyraca, będącego nie tyle obrazem neonowofalowym, co świadomym hołdem dla całego dorobku modernistycznego kina europejskiego lat 60. i 70. Przywołując terminologię krytyków „Cahiers du Cinéma” najwłaściwiej byłoby tytułować film utworem kinofliskim, czyli dziełem, którego „najprawdziwszym i najgłębszym tematem” jest samo kino. Już sama fabuła „Z perspektywy Paryża” wskazuje wyraźnie na kinofilską pasję reżysera. Etienne, główny bohater filmu, przeprowadza się do stolicy Francji, aby studiować w prestiżowej szkole filmowej. Zostawiając za sobą rodzinę i dziewczynę, wkracza w świat artystycznych fascynacji oraz przelotnych romansów, które niejednokrotnie wystawiają jego moralność na próbę. Tam też przychodzi mu skonfrontować swoje ideały i marzenia ze skomplikowaną rzeczywistością.
Z perspektywy Paryża (2017, reż. Jean-Paul Civeyrac)
Po tym krótkim opisie można przypuszczać, że inspiracja Nową Falą przejawia się u Civeyraca nie tylko na poziomie stylistyki (czarno-białe zdjęcia, miękki montaż) czy struktury (podział fabuły na rozdziały), ale również w modernistycznej narracji. Tym samym siła ciężkości nie spoczywa na samej akcji, ale na niezdolnych do działania bohaterach: ich wewnętrznych dylematach czy długich, filozoficznych rozmowach, które ostatecznie zamieniają się w monologi pozbawione puenty. Może więc drażnić pewna niekompatybilność twórczej filozofii reżysera wobec przedstawianych współczesnych realiów. Oglądając francuskie filmy z lat 60 i 70. wierzymy w te nadęte i patetyczne dialogi, gdyż jesteśmy świadomi, że filozoficzne dylematy bohaterów w „Do utraty tchu” stanowią nieodłączny element autorskiej strategii Godarda. W filmie Civeyraca następuje zgrzyt w momencie, gdy widz uświadamia sobie, że za „kwiecistymi” dialogami nie stoi żadna autorska polityka. To raczej stylistyczno-narracyjny zabieg przystosowania filozofii nowofalowej do naszych czasów. Nie trudno odnieść wrażenie, że reżyser próbuje osiągnąć dwa sprzeczne cele – sportretować współczesne pokolenie francuskie, a zarazem stworzyć film na wskroś nowofalowy zakorzeniony w problemach lat 60.
Niemniej, trudno też oprzeć się samoświadomości artystycznej filmu, szczególnie, gdy bohaterowie zaczynają rozmawiać o kinie włoskim na zajęciach z historii filmu. Z ust prowadzącej padają największe nazwiska europejskiej kinematografii; Antonioni, Fellini, Pasolini, a nawet mniej popularny Argento. Jakby tego było mało, zaraz odzywa się niepokorny student – miłośnik niszowego kina, który pragnie usilnie przekonać, że mniej znani reżyserzy, jak chociażby Bonnard, czy Fulci są równie wybitni. Można posądzić reżysera o zuchwały popis erudycji filmowej, ale można też wspólnie z bohaterami filmów poddać się fascynacji kinem minionej epoki. Co istotne, Civeyrac nie ma ambicji stworzenia arcydzieła na miarę przywołanych powyżej mistrzów. Z pokorą, ale także nieodpartą fascynacją, pochyla się nad tym kinem i hołduje mu w najprostszy, a zarazem najszczerszy sposób – zarażając swoją obsesyjną miłością do kina wszystkich bohaterów filmu, aby następnie pozwolić im wejść we wspólny dialog. I pomimo tego, że nie zawsze wierzę ich rozprawom rodem z dzieł Pascala,czy Satre’a, to z pewnością wierzę w szczerą i poruszającą miłość Civeyraca samego do kina.
Bartosz Markowski
Z perspektywy Paryża (premiera – 19.10.2018)
Francja 2017, 137′
scen. i reż. Jean-Paul Civeyrac, zdj. Pierre-Hubert Martin, prod. Moby Dick Films, ARP Selection, Arte/Coifnova 13, wyst. Andranic Manet, Diane Rouxel, Jenna Thiam, Gonzague Van Bervesseles