Apostoł (2018, reż. Gareth Evans)
Na pierwszy rzut oka „Apostoł” nie wygląda jak film wyreżyserowany przez Garetha Evansa (twórcy napakowanego akcją „The Raid”). Kamera niespiesznie przemierza przestrzeń, długie ujęcia budują nastój grozy, a utrzymane w chłodnej palecie, wyprane z kolorów zdjęcia podsycają duszną atmosferę. Zanim na ekranie pojawi się pierwsza krew, minie dobre dwadzieścia minut. Kiedy jednak już popłynie, nie będzie można jej zatamować.
Evans – ekspert od kina kopanego – tym razem postanowił zabawić się gatunkami. Jego najnowszy film rozpoczyna się jak klimatyczny thriller w duchu „Osady”, by po chwili skręcić w stronę stylistyki gore, po drodze zahaczyć o kino akcji spod znaku wcześniejszych dokonań reżysera, zaliczyć spotkanie z baśniowymi kreaturami żywcem wyciągniętymi z wyobraźni Guillermo del Toro, a w finale zrobić nieoczywisty zwrot ku wątkom ekologicznym.
Mamy rok 1905. Zmięty i stłamszony życiem Thomas Richardson (Dan Stevens) przypływa na odciętą od świata wyspę, aby odzyskać siostrę z rąk tajemniczej sekty. Mężczyzna próbuje wtopić się w hermetyczną społeczność, która zwróciła się ku naturze i pogańskim kultom. Przewodzona przez proroka Malcolma (Michael Sheen) wspólnota to grupa wyrzutków, ludzi rozczarowanych dotychczasową egzystencją. Ich wiara koncentruje się wokół bogini uosabiającej siły płodności. Wyspa jest dla nich obietnicą raju – nowego, utopijnego świata, w którym wszyscy są równi. Richardson wydaje się uodporniony na wszelkie psychologiczne sztuczki i płomienne kazania wygłaszane przez charyzmatycznego lidera grupy. Zmagający się z własnymi demonami bohater z obłędem w oczach, rozchwianym krokiem przemierza okolicę, odkrywając kolejne tajemnice i rewidując dotychczasowe poglądy. Okazuje się bowiem, że nie tylko on jest intruzem na wyspie, a matka natura nie tyle obdarza, co karmi się swoimi dziećmi.
Apostoł (2018, reż. Gareth Evans)
W „Apostole” Gareth Evans udowadnia, że jego talent nie ogranicza się jedynie do inscenizowania ekranowej rzezi. Balansując pomiędzy chrześcijańską a pogańską ikonografią, snuje opowieść o fanatyzmie, kryzysie wiary i odkupieniu win. Reżyser dokonuje autopsji swoich bohaterów, penetruje najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, wywlekając na wierzch brud i zepsucie. Nie udaje mu się jednak całkowicie odciąć od wcześniejszej twórczości. Owszem, w filmie można doszukiwać się fabularnej głębi, pojawia się tu zabawa konwencjami, a podłoże psychologiczne postaci jest wyraźnie nakreślone. Patrząc jednak na wizualnie wysublimowane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach obrazy tortur, trudno nie domyślić się, co najbardziej pociąga reżysera. Gareth Evans fetyszyzuje przemoc. Najlepiej widać to w (przeciągniętej do granic możliwości) scenie, w której zabieg lobotomii urasta do miana religijnego rytuału. Jest tu wszystko: zabawa perspektywą, doskonała inscenizacja, wystylizowane zdjęcia, sugestywne zbliżenia i muzyka niemal równie drażniąca jak krzyki ofiary. A gdzieś w tle wybrzmiewa ekstatyczne uniesienie reżysera, który równocześnie każe nam patrzeć i odwracać wzrok.
Dosadne pokazywanie przemocy i krew lejąca się strumieniami (w tym stwierdzeniu nie ma ani grama przesady) przypominają nam, z jakim twórcą mamy do czynienia. Reżyser nie bawi się w półśrodki czy dwuznaczności. Lubi uciekać się do sugestywnych obrazów i prostej symboliki spod znaku płonących krzyży. Jeżeli jednak Evans zapomniał, czym jest subtelność, to dla grającego na najwyższych tonach Dana Stevensa stanowi ona zupełnie obce pojęcie. Brytyjczyk wyzbył się nienagannego akcentu i ogłady Matthew Crawley’a z „Downton Abbey”, a na ekran przeniósł całe swoje szaleństwo z „Legionu”, podkręcając je do maksimum i wydobywając ze swojego bohatera pierwotną dzikość. Mimo że postać Dana Stevensa kilkukrotnie niebezpiecznie zbliża się do karykatury,w nasycony przemocą świat wykreowany przez reżysera wpisuje się jednak doskonale.
Nie wiadomo, czy Evans miał zamiar nakręcić horror, ultra-brutalne kino akcji, czy niecodzienny film ekologiczny . Z tej przedziwnej mieszanki narodził się ponad dwugodzinny krwawy spektakl, który miejscami gubi tempo, potyka się o własne ambicje, jednak za każdym razem wstaje i pędzi dalej, docierając do mety z zaskakująco udanym rezultatem.
Magdalena Wilk
Apostoł (premiera: 21.09.2018)
USA, Wielka Brytania
reż. Gareth Evans, scen. Gareth Evans, zdj. Matt Flannery, wyst. Dan Stevens, Micheal Sheen, Lucy Boynton, Bill Milner, Mark Lewis Jones, Elen Rhys, Kristine Froseth