Don’t Worry, You Won’t Be Disappointed

Dont Worry, You Wont Get Far On Foot (2018, reż. Gus Van Sant)

Tytuł nowego filmu Van Santa aż się prosi o parafrazy i zdania-kapsułki, które mogłyby pełnić funkcje zwięzłych mikro recenzji. Don’t Worry, Gus Won’t Disappoint You. Don’t Worry, It’s Not a Waste of Money. W kontekście miernego konkursu głównego Berlinale, w którym film brał udział, jest to całkiem dużo, bo o poziomie tegorocznego festiwalu krążą już przecież niesławne legendy. „Don’t Worry, You Won’t Get Far on Foot” wychodzi z konkursu co prawda bez nagród, ale mimo wszystko obronną ręką (choć bardzo kusi, aby teraz napisać – dziarskim krokiem).

Scenariusz oparty jest na autobiografii zmarłego przed ośmioma laty Johna Callahana, rysownika  portlandzkiego tygodnika Willamette Weekly, ex-alkoholika, który w wieku dwudziestu jeden lat w wyniku poważnego wypadku samochodowego traci czucie w członkach i zostaje przykuty do wózka inwalidzkiego. Losy temperamentnego artysty, słynącego z ciętego języka i niepoprawnych politycznie uwag, stanowią wdzięczny materiał na interesujący biopic i mają  potencjał, aby pod kierownictwem zdolnego reżysera stać się uniwersalną historią o przezwyciężaniu słabości oraz – oj, tak, jesteśmy przecież za oceanem – spełnieniu amerykańskiego snu a rebours. Jeśli dodamy do tego charyzmatyczną obsadę z zadziornym Joaquinem Pheonixem na czele (a gwiazdor „Mistrza” tym razem znów nie zawodzi) otrzymamy prawidłowo skrojony, zabawny i ciepły – choć niezbyt ciepły – film o walce z nałogiem,  ku upragnionemu  przez niejednego widza pokrzepieniu ducha.

Dont Worry, You Wont Get Far On Foot (2018, reż. Gus Van Sant)

„Don’t Worry, You Won’t Get Far On Foot” to bardzo poprawna historia kojąca smutki jak cukier, chociaż tak naprawdę składa się głównie z goryczy. Bo czy można inaczej spojrzeć na  losy zarozumiałego pijaka próbującego w (dość niekonwencjonalnym) klubie AA odnaleźć dawno pogrzebane pokłady silnej woli i kreatywności? Tarczą przeciwko taniemu sentymentalizmowi spod znaku ckliwych “okruchów życia”, na którego granicy film nieraz balansuje, staje się cierpki, bezlitośnie trafny humor Callahana i szczerze zabawne gagi. Błędem byłoby zbagatelizowanie także pełnych kolorytu postaci drugoplanowych: Jonaha Hilla, Jacka Blacka, Udo Kiera, Rooney Mary (tym razem wciela się w chyba nazbyt stereotypową, a przez to bezcharakterną partnerkę głównego bohatera). Przeoczeniem byłby też brak aprobaty dla ironicznego dystansu, z jakim Van Sant zwraca się ku preferowanym przez siebie niegdyś tematom – scena paradokumentalnego zbliżenia na terapeutę, który siedzi w parku w towarzystwie jednego z pacjentów, jawnie sugerująca ich homoseksualną relację, jest mrugnięciem do widza zaznajomionego z problematyką wcześniejszych filmów reżysera.

Tym razem jednak twórca „Mojego prywatnego Idaho” idzie inną drogą, skupiając się na skomplikowanej wewnętrznej przemianie głównego bohatera. Pokazuje jak z przeciętnego pijaczyny bez ambicji stał się zdolnym, cenionym w całych Stanach satyrykiem – a to wszystko w wyniku nieszczęśliwego wypadku – z powodu piwa, którego sam sobie nawarzył, a które teraz musi z grymasem na twarzy wypić (choć to dość gorzkie porównanie, bo to właśnie alkohol zniszczył mu życie). Całość wypada nieco staroświecko, z natężeniem dydaktyzmu odrobinę za wysokim dla dorosłego człowieka, podkreślonego nieraz czułostkową muzyką Danny’ego Elfmana, jednak patchworkowa, pełna elips i retrospekcji konstrukcja, zgrabnie przeplatana ożywionymi ilustracjami Callahana, znacznie uatrakcyjnia film narracyjnie, czyniąc seans hołdem dla (sportretowanego mimo wszystko z dużą sympatią) amerykańskiego satyryka.

Asia Najbor

Dont Worry, You Wont Get Far On Foot
USA, 113′
reż. Gus Van Sant, scen. Gus Van Sant, zdj. Christopher Blauvelt, prod. Anonymous Content, Big Indie Pictures, Iconoclast, wyst. Joaquin Phoenix, Jonah Hill, Rooney Mara, Jack Black, Beth Ditto, Udo Kier, Kim Gordon